Skąd ludzie biorą siłę do działania? Z sukcesów. Z tych spektakularnych, ale i tych drobnych, codziennych. Z chwil, kiedy czujesz, że sprawy idą tak, jak tego chcesz i potrzebujesz, i że to, co robisz, przynosi zamierzony efekt. Czasami jednak życie obdarowuje nas niepowodzeniem. Ciężka praca zamiast radości przynosi rozczarowanie i smutek. Jak się podźwignąć? Jak sprawić, by znów chciało się chcieć?
Naturalny spadek mocy
Są takie chwile w życiu i w pracy, kiedy człowiek zwalnia. Jedne są następstwem pracy zwieńczonej sukcesem, kiedy zwyczajnie potrzebujemy odpocząć po wysiłku. Są okazją do złapania oddechu i naładowania akumulatorów. Stają się rodzajem nagrody, na który ciężko zapracowaliśmy. I tym spadkom energii z reguły nikt się nie dziwi. Ba! Nawet zachęca się do nich, mówiąc: „Dobra robota! Czas na relaks”. Inaczej rzecz się ma w sytuacji, gdy dopada nas niemoc wynikająca z niepowodzenia.
Czasami, zmagając się z różnymi zadaniami, pomimo wysiłku i ciężkiej pracy, nie osiągamy zaplanowanych celów. Dopada frustracja, której skutkiem jest niemoc. Co wtedy mówią nam nasi szefowie albo współpracownicy? „Weź się w garść! Nie możesz się poddać! Potrzebujemy Cię!”. Na niektórych działa to motywująco, jednak warto pamiętać, że po doświadczeniu porażki (jakkolwiek jej nie definiować) również mamy prawo do odpoczynku! W tej sytuacji pełni on podwójnie ważną rolę. Podobnie jak po sukcesie daje szansę na regenerację sił. Warto pamiętać, że bez względu na to, czy osiągnęliśmy zamierzony cel czy nie – często mamy za sobą podobną drogę. Czasami nawet ta zakończona niepowodzeniem może kosztować nas więcej! Zwolnienie tempa jest szansą na refleksję. A ta potrzebna jest do poukładania siebie i świata na nowo. Po co nam taki czas? Bowiem po porażce następuje cykl żalu związany ze stratą. Zanim jednak dojrzejemy do chwili, by móc wyciągnąć wnioski z doświadczenia, które za nami, warto pamiętać, że wcześniej przechodzimy jeszcze inne etapy.
Cykl żalu
Niepowodzenie to często przekreślenie naszych marzeń i strata wiary w możliwość powodzenia projektu lub naszych konkretnych działań. Wyobraź sobie, że przez wiele tygodni albo nawet miesięcy z pełnym zaangażowaniem pracujesz, by osiągać sukces, aż tu pewnego dnia dzieje się coś, co każe Ci myśleć: „wszystko na nic!”. W pierwszym odruchu aż ciężko uwierzyć, że dochodzisz do muru i już nic nie da się zrobić. Bardzo silnie tego uczucia doświadczasz na przykład wtedy, gdy angażujesz się w pomaganie ludziom w trudnej sytuacji życiowej albo chorym. Robisz wszystko, co w Twojej mocy, by uratować czyjś los, czyjeś życie, ale w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że „przeciwnik” był silniejszy. W głowie kłębią się myśli: „To niemożliwe!”, „Nie wierzę, że to się stało”, „Ale jak to? Przecież jeszcze wczoraj byliśmy pewni, że wygramy”.
Niedowierzanie jest naturalnym, pierwszym etapem przeżywania żalu po stracie. Dlaczego? Bo przez jakiś czas byliśmy skoncentrowani na zupełnie innym stanie. Przyzwyczailiśmy się do wizji sukcesu, wierzyliśmy w słuszność określonego rozwiązania i całymi sobą byliśmy zatopieni w aktywności, która miała określony cel. Rzeczywistość nagle wyrywa nas z tego stanu. Zaskakuje i wymusza przestawienie myślenia na zupełnie inny tor. Nasz umysł się broni. Stąd w głowie plątanina myśli, którymi próbujemy uratować nasz wewnętrzny świat przed „nowym”.
To nie trwa jednak długo. Codzienność dostarcza nam informacji, które nie pozostawiają złudzeń, że jednak się nie udało. Zaczynamy kolejny etap cyklu żalu – przeżywanie złości. Racjonalnie oceniając ten etap, może on dziwić. Złość i przeżywanie żalu? Przecież jedno do drugiego nie pasuje! A jednak. Zauważ, że przy stracie – czy to kogoś bliskiego, czy wiary w powodzenie – pojawiają się myśli typu: „Ten system jest chory! Powinni ratować człowieka, a nie skupiać się na biurokracji”, „Gdybym wtedy jeszcze raz poprawił ten projekt, może byśmy wygrali konkurs”, „Jak oni mogli mi to zrobić!
