O wolności, przeszukaniach, reżimie i demokracji rozmawiamy z Henadzem Zhylevichem, socjologiem, działaczem Stowarzyszenia Inicjatywa Obywatelska Pro Civium. Wywiad przeprowadziła Agnieszka Wiatr, Rzecznik Prasowa organizacji.
Agnieszka Wiatr: – Jesteś Białorusinem czy Polakiem, i w końcu, jak to się stało, że znalazłeś się w Polsce?
Henadz Zhylevich: – To zacznę może od tego, jak znalazłem się w Polsce, ponieważ to, myślę, wyjaśnia wiele już na samym początku. Mam polskie korzenie – konkretnie mój dziadek, którego nazwisko brzmiało Rybczyński, a jego rodzina przeprowadziła się z Łodzi na Białoruś, gdzie do dziś (przynajmniej jeszcze pod koniec XX wieku) mieszkali krewni, choć niestety kontakt z nimi został zerwany. Od dzieciństwa słyszałem polskie słowa, nie rozumiejąc, skąd pochodzą, i dziwiłem się językowi, w którym pisali moi dziadkowie (oboje skończyli polską szkołę w latach dwudziestych w naszym rodzinnym Pińsku) – po rosyjsku nigdy nie nauczyli się pisać. Dopiero kiedy dorosłem i zacząłem rozumieć więcej, wyjaśniono mi, że to język polski. W 2008 roku została podpisana ustawa o Karcie Polaka i już w 2011 roku ją otrzymałem, zacząłem jeździć do Polski, pogłębiać znajomość języka i kultury, a po dziesięciu latach rozpocząłem drugi stopień studiów z socjologii w Lublinie. Przyjeżdżałem na zjazdy, co półtora miesiąca, pisałem prace naukowe, robiłem prezentacje, a w 2023 roku obroniłem pracę magisterską. Moje poglądy polityczne od zawsze były demokratyczne i obserwowałem życie polityczne w Polsce podczas swoich pobytów tutaj.
Po uzyskaniu dyplomu magistra socjologii postanowiłem zdobyć drugi – tym razem z politologii. W liście motywacyjnym do uczelni (wymagano takiego pisma) wyjaśniłem, że kiedy „przyleci czarny łabędź” (pojęcie socjologiczne oznaczające nieprzewidziane okoliczności zmieniające społeczeństwo), chciałbym wiedzieć i rozumieć, jak budować państwo demokratyczne. Zawsze interesowały mnie również kwestie sprawiedliwości, dobra i zła, etyki oraz celu ludzkiego istnienia, dlatego na jesieni 2024 roku podjąłem studia na Wydziale Filozofii KUL-u. Moja ciekawość poznawcza doprowadziła mnie także do udziału w kilku kursach online, z których jeden organizowany był przez Wolny Białoruski Uniwersytet w Warszawie na temat konfliktologii. Niestety, ten uniwersytet został uznany przez białoruskie władze za ekstremistyczny z powodu promowania i kształtowania wartości demokratycznych, zwłaszcza z terenu Polski. Wszczęto przeciwko niemu sprawę karną, a do wszystkich słuchaczy, których zidentyfikowano na podstawie połączeń internetowych, przyszli funkcjonariusze KGB (tak, do dziś noszą tę nazwę, jak za czasów ZSRR). Przeprowadzono rewizję, znaleziono moje prace z socjologii i politologii, w których bez ogródek oceniałem władze białoruskie, a także przedmioty z narodową symboliką białoruską, obecnie zakazaną.
Biorąc pod uwagę moje polskie pochodzenie i posiadanie Karty Polaka (która jest w Białorusi zakazana – jej posiadacz nie może pracować w instytucjach państwowych, co jest dyskryminacją na tle narodowym, a inni powinni przejść specjalną rejestrację w MSW, czego oczywiście nie zrobiłem) – to wszystko wystarczyło do mojego aresztowania i konfiskaty wszystkich komputerów oraz urządzeń elektronicznych. Nie będę opisywać szczegółowo samego aresztowania, przesłuchań, pobytu w celi i sądu. Artykuł był administracyjny, ale według zwyczaju obecnych władz białoruskich, po administracyjnym następuje sprawa karna, a potem już wyrok więzienia na kilka lat. Aby uniknąć więzienia, zanim urzędnicy wpisali mnie na listę osób z zakazem wyjazdu z kraju, nawet nie zwalniając się z pracy, wyjechałem do Polski i tak zostałem bezrobotnym emigrantem politycznym, zupełnie bez niczego, sam. Po przyjeździe zacząłem szukać pracy – trzeba przecież z czegoś żyć. Ponieważ miałem już wykształcenie socjologa, przeglądałem strony organizacji pozarządowych i przyciągnęło moją uwagę ogłoszenie naszego Stowarzyszenia dotyczące walki ze stygmatyzacją i marginalizacją – to przecież zagadnienia socjologa, a będąc bezrobotnym emigrantem z obcego kraju sam znalazłem się w tej grupie. Stygmatyzacja, czyli „przyklejanie etykiet”, postrzeganie określonych grup społecznych przez pryzmat utrwalonych stereotypów, jak i marginalizacja, dotyczy nie tylko alkoholików, narkomanów czy osób odbywających karę więzienia, ale również emigrantów znajdujących się na obrzeżach społeczeństwa – na tym właśnie polega znaczenie terminu „marginalny”. Dlatego składając aplikację o członkostwo w naszej organizacji chciałem w jakiś sposób pomagać takim jak ja, zwłaszcza że znam język, jak mi się wydaje na poziomie komunikatywnym, oraz posiadam wiedzę o społeczeństwie polskim – przynajmniej teoretyczną, wyniesioną ze studiów socjologicznych i politologicznych.
