Na wsi nie powstają masowo zrzeszające kobiety stowarzyszenia czy działające na ich rzecz fundacje, tylko właśnie Koła Gospodyń Wiejskich. Często już sam fakt, że kobiety potrafią wywalczyć sobie choćby jeden dzień w tygodniu, w którym się spotykają i kiedy nie ma możliwości, żeby miały zostać w domu, może być dla nich początkiem procesu upodmiotowienia – mówi Jan Mencwel, współautor raportu z badań Kół Gospodyń Wiejskich.
Jan Mencwel, Pracownia Badań i Innowacji Społecznych Stocznia: – Tytuł jest nieco przewrotny, bo faktem jest, że większość Kół zajmuje się aktywnościami kulinarnymi. Jednak repertuar ich działań jest w rzeczywistości znacznie bogatszy. Pojawiło się dużo elementów, które wcześniej w tego typu organizacjach w ogóle nie występowały.
To znaczy?
J.M.: – Koła w coraz większym stopniu widzą swoją misję nie tyle w pracy na rzecz kobiet na wsi, co w podejmowaniu przez kobiety aktywności na rzecz swoich społeczności. Już to samo w sobie jest nowością.
Owe aktywności są zresztą szalenie różnorodne.
J.M.: – To prawda. Działania Kół nie są w żaden sposób skodyfikowane. Każde z nich samo ustala więc zakres tego, czym chciałyby się zajmować jego członkinie. Wymyśla siebie od nowa.
Stereotyp podpowiada, że tworzą je starsze panie zajmujące się produkcją przetworów.
J.M.: – I w większości wypadków członkinie Kół rzeczywiście te przetwory robią. W naturalny sposób chcą się bowiem zajmować także rzeczami, w których czują się mocne. Ale często nie chodzi tylko o ugotowanie rosołu na zebranie w gminie, ale też na przykład o promocję produktów regionalnych, a przez to całej miejscowości.
Jakie jeszcze działania Kół szczególnie was ujęły?
J.M.: – Koło Gospodyń Wiejskich z Lesznowoli – spośród badanych przez nas chyba najbardziej nietypowe, bo bardzo nowoczesne i zrzeszające młode kobiety – zorganizowało wielkie obchody 600-lecia miejscowości. I to pomimo tego, że nie były w sposób szczególny zainteresowane historią. Był to jednak z ich strony gest wobec starszych mieszkańców gminy. Chciały stworzyć sferę spotkania między starszymi a młodszymi mieszkańcami wsi, w której istnieje silny podział na mieszkających w niej od zawsze i przyjezdnych.
Ano właśnie. Kolejny stereotyp podpowiada, że Koła tworzą panie w strojach regionalnych, skupione na kultywowaniu tradycji.
J.M.: – Na pierwszy rzut można odnieść takie wrażenie. Kwestia łączenia tradycji z nowoczesnością jest w przypadku Kół jednak bardziej skomplikowana. Dobrze to widać na przykładzie potraw, które często okazują się wolną kreacją na bazie odkopanej gdzieś na strychu receptury. Potrawy przedstawiane jako regionalne często nie są wcale dobrze znane w danej miejscowości. Stają się jednak dobrym narzędziem promocji regionu. W jednej z wsi, w których byliśmy, Koło wymyśliło, by jako tradycyjne przedstawiać potrawy z dyni, co nie było elementem powszechnej świadomości. Ale w tej chwili w gminie organizowany jest Festiwal Smaków Dyniowych, przyciągający gości z innych regionów.
Są też przypadki jeszcze ciekawsze. Członkinie wspomnianego już Koła Gospodyń Wiejskich w Lesznowoli same projektują stroje, mocno nawiązując do ludowych ornamentów, ale jednocześnie pozostając przy bardzo nowoczesnym kroju. Niekiedy to nawiązywanie do tradycji okazuje się więc bardzo luźne.
Skąd wzięła się stagnacja w rozwoju Kół, która miała miejsce w latach 90.?
J.M.: – Podstawowe źródło miała w ogólnej stagnacji życia na wsi. Na pierwszym etapie przemian, wieś – przede wszystkim popegeerowska – ucierpiała na tyle, że trudno było o jakąkolwiek aktywność jej mieszkańców. W jednej z wsi, w których byliśmy, duży budynek Ośrodka Kultury, znajdujący się w centrum miejscowości, w latach 90. został wynajęty na dyskotekę, by gmina miała jakiekolwiek przychody. Ośrodek Kultury zniknął. Dodatkowo pokutowało przekonanie, że trzeba zlikwidować rozmaite relikty dawnego systemu, do których zaliczono także Koła. Niesłusznie zresztą, gdyż źródła ich działalności sięgają XIX wieku. I o ile niektóre formy działalności, na przykład Ochotnicze Straże Pożarne, zostały objęte systemem państwowej ochrony, o tyle nie dotyczyło to oczywiście Kół Gospodyń Wiejskich.
Odbicie nastąpiło na początku XXI wieku.