Przecież z całych sił próbowałam!”. Na tym etapie mamy tendencję do szukania winnych i przysłowiowego palenia czarownic na stosie. Czasami swoją złość kierujemy na zewnątrz, na innych ludzi, instytucje, system. Bywa też tak, że obwiniamy siebie, mamy żal do siebie samych o to, że być może zrobiliśmy za mało, nie dość dobrze albo na niewystarczająco szeroką skalę. Złość jest bardzo energochłonna. Po pewnym czasie wypala nas i doprowadza do stanu uspokojenia nerwów.
Wówczas w naturalny sposób przechodzimy do kolejnego etapu. Jest nim refleksyjny smutek. To taki czas, kiedy wstępnie pogodzeni z losem, już po wybaczeniu sobie i innym, możemy przystąpić do pierwszej inwentaryzacji świata po stracie. To moment, gdy możesz rozejrzeć się wokół, dokonać pierwszych podsumowań i bilansów. Sprawdzić, jakie masz obecnie potrzeby, jakie zadania przed Tobą stoją i co do ich realizacji jest Ci potrzebne. To też dobry moment na wyciąganie wniosków z minionego doświadczenia. Warto sprawdzić, co działało na naszą korzyść, a czego w przyszłości warto unikać. To właśnie teraz następuje bardzo ważny czas na nagrodzenie siebie i innych za wysiłek, jaki został poniesiony, by móc zrobić tyle, ile zostało zrobione. W sytuacji niepowodzenia jest to o tyle ważne, że nie doświadczamy naturalnej gratyfikacji, jaką jest sukces. Co więc nią jest?
Zyski z porażki
Uczymy się wstawać, upadając – stwierdził niemiecki psychoterapeuta Bert Hellinger, na jednym z warsztatów, jakie prowadził w Polsce. Co to oznacza? Otóż jest to pierwszy wymiar porażki, jako doświadczenia, które jest nam w życiu potrzebne! Spójrz, kiedy coś Ci się nie udaje, masz możliwość przekonania się o tym, ile jest w Tobie siły, by móc się podźwignąć po ciosie.
To okazja do sprawdzenia, jacy ludzie są wokół Ciebie. Czy ci, których nazywasz swoimi przyjaciółmi, faktycznie nimi są? Czy będą obok Ciebie, by Cię wesprzeć? A może osoby, po których się tego nie spodziewasz, okażą się pomocne?
Porażka to okazja do odkrycia w sobie zasobów, o jakich nie mieliśmy pojęcia. Niepowodzenie, a nawet samo zagrożenie nim, wyzwala w nas wolę walki, budzi pokłady kreatywności i uruchamia czasem wielką siłę. Spójrz czasem za siebie i zobacz, ile wiedzy i ważnych przemyśleń płynie z poniesionych w przeszłości niepowodzeń. O ile silniejszymi czynią nas te wydarzenia, ile uczą, jak wiele na temat nas i otaczającego świata pokazują. Porażka, chociaż jest doświadczeniem trudnym i niechcianym (bo komu zależy na tym, żeby mu się nie udało?!), jest potrzebna do tego, byśmy mogli rosnąć w siłę i umiejętności. Drugim wymiarem zysków, jaki płynie z niepowodzenia, jest nauka wyniesiona z drogi, jaką przeszliśmy, zanim się okazało, że się nie udało.
Wiele drobnych sukcesów
Nasze życie jest jak nić, na którą nanizane jest wiele koralików. Fakt, że dziś czytasz ten tekst jest dowodem na to, że na Twojej linii życia do tej pory było więcej sukcesów niż porażek. Dlaczego? Bo gdyby było odwrotnie, zwyczajnie zabrakłoby Ci siły, by być, działać i walczyć o siebie i ważne dla Ciebie sprawy. Po doświadczeniu niepowodzenia trudno nam jest spojrzeć na drogę, jaka za nami, i znaleźć w niej pozytywy i małe sukcesy. Jednak warto to zrobić, by mieć poczucie sensu tego, co się wydarzyło.
Rozmawiałam ostatnio z wolontariuszką zaangażowaną w akcję pomocy chłopakowi choremu na białaczkę. Przez ponad pół roku wraz z przyjaciółmi poszukiwała dla niego dawcy szpiku.
