O tym, że niektóre globalne marki mają swoich „wyznawców”, wiadomo nie od dzisiaj. Ludzie łatwo padają ofiarami logo i namiastki ekskluzywności, jakie oferują im znane firmy, stając się niewolnikami ich produktów. Często padają również ofiarami żartów ze strony innych…
Znany amerykański komik Jimmy Kimmel postanowił sprawdzić, jak bardzo przypadkowi przechodnie w Los Angeles będą przywiązani do charakterystycznego logo nadgryzionego jabłka. A ponieważ Apple zapowiada od jakiegoś czasu wyprodukowanie własnego smartwatcha, ciężko byłoby się powstrzymać, żeby nie wykorzystać właśnie tego pomysłu.
Ekipa Kimmela zaczepiała ludzi na Hollywood Boulevard w Los Angeles i wręczała im zegarek, który miał być prototypem najnowszego, przełomowego dzieła inżynierów z Cupertino. W rzeczywistości był to Casio F-105W-1AWYEF, szczyt mody lat '90, tyle że z naklejonym na kopercie logo Apple. Oczywiście haczyk był bardzo szybko łapany i pytani rozwodzili się nad doskonałością projektu, kunsztem wykonania i niesamowitymi innowacjami, jak podświetlenie, równoczesne pokazywanie daty i godziny (sic!) czy – uwaga – plastikową bransoletą.
Żart żartem, ale jedna pani szczególnie przykuwa uwagę, mówiąc mianowicie, że kupiłaby taki zegarek tylko dlatego, że ma logo Apple. Jak sama podkreśla, ma wszystko od Apple i nie wyobraża sobie korzystania z innej marki. Zapytana, czemu akurat ta firma jest tak wyjątkowa, odpowiada – zgodnie z oczekiwaniami - „bo to Apple”.
Trochę to śmieszne i trochę straszne. Śmieszne, bo osoby oceniające zegarek sprzed ponad 20 lat, jako innowacyjnego smartwatcha, tylko przez widniejące na nim logo, są śmieszne. A straszne, bo ten prosty przykład pokazuje w najlepszy z możliwych sposobów, jak bardzo ludzie mogą stać się dzisiaj odmóżdżeni. I nie chodzi o to, że kochają Apple. Chodzi o zjawisko samo w sobie, a dotyczy ono wielu marek. Nie trzeba zapuszczać się w dalekie rejony Internetu, żeby znaleźć ludzi ślepo zapatrzonych w logotypy: technologiczne (wierni wyznawcy PlayStation vs. fanatycy X-Boxa; Apple vs. Android; Windows vs. Linux), odzieżowe (droższe, znaczy lepsze; markowe, znaczy lepsze; noszą to gwiazdy, więc jest dobre), samochodowe, a przykłady można mnożyć właściwie w nieskończoność.
Wszystkie te sytuacje jasno dowodzą tego, że ludzi można przywiązać do marki. Wyzwaniem jest zatem, aby przywiązać ludzi do jakiegoś loga nie oferującej nic w zamian. Na przykład zasiać w nich ziarno regularnego dotowania akcji charytatywnych. Albo przekazywania datków fundacjom. No bo czemu nie? Skoro ludzie są w stanie wydać na coś tysiące złotych, „bo to (tu wstawić trzeba firmę)”, czemu nie mieliby przekazywać środków na pomoc innym? Może do pomagania da się ludzi przywiązać tak samo mocno, jak do wydawania pieniędzy na markowe ubrania…
Podsumowanie pół-żartem, pół-serio: a gdyby tak pokazać, że pomaganie innym jest modne? Że to trendy, wspomóc fundację w walce z głodem, albo przekazać pieniądze na opiekę nad zwierzętami? Że wtedy stajemy się częścią globalnej, ekskluzywnej społeczności – bo tak, jak nie każdy może pozwolić sobie na nowego iPhone'a, nie każdy może pozwolić sobie na działalność charytatywną. Może warto by wykorzystać doświadczenia globalnych marek, niewolniczych koncernów i przekuć je w coś lepszego, służącego wyższej sprawie?
Myślmy nad tym.
Źródło: Technologie.ngo.pl