Pierwszą świetlicę środowiskową zakładał w połowie lat 90. w historycznym budynku domu pracy dla chłopców, na Pradze. Szybko stała się popularna, choć nie było jej wtedy w żadnym spisie. Dziś swoje doświadczenie w pracy z praską młodzieżą przenosi do Wawra - ngo.pl pisze o przewodniczącym wawerskiej Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego.
Pamięta historie swoich wychowanków i podopiecznych. Czasami oni sami się przypominają – jak wtedy, kiedy po reportażu w radiowej Trójce na temat Stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci napisała studentka pedagogiki – że w sumie chciałaby podziękować. Po koloniach z Serduszkiem, w Gorcach zaczęła się uczyć. Nie był to żaden obóz formacyjny, dzieciaki z warszawskiej Pragi i Gniezna. A tak na nią wpłynął, że zdała do liceum, a potem poszła na studia. Żeby o siebie zawalczyć – napisała.
– Na żadnym z wyjazdów nie rozmawialiśmy z dzieciakami specjalnie o nauce czy szkole – wspomina Jarosław Adamczuk, prezes Stowarzyszenia Serduszko i przewodniczący Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego w Wawrze, który od dwudziestu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą. – Nigdy nie stosowaliśmy też żadnych sztuczek psychopedagogicznych, bo najbardziej rozwijająca i wspierająca dla dzieci jest pozytywna relacja z dorosłym.
Świetlica u marianów
Jest rok 1987. Jarosław Adamczuk nie jest jeszcze dla nikogo „pozytywnym dorosłym” tylko 14-letnim ministrantem na Stegnach. Ksiądz opiekun namawia, żeby został animatorem i pomagał mu w pracy z grupami. Adamczuk łapie z nimi kontakt. Tak już zostanie.
W 1995 ks. Edward Tomczyk z parafii na Pradze Północ proponuje, żeby Jarosław i byli ministranci, teraz studenci, zorganizowali dzieciom wyjazd wielkanocny. „Ja się na tym nie znam – wy wiecie, jak pomagać” – powie. Po powrocie wszyscy chcą się dalej spotykać. Poszli więc do księdza opiekuna z pytaniem, czy to możliwe. A on na to, że się tego spodziewał. I że ma dla nich salę. Istniejąca do dziś – obecnie przy ul. Szwedzkiej 6 – świetlica, zaistniała w historycznym budynku domu pracy dla chłopców, na Wileńskiej. Prowadzili go przed wojną księża marianie. Nie mieli jeszcze wtedy osobowości prawnej, użyczał jej praski Caritas.
„Skonfiskowała” rachunki
W tym zaangażowaniu Jarosław Adamczuk zrobił sobie przerwę tylko raz, na przeprowadzkę. Do pracy z dzieciakami wrócił bardzo szybko, i to ona wyznaczyła też jego zawodowe wybory – poszedł na psychologię.
– Nikt na uczelni nie potrafił nam powiedzieć, jak pracować z taką młodzieżą. Wszyscy znali teorię, ale nikt praktyki.
Studia dobrze przygotowały go od strony teoretycznej, były ważnym doświadczeniem w życiu zawodowym. Ale nikt na uczelni nie zajmował się pracą środowiskową – może dlatego, że słowo "interdyscyplinarny" dopiero zaczynało robić karierę?
On miał doświadczenia ponad normę – z Pragi. W połowie lat. 90. świetlica działa już trzy razy w tygodniu. Nie ma jej w żadnych spisach, ale potrafili do niej trafić i klubowicze (na odrabianie lekcji), i urzędnicy (z ofertą wsparcia).
Żeby formalnie było łatwiej, w 1996 Adamczuk ze współpracownikami zakłada Stowarzyszenie Serduszko dla Dzieci. Brali udział w jednym z pierwszych konkursów dla organizacji. Dostali pieniądze na dożywianie. Adamczuk pamięta, że urzędniczka po prostu „skonfiskowała” im przedstawione w rozliczeniu rachunki, bo z braku doświadczenia nikt nie wiedział, co z nimi robić.
Brakuje tylko Czubówny
Przez trzy lata młodzi klubowicze przychodzą do świetlicy. W 1998 świetlica postanawia „wyjść do nich”, czyli ich środowiska. Stowarzyszenie uruchomia program „Spróbujmy razem”, a wraz z nim współpracę ze szkołą, rodzicami i organizacjami. W 2000 roku do współpracy włącza studentów – oferuje praktyki.
