Europarlament ustanowił rok 2013 Europejskim Rokiem Obywateli. Dolnoślązacy postanowili zorganizować wersję regionalną tego wydarzenia. Fakt – Europejski Rok Obywatelski na Dolnym Śląsku będzie pół roku krótszy, ale za to pełen inicjatyw. Trzeba przekonać dzieciaki w szkołach, że Unia ma dla nich ogromne znaczenie, a dorosłych mieszkańców, że trzeba pilnować władzy i firm. Mają temu służyć między innymi zajęcia z retoryki…
Bo dobry watchdog – czyli ktoś, kto w imieniu lokalnych społeczności przyjaźnie, acz skrupulatnie dogląda pracy urzędników i managerów przedsiębiorstw – musi umieć też przemawiać do tłumu. Musi wiedzieć, jak inspirować ludzi na przykład do słusznego sprzeciwu przeciwko głupim, pazernym czy niegospodarnym inicjatywom. Właśnie tego będą uczyć ludzie z Dolnośląskiej Federacji Organizacji Pozarządowych w ramach projektu „Europejskiego Roku Obywatelskiego na Dolnym Śląsku – aktywne społeczeństwo, strażnicze organizacje, działająca młodzież”. Akcji wspieranej, zresztą, finansowo z budżetu województwa dolnośląskiego.
Trzeba się nauczyć, jak pilnować porządku
– Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że ich bierność prowadzi do poważnego pogorszenia jakości życia w sąsiedztwie – tłumaczy Piotr Domański, koordynator akcji. – Odpuszczają drobiazgi takie, jak źle zaparkowane auta, wulgarność nastolatków, czy drobne błędy urzędników, a sprawy osiedla, miasteczka, czy nawet gminy mają się coraz gorzej. Dlatego trzeba wyszkolić liderów, którzy nie tylko sami będą kontrolować, ale zainspirują innych do kontroli.
Szkolenia realizowane w ramach projektu obejmować mają więc postawy retoryki, zagadnienia prawne i tajniki dostępu do informacji publicznej. Bo jeśli się naciska, to można coś zmienić. Przykładem jest stolica Dolnego Śląska. Choć władze miasta czasem niechętnie przyznają się do błędów, to pod wpływem sugestii organizacji zmieniają swoje decyzje. Piotr Domański wskazuje, że tak było w przypadku rewitalizacji Nadodrza. Na początku część działaczy NGO obawiała się, że rewitalizacja jest po prostu wstępem do podniesienia cen mieszkań na Nadodrzu, ale dzięki wkładowi społeczników i przesunięciu akcentów w dobrą stronę, odnowa rejonu odbywa się w zupełnie inny sposób: poprzez budowę centrów kulturalnych czy organizację spółdzielni socjalnych.
W ramach projektu DFOP zorganizuje też akcję „Tydzień Obywatelski – Aktywny Dolnoślązak/ślązaczka Obywatelem Europy”. Wspierać organizację będą Lokalne Inkubatory NGO. Na czym ma to wydarzenie polegać? Na spotkaniach informacyjnych, drzwiach otwartych w inkubatorach czy w końcu konferencji podsumowującej. Ale przede wszystkim będą to lekcje w szkołach mniejszych miejscowości Dolnego Śląska.
– Miejsca, takie jak Złotoryja, Dzierżoniów potrzebują wsparcia, żeby rozwinęła się tam obywatelskość, żeby powstało więcej stowarzyszeń i fundacji, których we Wrocławiu, Jeleniej Górze czy Wałbrzychu jest dużo – mówi Piotr Domański. – Dlatego chcemy wesprzeć tych, którzy tego potrzebują. Przekonać dzieciaki ze szkół z tych małych miasteczek, że warto poczuć się obywatelem Unii, że Unia niesie za sobą twarde, wymierne korzyści – dodaje.
Dlatego DFOP te korzyści pokaże uczniom szkół ponadgimnazjalnych. Ale nie tylko oni będą mieli okazję posłuchać czy poczytać o tym, co dla obywatela regionu ważne. Na blogu obywatelenastrazy.wordpress.com Federacja ma zamiar opisywać ważne obywatelskie inicjatywy z Dolnego Śląska, a także poszerzać wiedzę o tym, czym są działania strażnicze. Przez dzielnicę, miasto, gminę, kraj, do Europy.
Co jest i po co nam to?
A dlaczego posłowie Europarlamentu zdecydowali się ustanowić rok 2013 Rokiem Obywateli? Między innymi ze względu na niewiedzę Europejczyków. Jak tłumaczy Lidia Geringer de Oedenberg, europosłanka z Dolnego Śląska, również Polacy nie za bardzo zdają sobie sprawę, że są nie tylko obywatelami swoich krajów, ale i całej Unii Europejskiej.
