Bierzemy sprawy w swoje ręce - mówią panie, które są świeżo po kursie "Kobiety dla samorządu - Samorząd dla kobiet". I zdecydowały się wystartować na radne
Mają od dwudziestki do prawie siedemdziesiątki. Na radne stratują z list lokalnych komitetów, ale nie tylko. Z Warszawy i podwarszawskich gmin. Zdecydowały się na to pierwszy raz.
Nabrałam pewności
- W 2006 r. nie miałam osiemnastki, ale już wtedy wiedziałam, że w następnych wyborach to na pewno wystartuję - opowiada Ania Łukawska. Ma 22 lata, mieszka w Koszajcu pod Brwinowem, studiuje pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim. Jest kandydatką Samorządowej Wspólnoty Mieszkańców Gminy. Wcześniej działała w radzie sołeckiej.
- Pewności nabrałam po Kongresie Kobiet. Wcześniej czułam się niedowartościowana, myślałam, że ludzie dziwacznie patrzą na moje pomysły. Po kongresie poczułam się niejako zaproszona do kandydowania - opowiada Eleonora Stokowska-Starzycka, lat 63. Kandyduje na Ochocie z list Ochockiej Wspólnoty Samorządowej.".
Magdalena Waś, kandyduje na Mokotowie z list SLD, pracuje w dzielnicy w sekretariacie wydziału infrastruktury. - Mężczyźni mają "orliki". A co mają robić kobiety? - pyta. - I to chcę zmienić. Mam zaszczytne ostatnie miejsce na liście, ale łatwo się nie dam.
Te trzy panie wzięły udział w szkoleniach dla kandydatek na radne przeprowadzone przez Fundację Rozwoju Demokracji Lokalnej na zlecenie stowarzyszenia Kongresu Kobiet dzięki funduszom z Fundacji Batorego.
- Po co takie szkolenia? Kobiet jest ok. 50 proc., a są absolutnie niedoreprezentowane w samorządzie. Ok. 30 proc. sołtysów i 20 proc. radnych to panie. A im wyżej, tym gorzej: kobiet wójtów jest 10 proc, kobiet prezydentów miast w całej Polsce jest zaledwie kilka, kobiety marszałka nie ma - wylicza Joanna Reyman z Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej.
Pani Joanna opowiada: - W każdej grupie było 20 pań: z PO, z SLD, z PiS, z PSL, z lokalnych komitetów. I nie było kłótni. Kandydatki pomagały sobie przy układaniu haseł wyborczych, tworzeniu ulotek. Wymieniły się telefonami, e-mailami i dalej się konsultują. Wyobraża pan sobie coś takiego między mężczyznami z różnych partii?
Jeździmy tym samym pekaesem
Na szkoleniach było m.in. ABC samorządu, były warsztaty z prowadzenia kampanii wyborczej i tworzenia plakatów. - Ulotkę mam prawie gotową - mówi Eleonora Stokowska-Starzycka. Mieszkała przez jakiś czas w Holandii i tam pokochała rowery. Na Ochocie też stawia na jednoślady: przede wszystkim ścieżki rowerowe i stojaki (jako członek zarządu wspólnoty mieszkaniowej wywalczyła już dwa). Chce też walczyć z psimi kupami, marzą się jej dzielnicowe garażowe wyprzedaże antyków i najróżniejszych szpargałów, jak w Holandii.
- Znam problemy ludzi, jeździmy tym samym pekaesem - mówi Ania Łukawska. Też ma gotowy program. - Mój okręg jest wiejski. Na poboczach dróg nie ma chodników. To niebezpieczne - mówi. Chce pomagać samotnym matkom - Kto lepiej je zrozumie, jak nie druga kobieta? - pyta.
Magdalena Waś planuje happeningi na swoim osiedlu na Stegnach. Jak z rękawa sypie swoimi postulatami: - Ulica Pory jest zaniedbana, nie ma asfaltu. Brakuje nam tutaj bezpośredniego połączenia z metrem Wilanowska, kładki nad Sobieskiego, mało jest placów zabaw, nie ma ścieżek do nordic walking.
- A co, jak się nie uda zdobyć mandatów? - pytam. Panie: - Nic strasznego się nie stanie. Dalej będziemy działać dla lokalnej społeczności.
Magdalena Waś śmieje się: - Nie uda się teraz, to za cztery lata. Albo od razu w wyborach do Sejmu.
Źródło: warszawa.gazeta.pl