Co chwila pojawiały się na jej profilu na portalu społecznościowym posty zachęcające do zarejestrowania się w banku dawców szpiku. Byłam pod wrażeniem, jak wiele osób odpowiedziało na jej apel. Znajomi i całkiem obcy ludzie przyłączali się do jej starań i działań w walce o życie Maćka. Spotkałyśmy się w chwili, gdy młody, pełen życia człowiek, przeszedł na drugą stronę. Choroba okazała się szybsza i silniejsza, niż wszystko to, co zrobiła Agata i jej przyjaciele – wolontariusze. Po co opowiadam tę historię? Bo podobne w swoim życiorysie zapewne masz i Ty, a ta przytoczona niesie ze sobą pewną bardzo wartościową myśl. Do dziś porusza mnie zdanie, jakie padło w naszej rozmowie z ust Agaty. Wiesz – powiedziała – z Maćkiem nam się nie udało, ale ponad dwieście zarejestrowanych nowych dawców to szansa dla dwustu chorych osób, by znaleźć swojego genetycznego bliźniaka. Nie taki był mój cel, ale pomimo porażki widzę, że udało nam się coś innego, coś więcej, niż zakładaliśmy.
Porażki uczą nas pokory i to nie w znaczeniu takim, że mamy okazję przekonać się, jak wiele nie możemy. To właśnie te doświadczenia pokazują nam, że pewne nasze plany i zamierzenia mogą zostać wykorzystane do osiągnięcia innego, czasem szerszego celu. To, co pomaga podnieść się po stracie, to zadanie sobie pytania: „Po co mi to było w życiu?”. Jest to początek przeformułowania straty w zysk, spojrzenia na coś, czego wolelibyśmy uniknąć, jako na doświadczenie, które nam służy. To zaś jest początkiem podnoszenia się, by znów zacząć działać z pełną mocą.
By znów chciało się chcieć
Czy jest jedna skuteczna metoda, która gwarantuje, że po niepowodzeniu powstaniesz jak feniks z popiołów i w pełnej krasie ruszysz do przodu? Ja jej nie znam, ale są pewne warunki, o które warto zadbać i sprawy, na które dobrze jest zwrócić uwagę, by pomóc sobie i innym. Po pierwsze – daj sobie czas. Chociaż każdy z nas przeżywa porażkę po swojemu i we własnym tempie, to aby móc powrócić do „stanu używalności”, potrzebujemy przestrzeni na przeżycie cyklu żalu. Teraz, kiedy wiesz, że żal, to nie tylko smutek, ale również zaprzeczanie i złość, możesz wspierać ludzi w swoim otoczeniu, którzy doświadczyli straty. Co zrobić? W fazie zaprzeczania po prostu bądź. Stań się zwierciadłem, w którym osoba po stracie może zobaczyć siebie i swój świat. Nie pouczaj i nie moralizuj. Możesz powiedzieć: „Widzę, że to dla Ciebie bardzo trudne”, „Rozumiem, że ciężko Ci uwierzyć, w to co się stało” albo „Ja też ciągle nie mogę uwierzyć, że go tu z nami nie ma. Będzie mi go brakować”.Na etapie przeżywania złości, warto odwołać się do tego, że na pewne sprawy nie mamy wpływu. W tej fazie obwiniamy siebie lub innych za to, co się stało. Kosztuje nas to wiele energii i jeśli zakotwiczymy się w tej fazie, rozwojowo i życiowo możemy stanąć w miejscu, bowiem nie damy sobie przestrzeni na to, by dorosnąć do nowej sytuacji. Czasami nawet ludzie nie widzą, że przyszło nowe. Tak bardzo zakorzeniają się w złości i szukaniu drogi do jej rozładowania, co często wiąże się z knuciem i planowaniem zemsty. Działania te nie cofną czasu, a więc nie naprawią zaistniałej sytuacji. Jednocześnie nie mamy wówczas miejsca na budowanie życia po stracie. To, co może pomóc ludziom na tym etapie przeżywania żalu, to towarzyszenie im z ukierunkowywaniem na „tu i teraz”. Złość dotyczy przeszłości, a nam zależy, żeby odwrócić się ku przyszłości. Jak to zrobić? Pomocne mogą być zdania typu „Rozumiem to, co się z Tobą dzieje. Jestem przekonany, że zrobiłaś wszystko, co było wtedy możliwe”, „To, co się wydarzyło, już za nami. Czas pokaże, jak możemy wykorzystać to doświadczenie”, „Wiem, że teraz może Ci się to wydawać niemądre, ale jestem pewna, że