Chęć niesienia pomocy często napotyka na mur nieprzewidzianych trudności. Autorka artykułu, która poświęciła dwa lata na walkę z niewolniczą pracą dzieci w Ghanie, przekonuje się, że pomaganie to nie tylko dobre chęci, ale przede wszystkim głęboka znajomość lokalnej kultury i specyfiki problemu.
Celem artykuły jest zwrócenie uwagi na proces pomagania i odpowiedzialności, jaka się z tym wiąże w obcej kulturze, w warunkach afrykańskich. Przedstawione refleksje oparte są na dwuletnim pobycie autorki w Ghanie, jej bezpośrednią pracą z dziećmi wykorzystywanymi do niewolniczej pracy, ich rodzicami i pracownikami socjalnymi. Opisany jest złożony proces odzyskiwania dzieci od strony organizacyjnej i legislacyjnej. Autorka poznaje i porusza skomplikowane mechaniczny społeczno-mentalne, leżące u podłoża niewolniczej pracy dzieci. W nawiązaniu do własnych doświadczeń odsłania proces powrotu do normalnego życia dzieci i reintegracji, jednocześnie opisując pojawiające się zagrożenia. Przestrzega przed nieodpowiedzianym pomaganiem, zwracając jednoczenie uwagę na warunki, jakie powinny być spełnione, aby pomagać mądrze.
Jak znalazłam się w Ghanie
Z wykształcenia jestem pedagogiem specjalnym, choć życie zawodowe spędziłam w mediach i biznesie, nie tracąc jednak kontaktu z edukacją i współpracą z fundacjami na rzecz szeroko pojętej edukacji, także społecznej.
5 stycznia 2022 roku wyjechałam do Ghany na zaproszenie Polskiej Fundacji Omenaa Foundation, fundacji, która wybudowała szkołę Kids Heaven School na terenie ośrodka dla dzieci ulicy i dzieci wykorzystywanych do niewolniczej pracy Don Bosko Center Protect Children, prowadzonej przez salezjańskich misjonarzy, współpracujących z rządowymi i pozarządowymi organizacjami socjalnymi.
Moim zadaniem było zorganizowanie szkoły pod względem organizacyjnym i programowym. W poniższym tekście przedstawiam zapis moich osobistych doświadczeń, indywidualnych przeżyć, rozmyślań i refleksji związanych z wykorzystywanym dzieci w Ghanie, biorąc pod uwagę odmienność społeczno-kulturową.
Ghana, Region Oti. Jezioro Volta. Miasto Kete-Krachi
Jest pora deszczowa. Po porannej ulewie siąpi. Owiewa mnie ciepły afrykański wiatr. Idąc na śniadanie, postanowiłam pójść nad jezioro. Wczoraj widziałam tam ten sam widok. Przypłynęła mała łódź, na niej pięcioro dzieci i master. Tak nazywany jest tu właściciel łodzi i „właściciel” dzieci, które kupuje lub wypożycza, wykorzystując do pracy, często za zgodą rodziców lub opiekunów. Czy w tym przypadku tak jest? A może to dobry ojciec swoich dzieci, którego nie stać na ich szkołę, więc pracują razem z nim? Jak jest naprawdę? Nie wiadomo, dopóki się tego nie sprawdzi.
Dzieci „masterów”, zdarza się, że nie znają biologicznych rodziców, sprzedawane z rąk do rąk. Pracują za jedzenie. Nie chodzą do szkoły. Ich szkołą jest praca. Ich przyszłością obietnica pozostania „masterem”, takim jak jest ich „pan”, jeśli będą ciężko i dobrze pracować. Nienawidzą i kochają jedynego swojego opiekuna. Nie mają nikogo innego.
