Projekt PiS-u powołania metropolii warszawskiej jest trudny do obrony. Może jednak zapoczątkować debatę o tym, jak dobrze zorganizować współpracę między stolicami województw i otaczającymi je miejscowościami. O potrzebie takiego rozwiązania, a także o wadach projektu PiS i zaniechaniach poprzedników oraz o doświadczeniach europejskich w zarządzaniu metropoliami pisze dr hab. Marta Lackowska w ekspertyzie dla Fundacji Batorego.
Zdaniem autorki ekspertyzy: „Opór przeciwko projektowi wynika z jego dużego niedopracowania i braku dyskusji, a nie ze sprzeciwu wobec regulacji metropolitalnych w ogóle. Przeciwnie, samorządowcy z różnych metropolii upominali się o nie, najdobitniej pokazując, że współpraca metropolitalna w ramach istniejących form prawnych nie wystarcza.”
Doświadczenia europejskie
W Europie funkcjonuje kilka modeli zarządzania metropolitalnego. Rozwiązania niemieckie uważane są za wzorcowe, a Hanower i Stuttgart to dodatkowo przykłady jednostek metropolitalnych z władzami wybieranymi bezpośrednio wg ordynacji proporcjonalnej.
Francja postawiła na stymulowanie dobrowolnej współpracy gmin – z wykorzystaniem takich zachęt jak finansowanie dostępne tylko dla związków metropolitalnych.
Niedawno przez kilka krajów europejskich przetoczyła się fala reform metropolitalnych. Nową ustawę przyjęto w Holandii, Katalonii i we Włoszech.
Doświadczenia polskie
Do 2014 roku samorządy mogły współpracować w formie związków, spółek, stowarzyszeń czy porozumień przewidzianych w ustawie o samorządzie gminnym.
W efekcie wokół wszystkich stolic województw pojawiły się różne formy współpracy obejmujące stolicę regionu i okoliczne gminy. Niestety, opracowane od tego czasu projekty ustaw metropolitalnych, zarówno ten PO (2015r.), jak i PiS (2017r.) – nie uwzględniają istniejących rozwiązań.
Zarzuty wobec projektu PiS
Ignorowanie istniejących form współpracy oraz brak konsultacji z władzami samorządowymi to nie jedyne wady projektu PiS. Sprzeciw budzą także odgórny charakter wyznaczania granic „wielkiej Warszawy”, niejasne kompetencje jej władz (ustawa wymienia krótki katalog zadań obowiązkowych, ale zostawia też niepokojącą furtkę dla ich rozszerzania, które może znacznie uszczuplić samodzielność gmin członkowskich w wielu dziedzinach) oraz niemal całkowity brak określenia źródeł finansowania nowego samorządu. Podobnie sprawa się ma z „likwidacją” miasta centralnego, które straci połowę radnych, własny urząd i autonomię w wyborze swojego lidera.
Ekspertka zauważa, że „około 1/3 uprawnionych do głosowania na prezydenta metropolii, czyli również burmistrza Warszawy, to mieszkańcy podmiejskich gmin”, a także ocenia, że „jest to rozwiązanie o tyle śmiałe i bezprecedensowe, co sprzeczne z zasadami demokracji”.
Projekt zakłada bezpośrednie wybory do rady metropolitalnej. Teoretycznie to dobry pomysł, bo wzmacnia demokratyczną legitymację władz, jednak w praktyce może prowadzić do konfliktu pomiędzy władzami lokalnymi a metropolitalnymi. Właśnie z powodu takich problemów w 1980 roku zrezygnowano z bezpośrednio wybieranej rady metropolitalnej w Hanowerze. Musiało minąć kolejne 20 lat tworzenia kultury współpracy, żeby lokalni gracze dojrzeli do bezpośrednio wybieranej rady metropolitalnej i prezydenta.
Poważne wątpliwości budzi także przygotowanie ustawy tylko dla Warszawy. Problemy spójnego zarządzania regionami miejskimi dotyczą przecież nie tylko stolicy.
Co dalej z zarządzaniem metropolitalnym
Źródło: Fundacja Batorego