Oferta „Serduszka” poszerza się. Dziś w klubach, które zakładał Jarosław Adamczuk, może nie być czasu na odrabianie lekcji – klubowicze kręcą filmy, na planszach malują storyboardy animacji, na zdjęciach i filmach dokumentują Pragę, przygotowują radiowe audycje, w wygłuszonym studiu nagrywają hip-hopowe numery, testują przepisy na szparagi w pracowni kulinarnej. Żeby im towarzyszyć, szczególnie w pracowni filmowej, Jarosław Adamczuk poszedł do Akademii Filmu i Telewzji. W siedzibie Serduszka oglądamy fragmenty filmu przyrodniczego. Autor ma lat 17, mieszka w Kętrzynie – kadry są wyraźne, na ekranie zielona wiosna, ptaki w gniazdach.
– Tylko Czubówny brakuje! – komentuje Jarosław Adamczuk.
Dziś Adamczuk prowadzi zajęcia w szkole reportażu i cieszy się z sukcesów klubowiczów na Praskim Festiwalu Filmów Młodzieżowych. Emisję zwycięskiego reportażu zapewnia autorowi Magazyn Ekspresu Reporterów. Adamczuk pamięta pierwsze pokazy.
– Po długich negocjacjach dostaliśmy salę w Kinie Praga, za bodajże 500 zł. Na pokaz przyszło jakieś 180 osób. Z Pragi, więc klimat był swojski: matki karmiły dzieci piersią, ludzie siedzieli w przejściach i leżeli tuż przed ekranem. Było jak na biwaku. W sali obok wyświetlano przedpremierowo film głównego nurtu. Przyszło go obejrzeć osób 40.
W Wawrze mieszkańcy rozproszeni
– Dzielnica, poza Marysinem Wawerskim, gdzie stoją bloki, jest rozległa, a mieszkańcy – rozproszeni. Stoją tu głównie domy jednorodzinne, w lepszym lub gorszym stanie. W związku z tym trudno ludzi namówić do aktywności czy spotkań, bo każdy ma już „kawałek swojego świata” i poza tym, że wychodzi do sklepu, żyje raczej na swoim kawałku ziemi.
Zarejestrowane, niewidziane
Inną wawerską specyfiką jest to, że w Wawrze zarejestrowanych jest sporo organizacji, ale nie wszystkie działają w dzielnicy. Adamczuk to rozumie:
– Siedzibą organizacji jest często mieszkanie któregoś z członków zarządu, po to, by nie wydawać pieniędzy na wynajem biura. Jeśli jest to mała organizacja, to takie zaplecze nie jest jej potrzebne. Z kolei organizacji działających w samym Wawrze jest niedużo. Na razie, do wspólnego działania mobilizują je głównie sytuacje kryzysowe.
Na spotkania wawerskiego DKDS przychodzi od pięciu do siedmiu osób. Chyba, że przyjdzie burmistrz – wtedy jest 15. Dlatego najważniejsze zadania wawerskiego DKDS według Adamczuka dotyczą jednak środowiska pozarządowego:
LSW to przedsięwzięcie stołecznego ratusza na Pradze Północ, Południe i Targówku. Na projekty organizacji miasto przeznaczyło tu 6 mln zł do czerwca 2015 r. Organizacje i streetworkerzy wspierają dzieci i młodzież z tych dzielnic, ale w konsorcjum – z placówkami samorządowymi. Stowarzyszenie – z racji „historycznego” prawie doświadczenia w tej dzielnicy, jest w takim konsorcjum na Pradze Północ. Działanie w takim duchu (kooperacji, nie konkurencji) przydałoby się i w Wawrze.
Adamczuk chciałby też wzbudzić wśród organizacji większe zainteresowanie prawem i dokumentami, powstającymi w dzielnicy i mieście, bo mają duży wpływ na to, jakie warunki do działania ma trzeci sektor w dzielnicy i w mieście. Na razie, ocenia, organizacje są zaangażowane przede wszystkim we własne przedsięwzięcia. Tłumaczą, że nie mają ambicji, by występować, na forum miasta. A szkoda, bo – wyjaśnia przewodniczący – ktoś te ambicje musi mieć.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)