Jak do tego dochodzi? Różnie. Czasem rodzice, mając dużo dzieci, jedno z nich sprzedają do pracy, aby móc wyżywić inne. Czasem wypożyczają dziecko do pracy za regularną opłatą. Tłumaczą mu, że w ten sposób pomoże całej rodzinie. Czasem przychodzi do rodziców daleki krewny i obiecuje wykształcenie dziecka. Rodzice w dobrej wierze, chcąc zapewnić mu lepsze życie, oddają dziecko krewnemu. Ten sprzedaje masterowi lub sam je wykorzystuje. Zatrzymano kobietę, która miała piętnaścioro dzieci. Wypożyczała je rybakom za dzienną opłatą.
Dzieci pracują za jedzenie. Jeśli nie są posłuszne, nie otrzymują posiłku.
U samego źródła tego problemu jest bieda. W Akrze, stolicy Ghany, w dzielnicy Legon przeznaczonej dla najbogatszych mieszkańców są wielkie apartamentowce. Miesięczny koszt wynajmu mieszkania to cztery tysiące dolarów. Gałka lodów to trzy dolary, więcej niż dzienny zarobek niektórych mieszkańców Akry, tych pracujących na ulicach. Pensja dyrektora w kompanii handlującej gazem to szesnaście tysięcy euro. Jak daleko mogą sięgać kontrasty, aby mogły ze sobą współistnieć?
Wracam do hotelu na śniadanie. Patrzę na piękne wielkie jezioro. Volta, największy sztuczny zbiornik wody na świecie. Zajmuje ponad osiem i pół tysiąca kilometrów kwadratowych, co stanowi prawie cztery procent powierzchni Ghany. Wygląda tak dostojnie, spokojnie. W oddali małe łódeczki, ładnie wyglądające na zdjęciu. Wokół palmy, śpiewające ptaki. Jest spokojnie, a ja nie mogę zjeść śniadania.
Jak pomagać? Podstawowe pytanie
Widzimy świat według tego, jaką mamy świadomość i wiedzę o tym, co nas otacza.
To niejedzenie śniadania nie jest rozwiązaniem, kiedy się chce pomagać. Trzeba jeść, aby mieć siłę pomagać. Ciągle się tego uczę, ale są chwile, kiedy jest to trudne. Dlatego z wielkim szacunkiem podchodzę do każdego, kto pomaga, przebywając z najbiedniejszymi ludźmi i… je śniadanie. To znaczy, że już rozumie, na czym to polega. Skromność, pokora i milczenie mówią za nich. Zazwyczaj nie zobaczymy ich twarzy na zdjęciach. Pokazują dzieci, jeśli muszą opowiedzieć światu o tym, co ich otacza.
Nasze światy się różnią. Świat dobrobytu, w którym żyjemy w Europie, w krajach wysoko rozwiniętych ekonomicznie i świat krajów, w których część ludzi nadal musi codziennie walczyć o zdobycie pożywienia. Są rzeczy, których nie można dostrzec i zrozumieć nie będąc „tutaj”. Kiedy chcemy pomóc ludziom z innej kultury, mówiąc im jak mają postępować, zastanówmy się nad tym, co mówimy i dlaczego. Bo tak my robimy w naszym kraju, w naszej kulturze? Bo takie jest nasze doświadczenie?
Najpierw zapytajmy ich o zdanie. Zobaczmy, czy to jest rozwiązaniem dla nich, w ich kulturze, w ich otoczeniu, a przede wszystkim zapytajmy, czy Oni tego chcą. Zapytajmy, czego potrzebują naprawdę. Zapytajmy, a nie podążajmy za tym, co się nam wydaje.
Jeśli naprawdę chcesz pomóc, a nie tylko zaspokoić swoje zadowolenie z powodu udzielenia pomocy, najpierw przyjedź, spędź czas z tymi, którym chcesz pomóc. Poznaj ich kulturę. Bądź w ich domu. Zobacz, jak śpią. Zjedź z nimi posiłek. Spędź parę dni w takich warunkach, w jakich oni są, a potem zaproponuj im to, co chcesz dać, pytając co o tym myślą i jak się z tym czują.