– A konsekwencje obecności w Unii są bardzo dla nich korzystne – wyjaśnia europosłanka. – Polak może korzystać z pomocy placówek dyplomatycznych wszystkich krajów Wspólnoty na całym świecie. Co więcej, ma prawo biernego i czynnego prawa wyborczego we wszystkich krajach UE. Co dowodzi, że o tym nie wiemy? A choćby to, że w radzie miejskiej Londynu, gdzie przecież wyemigrowało mnóstwo Polaków, nie ma ani jednego naszego rodaka.
Nie zrodziło się więc w nas jeszcze poczucie, że jesteśmy obywatelami Europy. W ogóle poczucie obywatelskości rodzi się w nas bardzo powoli. A co to w ogóle jest ta obywatelskość? Dla Dolnoślązaka, prof. Dariusza Dolińskiego ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej to poczucie tożsamości nie tylko państwowej, ale i mniejszości społecznych, które organizują się i działają po to, by coś zrobić. To praca ludzi, którym zależy na wspólnym dobru. Czy ważny jest cel? Nie, bo każde, najbardziej błahe, działanie buduje grupę, która nabiera potencjału do dalszych działań, buduje pewność siebie i przekonanie o swoich możliwościach.
– Nawet jeśli lokalna społeczność zrzesza się, by bronić przed zaoraniem trawnik w ich sąsiedztwie, to ta obrona buduje poczucie wspólnoty i daje przekonanie o potencjale, jaki tkwi w takiej grupie społecznej – tłumaczy prof. Doliński. – Gdy więc zajdzie potrzeba obrony większych, ważniejszych racji, grupa jest już przygotowana.
Często nie zdajemy sobie sprawy z wpływu opinii społecznej na rzeczywistość. Lidia Gerigner de Oedenber, by zobrazować moc społecznego nacisku, przywołuje w pamięci wydarzenia związane z ACTA. Internauci w obawie przed wprowadzeniem restrykcyjnego prawa dotyczącego prywatności w sieci wyszli na ulicę i powstrzymali rząd przed jego przyjęciem. Zdarzają się jednak sytuacje, w których nawet niewyrażony manifestacjami sprzeciw publiczny doprowadził do jednoznacznego rozwiązania problemu. Tak było w przypadku dopalaczy. Tak wielka część opinii społecznej potępiała proceder ich sprzedaży, że rząd zdecydował się zamknąć sklepy z nimi pomimo niejednoznaczności prawa w tej kwestii. Żaden sprzedawca nie odważył się jednak pójść do sądu. Zapewne ze strachu przed opinią publiczną właśnie.
Mimo tych przykładów Polacy ciągle jednak słabo zdają sobie sprawę z mocy, która tkwi w nich jako obywatelach. Gdy porównać działalność organizacji pozarządowych na Zachodzie i w Polsce to wypadamy bardzo blado. Lidia Geringer de Oedenberg szacuje, że tam na dziesięciu obywateli dwóch jest zaangażowanych w działalność NGO. U nas jeden na stu. Co więcej, w Polsce organizacje pozarządowe narażone są czasem nawet na drwiny. Europosłanka podaje przykład, że te, które zajmują się sprawami ekologii, traktuje się z protekcjonalnym przymrużeniem oka.
Z Dolnym Śląskiem i tak jest nieźle
Dlaczego tak się dzieje? Profesor Doliński tłumaczy, że wpływ na tę sytuację miała komuna, która zniechęciła nas do zainteresowania naszym sąsiedztwem, sprawami wspólnymi. Szczególny udział w tym procesie miał stan wojenny. – To było wydarzenie, które wielu Polakom odebrało chęć do walki. Wielki narodowy zryw zakończono przemocą. To była bolesna lekcja – mówi Doliński.
Według niektórych socjologów, geneza polskiej niechęci do obywatelskości sięga jednak głębiej. Na przykład teoria prof. Janusza Czapińskiego mówi, że tkwi w nas ciągle chłop pańszczyźniany z wewnętrznym przekonaniem, że to, co nie należy tylko do niego, nie powinno być źródłem jego trosk.
A jak sytuacja wygląda na Dolnym Śląsku. Oboje – zarówno prof. Doliński, jak i Lidia Geringer de Oedenberg – uważają, że jest coraz lepiej. Według Dariusza Dolińskiego nie tylko we Wrocławiu widać zainteresowanie ludzi ich najbliższym otoczeniem, a Lidię Geringer de Oedenberg cieszy aktywność młodych ludzi – a jest ich w stolicy regionu dużo, bo samych przyjezdnych mamy 100 tysięcy.
– Dolny Śląsk jest zdecydowanie w awangardzie, ale do mierzenia się ze światem dopiero się szykujemy. Na szczęście są pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego. One bardzo pomagają w rozwijaniu obywatelskości, wspierają organizacje, które za te pieniądze robią wiele dobrego. Na przykład na polu aktywizacji zawodowej czy integracji ze społeczeństwem – tłumaczy posłanka.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)