Czy rzeczywiście trzeba ograniczać prawo obywateli do informacji publicznej? Czy prawdziwa jest opinia, że Polacy tak bardzo interesują się funkcjonowaniem urzędów, iż pytaniami paraliżują ich pracę.
Sprawdziliśmy, ani Główny Urząd Statystyczny, ani Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji nie dysponują danymi nt. liczby pytań zadawanych przez obywateli (wniosków o udostępnienie informacji publicznej). Wygląda więc na to, że choć nikt nie zebrał dowodów, w razie zmiany prawa – o co aktywnie stara się Związek Powiatów Polskich - obiegowa opinia o „nadużywaniu” prawa do informacji może stać się wystarczającą przesłanką do ograniczania praw obywatelskich.
Postanowiliśmy sprawę zbadać. W listopadzie 2012 roku wystąpiliśmy do urzędów 2479 polskich gmin z wnioskami o udostępnienie danych o liczbie otrzymanych wniosków o informację publiczną w 2011 i w 2012 roku. Operację powtórzyliśmy półtora roku później dla 2013 roku. Zależało nam na danych z różnych lat, by móc wiarygodnie określić, ile wpływa wniosków i czy odpowiadanie na nie rzeczywiście może paraliżować pracę urzędów.
Zebrane dane dają solidny obraz rzeczywistości i zainteresowania obywateli funkcjonowaniem urzędów gmin. Wynika z nich, że:
33% spośród gmin, które udzieliły nam informacji (1831), otrzymało w 2013 roku mniej niż 25 wniosków,
40% gmin – między 25 a 49,
19% między 50 a 99,
3% między 100 a 199
i tylko niecałe 1% gmin między 200 a 360.
5 gmin zadeklarowało, że otrzymało jeszcze więcej wniosków o udostępnienie informacji publicznej. Wśród nich duże miasta: Łódź (615 wniosków), Kraków (1500), Wrocław (1985) i Warszawa (4591). Tylko w jednym wypadku dużą liczbę wniosków otrzymuje mała gmina (10 tys. mieszkańców). Wpływa do niej kilkaset wniosków rocznie (514 w 2014 roku, 522 w 2011 i 462 w 2012). Jako, że jest ona nam znana, wiemy też że wiele wniosków pozostaje bez odpowiedzi i trafia do sądu, który przyznaje rację skarżącemu.
Nieprawdziwe jest zatem stwierdzenie, że do polskich urzędów wpływa tak dużo wniosków o informację publiczną, że uniemożliwia to wykonywanie urzędnikom obowiązków. Do przeważającej liczby gmin wpływa jeden lub dwa wnioski na tydzień Trzeba przy tym pamiętać o tym, że na wnioski nie odpowiada w urzędzie tylko jedna osoba. Poza tym w wielu instytucjach wydzielone są komórki do obsługi informatycznej, które mogłyby bez zbędnej zwłoki szybko odpowiadać obywatelkom i obywatelom.
Warto zwrócić uwagę, że dzięki powtarzaniu badań można uzyskać dane do różnych porównań. Nasze badanie prowadziliśmy dwukrotnie. Między pierwszym (listopad 2012) a drugim (luty/marzec 2014) zobaczyliśmy wyraźną poprawę. Odnotowaliśmy 17 procentowy wzrost gotowości gmin do odpowiadani na nasze pytania – w 2012 roku otrzymaliśmy 48% odpowiedzi w terminie, a w 2014 – 65%. Wprawdzie w badaniu z 2012 roku – jeszcze przed etapem sądowym, poprzez upomnienia , straszenie prokuraturą i wezwania do usunięcia naruszenia prawa doszliśmy do poziomu 83%, ale bez tych wszystkich zabiegów – w 2014 roku, częściowo z opóźnieniem otrzymaliśmy poziom odpowiedzi 73%. Można zapytać dlaczego w ogóle akceptujemy ponad 25% braku odpowiedzi. Oczywiście nie akceptujemy tego. Jednak widzimy istotną zmianę postaw urzędów, która zasługuje na podkreślenie.
