Przez prawie rok pracowała w urzędzie dzielnicy. To wystarczyło, by przekonać się, na czym polega praca urzędnika. Ta wiedza nie poszła na marne, bo teraz współpraca z urzędnikami to jej codzienność. Jolanta Miśkiewicz kilka miesięcy temu została przewodniczącą Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Targówku.
Kilka tygodni temu znajomy nominował ją do SPLASHA – popularnej internetowej zabawy polegającej na oblewaniu się wodą i nominowaniu (w nagrodę) kolejnych osób, które powinny zrobić to samo albo wykonać określone zadanie (za karę). Jolanta Miśkiewicz zaangażowała do zabawy przyjaciół-społeczników. Na filmiku, który zamieściła w internecie, trzy postacie, przebrane w skafandry autorstwa artysty Pawła Althamera, pomagają jej wykonać „mokrą robotę”. Ona nominuje do zabawy m.in.: Dorotę Kozielską (kiedyś przewodniczącą DKDS Targówek, obecnie wiceburmistrz), Krzysztofa Miszewskiego (przewodniczącego Rady Dzielnicy Targówek) oraz Krzysztofa Mikołajewskiego (byłego wiceburmistrza, dziś dyrektora Białołęckiego Ośrodku Kultury) i rzuca wyzwanie: albo obleją się wodą, albo… składają się na roll-up dla DKDS Targówek. Nominowani, na szczęście DKDS-u, wybrali to drugie.
Lokalna patriotka
Joanna Miśkiewicz to lokalna patriotka. – Tu się wychowałam i tu spędziłam całe życie. To moja „mała ojczyzna” – mówi o Bródnie. Serwis, o którym myśli, ma informować o historii osiedla, o inicjatywach społecznych i o obywatelskim budżecie. – Mieszkańcy ciągle mają niewielką wiedzą na temat miejsca, w którym żyją na co dzień. Nie wiedzą też o lokalnych działaniach. Gdy opowiadam sąsiadom o DKDS-ie, szeroko otwierają oczy ze zdziwienia.
Na osiedlu
Miśkiewicz oprowadza po osiedlu. Na jednym z podwórek stoi plac zabaw: zjeżdżalnia i trzy piaskownice otoczone metalowym płotkiem. – Chłopcy grają tu w piłkę, uderzając nią w ogrodzenie. Któregoś dnia zeszłam do nich i powiedziałam dosyć dobitnie, że to plac zabaw dla maluchów, a nie boisko. Oni odpowiedzieli mi, że chętnie poszliby gdzie indziej, ale nie bardzo mają dokąd, bo boiska szkolne są zamykane – opowiada Jolanta Miśkiewicz. Od słowa do słowa ustalili, że pomoże chłopakom napisać petycję do burmistrza, by wybudował skatepark. – Umówiliśmy się na spotkanie w tej sprawie. Myślałam, że nie przyjdą, ale oni przyszli. Mam nadzieję, że nie odpuszczą.
– Jola taka już jest. Nie dość, że sama angażuje się w różne działania, to zaraża tym innych – żartuje Jacek Białek, dyrektor Domu Kultury Świt. – Kiedyś przychodziła do nas jako dziewczynka na zajęcia plastyczne, dziś realizuje tu różne projekty.
Dzieci i młodzież jakoś szczególnie leżą jej na sercu. Marzą jej się warsztaty dla młodych z lokalnego patriotyzmu. – Po to, by wiedzieli, że są stąd, że to miejsce ma fascynującą historię, a my możemy wpływać na to, jak będzie nam się tutaj żyło – tłumaczy. – Mając tę świadomość, bardziej troszczymy się o otoczenie i sąsiadów. Jeśli uświadomimy nastolatkom, że podwórko należy do nich, sami wezmą pędzle, farby i odmalują piaskownice.
Romans z urzędem
Zaczął się od uczestnictwa w konsultacjach społecznych dotyczących rewitalizacji poprzez kulturę. Na kolejnych spotkaniach poznawała coraz więcej osób, którym, tak jak jej, los dzielnicy nie jest obojętny. W końcu dowiedziała się, że w Urzędzie Dzielnicy Targówek szukają urzędnika na zastępstwo do Referatu Promocji i Informacji. – Do tej pory pracowałam jako dziennikarka, organizatorka oraz promotorka koncertów i innych wydarzeń. Każde z tych zajęć było w nienormowanym trybie pracy. Chciałam spróbować „normalnego życia” z normowanym czasem pracy, własnym biurkiem i zasadami, które porządkują plan pracy – opowiada. Zgłosiła się i przyjęli ją do pracy .