Czym zajmujesz się w Pro Civium i jak wielu jest w organizacji obcokrajowców?
– Ja i jeszcze kilku z Ukrainy, uchodźców wojennych. Gdy tylko zakończył się proces rekrutacji w Stowarzyszeniu pojawiła się propozycja prowadzenia strony w języku białoruskim, ale temat szybko ucichł i sam go nie poruszałem, szczerze mówiąc, bo byłem tu nowy, nie jestem psychologiem ani prawnikiem i nie znam aż tak „podwodnych prądów” organizacji. Aktualnie dołączyłem do zespołu realizującego zadanie publiczne i jako socjolog prowadzę webinary. Pierwszy już w tym miesiącu - zapraszam!
Słuchając mowy Białorusinów trudno nie zauważyć, że posługują się na co dzień językiem rosyjskim, a więc językiem ciemiężcy. Trudno to zrozumieć. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie Ukraińców mówiących dziś po rosyjsku, lub kiedyś Polaków po niemiecku.
– Białorusini mówią po rosyjsku nie dlatego, że kochają Rosjan (przecież Szkoci i Irlandczycy bardzo nie lubią Brytyjczyków, ale mówią po angielsku, a mieszkańcy Ameryki Południowej niekoniecznie darzą sympatią Hiszpanów czy Portugalczyków, choć ich językiem się posługują), lecz w wyniku procesów historycznych i „rusyfikacji” Białorusinów już od 150 lat – zbliżania sztucznie języka białoruskiego do rosyjskiego i zakazywania jego używania. Formalnie język białoruski jest językiem państwowym, tak samo jak rosyjski, ale jeśli ktoś odezwie się po białorusku poza lekcjami tego języka, na ulicy, w sklepie czy – nie daj Boże – w urzędzie państwowym, natychmiast zostanie oskarżony o ekstremizm, o to, że jest „banderowcem” i nacjonalistą, i można być pewnym, że wkrótce odwiedzi go policja w domu, sprawdzając telefon i komputer pod kątem „ekstremistycznych materiałów”. Sympatii prorosyjskich jest niestety również sporo, co wynika z bardzo silnej i skutecznej propagandy, bo innych punktów widzenia się nie przedstawia, wszędzie mówi się tylko jedno, a nawet inteligentni ludzie zaczynają wierzyć, gdy dzień w dzień powtarza się to samo, a za subskrypcję niezależnych lub zagranicznych mediów grozi więzienie.
Czy Polacy tak samo w Polsce odnoszą się do Białorusinów jak do Ukraińców? Jedni z sercem, inni najchętniej widzieliby ich już pakujących się na Ukrainę.
– Kwestie dotyczące relacji Polaków i Ukraińców już mniej więcej sformułowałem na webinar, ale mogę je tutaj krótko wyjaśnić. Czy możemy odróżnić Białorusinów od Ukraińców? Takie pytanie zostało zadane, ale uważam je za niepoprawne. Jak można odróżniać różne narodowości – po wyglądzie, kolorze skóry, zapachu, kolorze oczu czy rozmiarze czaszki? Czy ktoś chce rozpoznawać ludzi na ulicy po narodowości? To pytanie rozstrzygnęli naziści, przyszywając gwiazdę Dawida na ubrania Żydów – nie sądzę, żeby to był dobry trop.
Polacy coraz częściej zarzucają Ukraińcom brak wdzięczności za okazaną pomoc po wybuchu wojny na Ukrainie…
– Odnośnie wdzięczności – o tym szerzej na webinarze, ale już teraz mogę powiedzieć: natychmiast przypomina się prezydent Trump, który krzyczał do prezydenta Zełenskiego, że Ukraina nie jest wdzięczna za pomoc. Jako osoba związana ze środowiskiem akademickim chciałbym najpierw sprecyzować, co rozumie się przez wdzięczność, jakie są kryteria jej wyrażania – ilościowe, jakościowe, przestrzenno-czasowe. Ustalenie tego przybliży nas do zrozumienia, jakiej wdzięczności oczekuje polskie społeczeństwo i jego różne części. Ukraińcy są wdzięczni Polsce – w prywatnej rozmowie jeden młody Ukrainiec powiedział mi: „Polska zrobiła dla mnie w półtora roku więcej niż państwo ukraińskie przez całe życie”. Ale jak tę wdzięczność wyrazić, by była zrozumiała? Codziennie mówić „dziękuję” każdemu spotkanemu człowiekowi, kłaniać się i całować po rękach? Raczej nie. Wielu Ukraińców po Eurowizji pisało w mediach społecznościowych, że przepraszają za głosowanie – sam widziałem takie komentarze, ale to skomplikowana kwestia polityczno-społeczna, której nie da się rozstrzygnąć w kilku zdaniach. Potrzebny jest dialog; cztery miliony osób innej narodowości nie mogą bezproblemowo wtopić się w nowe społeczeństwo w krótkim czasie – potrzebny jest czas, wysiłek, programy integracyjne, nauka tradycji i kultury, organizacja spotkań integracyjnych, wycieczek, wizyt w muzeach, szukanie tego, co nas łączy, a nie dzieli. Taką właśnie koncepcję przedstawiłem po przyjściu do Stowarzyszenia i chętnie zająłbym się jej realizacją w przyszłości.