to co się wydarzyło, stało się po coś”. A gdy złość już się wypali, nadchodzi czas na refleksję. To moment, kiedy warto człowieka po stracie zostawić samemu sobie z deklaracją „Jeśli będziesz mnie potrzebować, jestem obok”. Przynajmniej przez jakiś czas potrzebujemy pobyć sami, by poukładać swój wewnętrzny świat. Jeśli działamy w organizacji i sytuacja straty dotyczy wielu osób (tak, jak w przytoczonej przeze mnie historii Agaty), warto po czasie milczenia zorganizować spotkanie, gdzie wspólnie poddamy refleksji to, czego doświadczyliśmy. Jest ono okazją do zainspirowania się tym, co z porażki biorą inni ludzie. Ponieważ trudne doświadczenie dotyczy całego zespołu, tworzy się z niego naturalna grupa wsparcia. Ważne tylko, by spotkanie to moderować tak, by nie było ono okazją do lamentowania albo powrotu do fazy złości i szukania winnych. Możemy je poprowadzić tak, by każdy miał okazję odpowiedzieć sobie na pytania: „Czego nauczyło mnie to doświadczenie?”, „Czego dowiedziałem się o sobie, a czego o innych ludziach”, „Co mi/nam się udało zrobić? Co jest sukcesem?”, „Co w przyszłości w podobnej sytuacji zrobię tak samo, bo wiem, że to działa, a co zrobię inaczej?”.
Zmiana aktywności
Czasami doświadczenie porażki jest tak silne, że powrót do normalności możliwy jest pod warunkiem dostarczenia sobie kontrolowanej zmiany. Jako ludzie mamy potrzebę posiadania wpływu na rzeczywistość. Poszukujemy go niemal od początku naszego życia, obserwując, że pewne nasze działania powodują zmianę w otoczeniu i wywołują określone zachowanie innych osób. Pierwszym wywieraniem wpływu na ludzi jest u niemowlęcia dostrzeżenie związku pomiędzy własnym płaczem i pojawiającą się pełną mleka piersią mamy. Ta potrzeba kontroli rozrasta się nam i sprawia, że chcemy mieć więcej władzy nad światem. Jako dorośli ludzie planujemy, działamy strategicznie, współpracujemy ze sobą lub decydujemy się być przysłowiowym sterem, żeglarzem i okrętem, by mieć wpływ na to, jak żyjemy. Porażka wybija nas z tego nurtu, bo jej przecież nie planowaliśmy! Ją dostajemy od losu wbrew naszym oczekiwaniom i pragnieniom. Dla niektórych z nas może być to na tyle ciężkie doświadczenie związane z poczuciem utraty kontroli, że jedynym rozwiązaniem, jakie są w stanie zaakceptować, jest odejście od tego, co robili do tej pory. Działanie to ma na celu znalezienie takiego obszaru w życiu, w którym przywrócenie wpływu na własne życie i otoczenie będzie możliwe w sposób szybki i łatwiejszy.
Jak reagować, jeśli to ktoś z naszego zespołu postanawia nas opuścić? Warto pamiętać, że na siłę nikogo nie zatrzymamy. Może to odnieść wręcz przeciwny skutek. Jeśli człowiek podejmuje decyzję po to, by przywrócić sobie panowanie nad sytuacją, namawianie go do zmiany zdania będzie odbierało mu jego poczucie sprawstwa. Zachęcam, by po pierwsze podziękować za wspólną drogę, jaką macie za sobą. Drugi krok to wyrażenie akceptacji dla decyzji, jaka została podjęta i jednoczesne pokazanie własnej perspektywy: „Rozumiem, że potrzebujesz zacząć od nowa. Będzie mi brakować Twojej kreatywności i innego spojrzenia”, „Widzę, że potrzebujesz odejść. Wolałabym, abyś został w naszym zespole, ale szanuję Twoją decyzję”. A na końcu pozostawmy otwarte drzwi: „Z chęcią spotkam się z Tobą na gruncie towarzyskim”, „Mam nadzieję, że będziemy wspólnie pracować przy innych projektach”, „Jeśli zmienisz zdanie – czekamy na Ciebie”.
Nowe nie znaczy gorsze. Nowe po porażce jest inne, dlatego trudne. Dlatego odbiera czasami moc i siłę do działania. Ale jest stanem przejściowym. To co wczoraj nowe, dziś jest już znane i oczywiste. Pamiętaj też, że to właśnie to, co nowe, pozwala nam rosnąć i iść przed siebie.
Źródło: Stowarzyszenie ESWIP