W 2014 roku odnotowaliśmy też stosunkowo mało prób utrudniania dostępu do informacji. Tylko w 20 przypadkach wyznaczono nam opłatę, twierdzono, że wnioskujemy o coś co nie jest informacją publiczną bądź jest informacją przetworzoną – czyli taką, która powstaje po zebraniu informacji z różnych źródeł oraz musi być istotna dla interesu publicznego, aby urząd zajął się jej przygotowaniem. Ponadto w 29 przypadkach dostaliśmy niedokładne odpowiedzi zbywające nasze pytanie.
Jednocześnie jednak cieszy, że 75% (1197) z tych urzędów, które odpowiedziały w terminie (1606) nie czekała do ostatniego momentu. Ustawa o dostępie do informacji publicznej mówi o udostępnianiu informacji bez zbędnej zwłoki, do 14 dni. Niektóre urzędy przyjmują, że oznacza to iż obowiązującym terminem jest dokładnie 14 dni. Nie jesteśmy w stanie ocenić, czy można było odpowiedzieć na wnioski we wcześniejszym terminie, ale cieszy nas duża liczba tych którzy nie wykorzystali maksymalnego limitu (w tym aż 39% (623) którzy odpowiedzieli w ciągu tygodnia).
Dużym problemem jest natomiast kwestia zbierania i ujawniania danych o wnioskodawcach. Po pierwsze, zastanawiające jest po co urzędy zbierają dane o tym, kto wnioskuje. Dla czynności statystycznych i analizy tego, co się dzieje w urzędzie wystarczyłyby informacje o tym, o co wnioskodawcy pytają i jak przebiega załatwienie sprawy. Tymczasem prawie nie ma rejestrów, w których nie uwzględniano by informacji o wnioskodawcach. Rejestry - niekoniecznie wydzielone dla dostępu do informacji – prowadzi około 75% gmin (1326), które odpowiedziały w 2014 roku. Sprawy nie należy bagatelizować, gdyż znane nam są przypadki, gdy dane te wykorzystywane są do uciszania dopytujących o informację. W jednej z gmin wykaz zapytań ze wskazaniem, kto je zadawał został opublikowany na stronie Biuletynu Informacji Publicznej urzędu. Innym razem w ogólnopolskiej gazecie ukazał się artykuł szkalujący obywatela, który nie dopuszczał do wprowadzenia pozornie proobywatelskich rozwiązań przez władze gminy i domagał się korekt. Nazwisko wprawdzie nie padło, ale argument o nadmiernym pytaniu o informację, bez kontekstu, stał się amunicją godzącą w pytającego. Co ważne, urząd wykorzystując ten argument nie wspomniał, że kiedy obywatel pytał o te informacje w jednym wniosku, otrzymywał odpowiedź, że jest to informacja przetworzona. A gdy podzielił wniosek na pojedyncze pytania, to z kolei pojawił się argument, że za często pyta. 54% (717) z urzędów, które udostępniły nam rejestr wniosków, nie zanonimizowało go prawidłowo. To lekceważące podejście urzędów do prywatności i wolności osób pytających negatywnie wypływa na możliwość poddania uzyskiwanych danych dyskusji publicznej.
Obraz obciążenia urzędów gmin zainteresowaniem ze strony mieszkańców, nie znajduje praktycznie żadnego pokrycia w danych. Nie daje też podstaw do podejmowania działań, które miałyby zwalniać administrację z obowiązku odpowiadania na pytania.
Warto raczej pracować nad usprawnianiem udostępniania informacji, zwiększaniem umiejętności zarządczych i technologicznych gmin, niż próbować ograniczać prawa obywatelskie. Z bólem bowiem obserwowaliśmy, że w tych urzędach, które chciały nam udostępnić jak najbardziej wiarygodną informację, a nie miały elektronicznych, dobrze zorganizowanych systemów – ktoś musiał poświęcić godziny na mozolne spisanie danych czy ich wyszukanie w książkach korespondencji. Zdarzało się nawet, że skanowano nam wszystkie wnioski, abyśmy mogli je obejrzeć.
Źródło: Sieć Obywatelska Watchdog