Przenoszenie własnego sposobu myślenia, naszych europejskich rozwiązań do innej kultury, bez jej poznania i bez wspólnej dyskusji jest wielkim błędem, rodzącym frustrację po obu stronach.
System pomocy w Ghanie dzieciom pracującym niewolniczo
Na początku należy wyjaśnić dwa terminy określające i różnicujące wykorzystywanie dzieci do pracy „Traffic children” i „Child labour”. „Traffic children” określa dzieci będące ofiarami handlu. Dzieci, które są zmuszane do pracy poprzez przemoc fizyczną lub oszukiwane. Ma to znamiona przestępstwa kryminalnego. W tym przypadku zazwyczaj dzieci nie przebywają ze swoimi rodzicami, są sprzedawane lub „wypożyczane”. „Child labour” to wykorzystywanie dzieci do pracy bez przemocy fizycznej. Dzieci często pracują razem z rodzicami. W obu przypadkach nie chodzą do szkoły.
Międzynarodowa Konwencja Praw Dziecka ONZ, którą rząd ghański przyjął w roku 1998, mówi o prawie dziecka do edukacji szkolnej i zakazie pracy. W Ghanie istnieje obowiązek uczęszczania do szkoły podstawowej. Jedną z podstaw prawnych umożliwiających odebranie dzieci jest brak zapewnienia obowiązku szkolnego w przypadku, kiedy stwierdzi się wykorzystywanie dziecka do pracy.
To złożony proces. Zanim dojdzie do interwencji organizacji walczącej z niewolniczą pracą dzieci, jest ona poprzedzona wywiadem, a przynajmniej powinna być. Niestety, dochodzi czasem do nieprawidłowości w przestrzeganiu procedur.
Kto zajmuje się walką z niewolniczą pracą dzieci
Według raportu z 2020 r. przygotowanego przez Międzynarodową Organizację Pracy (ILO) oraz Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF) na świecie pracowało niewolniczo 160 milionów dzieci w wieku od pięciu do siedemnastu lat. Oznacza to, że co dziesiąte dziecko na świecie jest zmuszane do pracy.
Dane rządowe Ghany przestawiające liczbę dzieci pracujących niewolniczo są daleko odmienne od międzynarodowych organizacji, niedoszacowane i bardzo różne w zależności od źródła, co pokazuje brak kontroli nad tym procederem.
Jeden z rządowych raportów z roku 2021 mówi o 831 zarejestrowanych przypadkach dzieci wykorzystywanych do niewolniczej pracy (Atlantycka Federacja Afrykańskich Agencji Prasowych (FAAPA, 24.10.2023). Dane ONZ mówią, że na terenie Ghany i Wybrzeża Kości Słoniowej jest razem około 1,6 miliona dzieci pracujących niewolniczo. W Ghanie 60 procent dzieci pracuje nad jeziorem Volta.
Po publikacjach materiałów dotyczących pracy dzieci w międzynarodowych mediach (CNN, BBC), napłynęły pieniądze z krajów europejskich i USA celem wsparcia rządu w walce z handlem dziećmi. Jednak organizacje zajmujące się bezpośrednio procesem odzyskiwania dzieci nie otrzymały żadnego wsparcia finansowego, a tylko one angażują się w ten proces. Rząd nie stworzył żadnej jednostki bezpośrednio trudniącej się odzyskiwaniem dzieci. Robią to prywatne organizacje pozarządowe, które mogą prowadzić działalność wyłącznie dzięki wsparciu organizacji zagranicznych, głównie z Europy i USA. Gdy zabraknie tego finansowania, dzieci zostaną bez żadnej pomocy.
