Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Jak budować zaufanie w relacjach z darczyńcami, jak rozmawiać z menadżerami firm i ile warta jest jej lista kontaktów w telefonie komórkowym, w rozmowie z Pawłem Oksanowiczem opowiada Janina Ochojska, założycielka i prezes fundacji Polska Akcja Humanitarna.
Paweł Oksanowicz: –Jak obecnie wygląda współpraca z biznesem z pani perspektywy, szefowej fundacji PAH?
Reklama
Janina Ochojska: – Nasza praca to ciągłe dokonywanie trudnych wyborów, bo odnoszących się do ludzkich dramatów. Wciąż musimy podejmować decyzję, w którym miejscu pomóc, tak aby robić to najskuteczniej. Poszukujemy też darczyńców. Właściwie od lat jesteśmy tutaj z siebie zadowoleni, jednak wciąż oczekujemy więcej.
Na pewno sukcesem jest to, udało nam się nawiązać trwałe relacje z dużymi firmami. Jednak równocześnie za ważną rzecz uważam wciągnięcie w łańcuch pomocy małego i średniego biznesu oraz mikroprzedsiębiorstw. Działamy wspólnie m.in. w ramach Klubu PAH SOS Biznes. Środki, które w ten sposób pozyskujemy, przeznaczamy na pierwszą fazę pomocy w kryzysach.
Jak fundacji udaje się utrzymywać relacje z małymi i średnimi przedsiębiorstwami?
J.O.: – Wspieranie akcji PAH to dla pracowników tych firm źródło satysfakcji i motywacji. I my to doskonale rozumiemy. Za każdym razem podkreślamy, jak ważne są one dla nas strategicznie, i pokazujemy zarówno szefom, jak i pracownikom, do czego się przyczyniają, pokazujemy efekty pomocy.
Trudno jest zobaczyć studnie w Sudanie Południowym, a prezesi i menedżerowie lubią konkrety.
J.O.: – Wcale nie tak trudno. Na przykład uczniowie z I LO w Toruniu uzbierali ostatnio pieniądze na remont studni w Sudanie Południowym – otrzymali od nas raport, w którym podajemy m.in. dane GPS naprawionego obiektu. Dzięki satelitom i internetowi młodzi darczyńcy mogą obejrzeć „swoją” studnię. Owszem, trudno o obraz dzieci jedzących gdzieś codziennie posiłek. Ale też na naszej stronie pah.org.pl publikujemy dane o tym, kogo i gdzie dożywiamy.
Jednak na stronie WWW można podać wszystko, a to nie zawsze jest zgodne z rzeczywistością.
J.O.: – A czy zna pan lepszy i szybszy sposób na budowanie zaufania? Przez dostęp do takich danych pokazujemy, że nasze działania są do sprawdzenia. Od lat zajmuję się pomocą potrzebującym i wiem, że wiarygodność to podstawa. Choć czasem trudno podać precyzyjne dane, np. ilu uchodźcom wewnętrznym w Syrii pomogliśmy, kupując generator, dzięki któremu ich obóz uzyska dostęp do bieżącej wody. Podajemy w takich wypadkach liczbę mieszkańców obozu, ale w takich miejscach sytuacja jest dynamiczna – część ludzi go opuszcza, pojawiają się nowi itp.
Jest pani osobą publiczną z ustaloną, niepodważalną pozycją. Można powiedzieć, że pani nazwisko otwiera wszystkie drzwi w Polsce. Czy to wciąż jest sztuką dla pani znajdowanie donatorów?
J.O.: – To dla mnie wielka wartość, że ludzie mnie znają i mi ufają. Ale istotne jest też to, że udało nam się w PAH-u wypracować zaufanie do samej organizacji. Chociaż przyznaję, że wciąż fundacji pomaga to, że jestem osobą publiczną i rozpoznawalną. Muszę jednak podkreślić, że bez zespołu nie zrobiłabym nic. Ludzie wierzą, że działania całej naszej organizacji wychodzą z etycznej potrzeby i mają pokrycie w faktach.
Mówimy po polsku, że ktoś się cieszy zaufaniem. Ale czy pani cieszy się z tego, że inni jej ufają?
J.O.: – Oczywiście. Ale też chcę zaznaczyć, że nigdy nie myślałam, aby budować zaufanie tylko do siebie. Zawsze miałam na względzie fundację, którą tworzyłam. Niejako po drodze moje nazwisko stało się rozpoznawalne.
Organizacja bez wyraźnego lidera nie ma szansy na efektywne działanie?
J.O.: – Na początku swojej działalności na pewno tak. Jeśli naszą rozmowę będą czytać ludzie z nowych NGO, z ambicją budowania pozycji swojej organizacji, powinni pamiętać, aby zacząć od własnego podwórka. Nawiązywanie medialnych kontaktów to kolejny stopień rozpoznawalności. Bo to, co jest najbliższe, jest najważniejsze. Zawsze tak było, że ludzie będą wspierali wiarygodną osobę ze swojego otoczenia. Od tego się zaczyna.
Jakie są kolejne kroki, gdy już zostanie się lokalnym społecznikiem, z zaufaniem?
J.O.: – Wtedy trzeba się pilnować, aby nie stracić tego kapitału. Dzieje się tak, gdy organizacja przestaje o sobie komunikować, staje się nieprzejrzysta. W kilka miesięcy można zamknąć fundację.
Ile warta jest pani lista kontaktów w telefonie komórkowym?