– Gdy zaczynałam pracę w urzędzie, myślałam: ja tu wszystko pozmieniam. Szybko okazało jednak, że tego nie można, to jeszcze nie teraz, a na to nie ma pieniędzy. Ale na jedną rzecz się uparłam! – opowiada. – Obserwowałam rodziców, którzy przychodzili do urzędu z maluchami i nie bardzo mieli co z nimi zrobić. Jasne było dla mnie, że potrzebujemy dla nich jakiegoś kącika. Pomysł nawet się spodobał, ale przełożeni mieli sporo obaw. – Co będzie jeśli dziecku stanie się jakaś krzywda? – pytali. Ostatecznie udało się. Kącik służy mieszkańcom do dziś.
Po ośmiu miesiącach pracy musiała odejść z urzędu (była jedynie na zastępstwo). Trochę żałowała, choć uwierały ją urzędnicze procedury i formalności. – Doświadczenie pracy w urzędzie wiele mi dało – przyznaje. – Z jednej strony poznałam masę wspaniałych i zaangażowanych w sprawy dzielnicy ludzi, z drugiej – zrozumiałam, że jest coś takiego, jak litera prawa, regulamin, procedury i że pewnych rzeczy po prostu zrobić się nie da.
Za sterami DKDS
Pod koniec pracy w urzędzie wzięła się za zakładanie DKDS-u. – Wysłałam maila w tej sprawie do kilku organizacji. Spotkaliśmy się w pięć osób i z wypiekami na twarzy napisaliśmy podanie o powołanie komisji – wspomina. Później rozesłali maile do lokalnych fundacji i stowarzyszeń z informacją o pierwszym spotkaniu DKDS-u. Przyszło kilkadziesiąt osób. – To był szok! Przecieraliśmy oczy i zastanawialiśmy się, czy nie pomyliliśmy przypadkiem sali albo godziny – opowiada.
Początkowo zarząd dzielnicy nie był nastawiony do DKDS zbyt entuzjastycznie. – Obawiali się, że będziemy zaglądać im w dokumenty i nie wiadomo, co jeszcze – mówi Jolanta Miśkiewicz. – Widząc nastawienie zarządu, nie byłam zadowolona z tej współpracy. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego osoba oddelegowana do kontaktów z DKDS-em nie przychodzi na spotkania. Na szczęście przewodniczącą Komisji była wtedy Dorota Kozielska, która poprzez swoją cierpliwość i taktykę małych kroków zrobiła naprawdę dobrą robotę. Z czasem pozycja DKDS wzrosła.
Gdy kilka miesięcy temu Dorota Kozielska została wiceburmistrzem dzielnicy, komisja musiała wybierać lidera na nowo. Nową przewodniczącą została Jolanta Miśkiewicz. Sytuacja była nietypowa, bo Dorota Kozielska nie zniknęła z obrad DKDS-u, uczestniczy w nich nadal, jako przedstawiciel Urzędu Dzielnicy. – Obawiałam się, czy odnajdziemy się w nowych rolach – przyznaje Jolanta Miśkiewicz. – Ale gdy przyszłam na pierwsze spotkanie po wyborach, zauważyłam, że Dorota usiadła gdzie indziej niż zwykle. Miejsce przewodniczącego (u szczytu stołu) zostawiła puste – opowiada. – Współpracuje nam się bardzo dobrze i myślę, że stanowimy niezły team. Każdemu DKDS-owi życzę tak przychylnych i świadomych przedstawicieli z zarządu. Cieszy nas też, że na spotkaniach pojawiają się przedstawiciele Rady Dzielnicy i pracownicy urzędu. Obecnie DKDS przymierza się do pracy w grupach roboczych, związanych z poszczególnymi tematami: kultura, edukacja, sport, infrastruktura, seniorzy, młodzież i sprawy socjalne. Chodzi o to, by skupić się na konkretnych sprawach i działać efektywniej. Działką Miśkiewicz będzie aktywizacja młodzieży. – Mam wrażenie, że oferta większości miejskich ośrodków kultury kierowana jest albo do dzieci, albo do seniorów – mówi. – Najwyższy czas wreszcie to zmienić.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)