Na ulicy Brzeskiej , owianej złą sławą, dziąła klub dla dzieci. Mogą tam odrobić lekcje, pouczyć się angielskiego, pogadać z kolegami, trochę pobawić. Są też warsztaty plastyczne i pokazy kuglarskie. Główne zasady są tylko dwie: nie wolno palić, nie wolno przeklinać. Bo tych dzieciaków nie mozna zniechęcić.
"Klub przy Brzeskiej 20 niedługo może przestać istnieć. - Nie
mamy stałego dofinansowania czynszu i pensji pracowników.
Zatrudniamy sześciu pedagogów, którzy pracują prawie za darmo.
Odchodzą, bo muszą z czegoś żyć, a po całym dniu spędzonym tutaj
nie mają siły, żeby szukać dodatkowej pracy. Na razie pomagają nam
wolontariusze. Ostatnio jedno małżeństwo zamiast prezentu ślubnego
zasponsorowało wyprawki szkolne dla dzieci - opowiada Kamila.
Stowarzyszenie Mierz Wysoko dostaje wprawdzie granty od miasta, ale
trzeba je wykorzystać na konkretne projekty, np. na wyjście do
muzeum albo do kina. - Zżera nas biurokracja. Dostaliśmy grant na
system alarmowy. Potem okazało się, że alarm nie będzie nam jednak
potrzebny, ale i tak musieliśmy na niego wydać 2,5 tys. zł. A nie
mamy nawet czym zapłacić za kanapki dla dzieci - mówi Marta. I
dodaje: - Pedagodzy mogą pracować za półdarmo, ale właśnie
przyszedł rachunek za ogrzewanie. Za ostatnie pół roku - 4,5 tys.
zł. Nie mam skąd wziąć tych pieniędzy. Za dwa miesiące trzeba
będzie zamknąć klub. Na ulicę możemy wrócić dopiero wiosną, ale
wtedy dzieciaki z Brzeskiej nie będą już chciały z nami rozmawiać.
Poczują się oszukane" - pisze w Stołecznej Gazecie Wyborczej Marta
Lasek.
Więcej:
Marta Lasek, "Pomóżcie czarodziejom z Brzeskiej", Stołczna
Gazeta Wyborcza, 2008-09-01,
Źródło: http://miasta.gazeta.pl/warszawa