J.O.: – Trudno byłoby mi to ocenić. Ale na pewno to dla mnie wielka wartość – kontakty z ludźmi, także z biznesem. Dbam o nie ze skrupulatnością. Posuwam się nawet do prowadzenia historii każdego kontaktu. Zaczynam od zapisania daty nawiązania znajomości, później zaznaczam dni, kiedy rozmawiałam z daną osobą. Uzupełniam te kontakty o wszystkie możliwe dane, np. adresy e-mailowe i pocztowe.
Ile ich jest?
J.O.: – Ponad dwa tysiące. Większość biznesowe – obecnych, potencjalnych i poprzednich donatorów PAH.
Często pani dzwoni do tych dwóch tysięcy osób?
J.O.: – Oczywiście to zależy od sytuacji. Gdy sprawy fundacji tego wymagają, wtedy wykonuję pierwszy telefon, aby przedstawić sprawę. I dalej działa już PAH. Zresztą duża część bazy danych jest własnością fundacji. Wysyłamy też do naszych partnerów regularne informacje o tym, co robimy, podziękowania za wpłaty.
Jak rozmawiać z menedżerami firm?
J.O.: – Liczy się konkret – konkretna studnia, toaleta czy liczba przygotowanych posiłków. Teraz pomagamy w Syrii, Somalii, Sudanie Południowym i na Ukrainie oraz finalizujemy odbudowę szkół po zeszłorocznym trzęsieniu ziemi w Nepalu. Ostatnio udało nam się przekonać polski oddział międzynarodowej firmy, żeby przeznaczył darowiznę na rzecz pomocy w Syrii, co uważaliśmy wówczas za najpilniejszą potrzebę. W sumie otrzymaliśmy 100 tysięcy złotych. Trzeba było włożyć trochę pracy, żeby zachęcić darczyńców do zmiany pierwotnie założonego celu, ale udało nam się przekonać, że w ten sposób firma zbuduje pozytywny wizerunek – swój oraz Polski za granicą. I to niekoniecznie w Syrii, ale na całym świecie.
Jakich argumentów używa pani w tego typu rozmowach?
J.O.: – Wszystkich możliwych. I robię to zarówno ja, kiedy inicjuję rozmowy, jak i pracownicy PAH, którzy prowadzą je na co dzień. Ale w zasadzie retoryka pomocy zależy od tego, co dana organizacja robi. Polski biznes zazwyczaj koncentruje się na wspieraniu akcji, które dotyczą nas samych, Polaków.
W naszym przypadku solidnym argumentem jest to, że pomagamy bezpośrednio w miejscach, w których są potrzebujące osoby – np. w Syrii. Dzięki temu do trudności, które napotyka się w kraju ogarniętym wojną, nie dochodzą dodatkowe problemy związane z emigracją i rozpoczynaniem życia na nowo w innym państwie. Lepsze warunki życia dla ludzi gdziekolwiek to jest lepszy świat w ogóle. W modelu opartym na zaufaniu proponujemy udział w polepszaniu świata.
Czy NGO dobrze rozpoznają potrzeby świata i potrafią je zaspokoić? Czy biznes też je widzi? Czy oba sektory dojrzały dostatecznie, aby wziąć odpowiedzialność za tych, którzy cierpią bardziej i częściej niż bogaty Zachód?
J.O.: – Jesteśmy w połowie drogi. Biznes ma wiele jeszcze do zaproponowania i to samo dotyczy organizacji pozarządowych. Może nawet wyrażę banał, ale organizowanie pomocy na większą skalę wymaga profesjonalistów i w NGO jest ich coraz więcej. Staramy się teraz przekonać biznes, że nasz sektor wymaga też udziału profesjonalistów biznesowych – chodzi o stworzenie partnerstw w rodzaju B2B, to znaczy B2NGO.
Co mogą robić firmy, żeby efektywnie wspierać NGO w ich działaniach na rzecz dobra wspólnego?
J.O.: – Zdecydować się na strategiczną współpracę. To znaczy świadomie, probiznesowo, wybrać model budowy kapitału społecznego.
Powinny wybrać jeden konkretny obszar do zmiany i pomagać wielu organizacjom czy może lepiej, żeby współpracowały z jednym NGO?
J.O.: – Każdy model jest dobry. Po dokonaniu świadomego wyboru obszaru działania należy trzymać się strategii. Reszta jest tego konsekwencją. Jednak podkreślę też, że nawet najmniejsza, jednorazowa donacja jest ważna.
W co firmy mogą się zaangażować, aby budować kapitał społeczny?
J.O.: – Możliwości jest wiele: sport, kultura, hobby, zdrowie, zwierzęta, potrzeby społeczne. Niechętnie przyjmuję do wiadomości, gdy firma zabiera się samodzielnie do naprawy świata i np. zakłada fundację, nie mając wglądu w sytuację otoczenia. To jest marnowanie potencjału.
My, biznes i NGO, musimy budować zaufanie do siebie, a także dbać o zaufanie otoczenia – do nas samych. Jednak NGO powinny z większym zaufaniem i częstotliwością zaciekawiać firmy swoimi propozycjami.
Z jakim największym problemem społecznym musimy zmierzyć się teraz w kraju?
J.O.: – Z rozwarstwieniem społecznym i szarą strefą. I biznes, i organizacje pozarządowe powinny czuć się za to odpowiedzialne.
fot. Maciej Zienkiewicz / AG /PAH
Rozmowa jest częścią raportu “Dobroczyńca Roku 2016”. Przeprowadził ją Paweł Oksanowicz.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.