Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
W miniony weekend obył się Wielki Zjazd Watchdogów – impreza podsumowująca dwuletni projekt, którego celem było wzmocnienie organizacji strażniczych. O ich kondycji rozmawiamy z Katarzyną Batko-Tołuć, dyrektorką programową Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Rafał Gębura: – Jak zdefiniować watchdogi?
Katarzyna Batko-Tołuć: – To organizacje, które stoją na straży praworządności, przejrzystości władzy i przestrzegania praw człowieka. Wchodzą w relacje z władzą, sprawdzają, jak działa, chcą ją zmieniać i robią to, korzystając z różnorodnych narzędzi. Sprowadzając definicję do konkretu: kiedy władza przeprowadza konsultacje społeczne, organizacja strażnicza pilnuje, czy są przeprowadzane zgodnie z powszechnie obowiązującymi standardami, a więc czy na przykład wszyscy mają do nich dostęp.
Jakie są dziś największe problemy watchdogów?
K.B-T.: – Bycie watchdogiem to niełatwe zajęcie. Wymaga ciągłego uczenia się, wytrwałości, bo niełatwo jest zdobyć pieniądze na działanie, i cierpliwości, bo zanim pojawi się efekt, trzeba swoje odczekać. Należałoby odróżnić ogólnokrajowe organizacje społeczne, które działają na szczeblu centralnym (jak choćby Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Fundacja Panoptykon), od mikroskopijnych organizacji czy grup zapaleńców, którzy realizują podobną misję w lokalnych społecznościach. W przypadku organizacji centralnych, dużym problemem jest uzależnienie od grantów. Kiedy skończą się fundusze norweskie, te organizacje staną przed ogromnym wyzwaniem – nie będzie pieniędzy na działanie. To dlatego, w ramach naszego dwuletniego projektu, chcieliśmy sprowokować je do myślenia o tym, że pieniądze można zebrać od ludzi.
A można?
K.B-T.: – Kiedy zaczynaliśmy projekt, głupio było nam nawet o tym mówić, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że organizacje nie wierzą, że to w ogóle możliwe. Panowało przekonanie, że ludzie dają pieniądze wyłącznie na akcje charytatywne. Mimo wszystko, spróbowaliśmy. Zaprosiliśmy ludzi z Greenpeace, którzy opowiedzieli, jak oni to robią. Uczyliśmy organizacje, jak angażować mieszkańców do działania. Efekt przerósł nasze oczekiwania. Dziś dla większości uczestników projektu to, że pieniędzy można zebrać od ludzi, jest czymś oczywistym. Udało nam się przeprowadzić kilka akcji crowdfundingowych. Na dziesięć przypadków tylko jednej organizacji nie udało się zebrać planowanej kwoty, ale była to organizacja, która od samego początku nie wierzyła w powodzenie akcji. Sukces akcji crowdfundingowych oczywiście o niczym nie przesądza, bo czym innym jest sfinansowanie jednorazowej akcji, a czym innym stałe finansowanie organizacji. Ale te akcje pokazały nam, że są chętni do finansowania działań, które przez wielu zostałyby uznane za niepopularne.
Mogę prosić o przykład?
K.B-T.: – Stowarzyszenie Interwencji Prawnej zebrało 40 tysięcy złotych na pomoc prawną dla imigrantów. To pokazuje, że można. Organizując zbiórki pieniędzy, zrozumieliśmy też, że trzeba lepiej komunikować się z ludźmi – mówić prostszym językiem i być z nimi w kontakcie.
Z jakimi problemami mierzą się lokalne watchdogi?
K.B-T.: – Kiedy ruszaliśmy z projektem, wydawało nam się, że tym problemem jest brak pewnych kompetencji, dlatego postawiliśmy na edukację prawną. Wierzyliśmy, że poszerzenie wiedzy w tym obszarze doda im pewności siebie i pozwoli uniknąć sytuacji, w których lokalni działacze popadają w tarapaty. Zebraliśmy grupę zainteresowanych i zorganizowaliśmy pięć spotkań, z czego trzy były poświęcone tematyce prawnej. Lokalni działacze byli nimi żywo zainteresowani, mieli wiele pytań, sporo się nauczyli. Jednak w trakcie spotkań cały czas przebijały się inne tematy, które wyraźnie leżały im na sercu. Mówili, że jest im trudno działać, bo nikt nie chce się do nich przyłączyć. Czują się osamotnieni – w mniejszych ośrodkach miejskich ludzie boją się kontrolować władzę. Być może to właśnie to osamotnienie jest dziś największym problemem lokalnych watchdogów.
Nie brakuje im pieniędzy na działanie?
K.B-T.: – Oczywiście, że brakuje. Większość z nich marzy o pieniądzach, ale ich deficyt ma też dobre strony. W obecnej sytuacji ich działanie opiera się wyłącznie na idei i to jest niezwykle cenne. Wyzwanie, przed jakim staną, będzie polegać na tym, by pieniądze, które kiedyś na pewno się pojawią, nie zastąpiły idei, ale by ją wzmocniły.
Dowiedz się, co ciekawego wydarzyło się w III sektorze. Śledź wydarzenia ważne dla NGO, przeczytaj wiadomości dla organizacji pozarządowych. Odwiedź wiadomosci.ngo.pl.
Batko-Tołuć: W mniejszych ośrodkach ludzie boją się kontrolować władzę. To osamotnienie może być największym problemem lokalnych watchdogów.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.