J.M.: – Częściowo na pewno związane jest to z programami przedakcesyjnymi i samym wejściem Polski do Unii Europejskiej, na którym wieś wyraźnie zyskała. Wygląda na to, że nałożył się na to również powrót potrzeby pewnej samoorganizacji – generalnie charakterystycznej dla wsi, ale osłabionej w marazmie lat 90.. Kiedy pojawiły się fundusze, a wraz z nimi nadzieja na rozwój, powróciła również chęć działania. Wreszcie: wieś zaczęła się zmieniać pod względem obyczajowym. Kobiety w coraz większym stopniu chciały zyskać większą podmiotowość, której Koła są jednym z wyrazów. Ciekawe jest jednak to, że mając swój charakter wręcz emancypacyjny, Koła zajmują się jednocześnie działaniami kojarzonymi z tradycyjnie pojmowaną rolą gospodyni domowej. W ich wypadku stają się one jednak sposobem na zaistnienie w przestrzeni publicznej.
W jaki sposób?
J.M.: – Na wsi nie powstają masowo zrzeszające kobiety stowarzyszenia czy działające na ich rzecz fundacje, tylko właśnie Koła Gospodyń. Często ich działalność zaczyna się od regularnych spotkań, nawet bez konkretnie określonego celu. Już sam fakt, że kobiety potrafią wywalczyć sobie tę przestrzeń, na przykład jeden dzień w tygodniu, w którym się spotykają i kiedy nie ma możliwości, żeby miały zostać w domu, może być dla nich początkiem procesu upodmiotowienia. Bo mężczyźni muszą – i bardzo często chcą – to zaakceptować.
Czy Koła Gospodyń Wiejskich bronią się przed formalizacją?
J.M.: – Zdecydowana większość z nich działa w sposób niesformalizowany. A tam, gdzie członkinie Koła zdecydowały się na założenie stowarzyszenia, mówiły o tym z lekką ironią, podkreślając, że zostały do tego zmuszone ze względu na możliwość pozyskiwania funduszy, ale w istocie nie jest im to do niczego innego potrzebne – wszystko działa tak jak wcześniej. Bardzo ważne jest dla nich poczucie autentyzmu swoich działań. Nie chcą zamienić się w organizację, która zajmuje się pozyskiwaniem dotacji…
Na to, na co akurat są ogłoszone konkursy…
J.M.: – Otóż to. Uważam zresztą, że jest to zjawisko pozytywne w tym sensie, że Koła niosą ze sobą autentyczną energię, której członkinie bardzo chcą bronić.
W twojej ocenie formalizacja niesie ze sobą poważne zagrożenia?
J.M.: – Jakieś z pewnością. Często się zdarza, że władze chcą wykorzystywać Koła nieco instrumentalnie dla swoich celów – na przykład związanych właśnie z pozyskiwaniem funduszy. Warto więc dbać o to, by Koła nie były zależne od samorządowców, którzy mogą arbitralnie zdecydować na przykład, czy przyznać Kołu pieniądze na wyjazd na konkurs powiatowy.
Czy Koła mają jakąś tożsamość polityczną?
J.M.: – Starają się być apolityczne. Kobiety często podkreślały, że Koła działają świetnie między innymi dlatego, że jak się spotkają mężczyźni, to od razu zaczynają „politykować”, zamiast skupić się na działaniu. Na pewno starają się jednak dobrze żyć z władzą, wypracowując sobie własną pozycję, starając się o docenienie ich działań.
A czy nie jest tak, że brak formalizacji skutkuje niekiedy ograniczeniem możliwości rozwoju Koła?
J.M.: – Historia jednego z Kół, które badaliśmy, nie była historią sukcesu, a nieustannego zmagania się z trudnościami. Podstawową z nich był brak nowych członkiń i energii do działania. Powodów takiego stanu rzeczy można się doszukiwać między innymi w tym, że być może ta tradycyjna nazwa, jaką jest Koło Gospodyń Wiejskich, okazuje się nieatrakcyjne dla wielu kobiet, które chcą się poczuć bardziej nowoczesne. Powodom, dla których kobiety nie zapisują się do Kół, trzeba byłoby jednak poświęcić osobne badanie.
Brak formalizacji sprawia również, że brakuje pewnych sztywnych ram, dających organizacji pewien rodzaj bezpieczeństwa.
W czym zatem twoim zdaniem tkwi największa wartość tego typu aktywności społecznej, jaką są Koła?
J.M.: – We wspomnianym już połączeniu tradycji i nowoczesności, które skutkuje świeżym podejściem do modernizacji. Świeżym, czyli opartym nie o przekonanie, że to, co stare, trzeba odrzucić jako zbędny balast, a na jego miejsce zaszczepić nowy rodzaj samoorganizacji, ale o wiarę, że na owe zastane formy, które często wydają nam się przeżytkiem, warto popatrzeć w kategoriach potencjału, który można twórczo wykorzystać. Przynajmniej niektóre Koła pokazują, że może się tak właśnie dziać.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)