To, co rząd zrobił, to powołał specjalny departament socjalny i jednostkę policji do współpracy z prywatnymi organizacjami pozarządowymi w celu uniknięcia nadużyć, nadzorującą ich pracę. Po ostatnim materiale BBC / BBC NEWS The Night They Came for Our Choldren – BBC Africa Eye documentary, 2023, pokazującym nieprawidłowości w procesie zatrzymywania dzieci, kontrola została wzmożona. Każda akcja przeprowadzona przez NGO musi być bezwzględnie zgłaszana. Działanie i praca jednostek rządowych, pracowników socjalnych oraz policji w praktyce jest opłacana przez prywatne organizacje pozarządowe z dotacji podmiotów zagranicznych. Policja, jak twierdzi, nie ma pieniędzy, nawet na paliwo.
Sam proces odebrania dzieci „masterom” jest poprzedzony wywiadem i rozpoznaniem. Kilkukrotnie odwiedzane są wioski przez specjalnie przygotowanych do tej pracy ludzi. Mieszkańcy muszą ich zaakceptować, przekonać się, że nie są wrogo nastawieni do społeczności. To ważny element. Trzeba dobrze rozpoznać, które dzieci są bez rodziców, które są sprzedane, a które rodziców mają i pracują, które chodzą do szkoły nieregularnie, pracując ponad miarę. Te różnice nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Łatwo popełnić błąd. Ważne jest prawidłowe rozpoznanie.
Po nim zostaje wyznaczona godzina „Zero”. Akcja, w której biorą udział organa rządowe: pracownicy socjalni, policja. Bez nich zatrzymanie dzieci jest nielegalne. Organizacje pozarządowe (nie mogą i nie mają prawa robić tego samodzielnie. Podczas godziny „Zero” zostają zatrzymane bezwzględnie wszystkie dzieci, które zajmują się pracą. Jeśli w tej grupie przez przypadek znajdzie się dziecko niespełniające kryteriów przymusowej pracy, także zostaje zabrane. Tu nie ma czasu na rozmowę.
Tak dzieje się w przypadku, kiedy nie udało się wcześniej z masterem wynegocjować oddania dziecka. „Masterowie”, chcąc siebie chronić, uniknąć odpowiedzialności, uczą dzieci, aby uciekały przed policją i „obroni” (w języku lokalnym oznacza to białego człowieka), który często uczestniczy w tych akcjach z racji ich finansowania. Mówią dzieciom, że policja i „biały” chce ich zabić. Alfred, przebywający w ośrodku, w którym pracuję, opowiadając swoją historię, mówił, jak udało mu się uciec. Przez dwa dni chował się w buszu, zanim nie został odnaleziony przez policję. Jadąc w samochodzie, był pewny, że będzie zabity.
Nie zawsze dochodzi do tak ostrych interwencji. Zazwyczaj negocjuje się oddanie dziecka przez mastera. Pod groźbą karną zatrzymania i perspektywy więzienia, oddaje dzieci. Jeśli nie, policja zatrzymuje go. Zdarza się, że ucieka. Czasem z dziećmi, znając czas akcji. Niestety panująca korupcja nie omija policji i pracowników socjalnych, nawet tych, którzy powinni dzieci chronić. Jeśli są pieniądze na pościg i dochodzenie, ono następuje. Jeśli nie, dzieci pozostawione są same sobie.
Ważnym element jest edukacja. Pracownicy NGO, robiąc rozeznanie, jednocześnie edukują rodzinę i „masterów”. Ubodzy niewyedukowani rodzice, szczególnie z głębokich wiosek, nie zawsze mają świadomość obowiązku szkolnego dzieci i karnej odpowiedzialności za handel dziećmi w przypadku masterów. Nie do końca zdają sobie z tego sprawę, choć nie wszyscy.
Dzieci, które są zabrane, od razu na łodzi otrzymują koce, ubrania, jedzenie. Niektóre jedzą raz dziennie. Często własne ubranie to jedna koszulka i spodenki. Są karane brakiem jedzenia, jeśli nie są posłuszne masterowi. Posłuszeństwo to także konieczność nurkowania w celu odplątywania sieci lub dociążenia ich w czasie połowu ryb. Czasem nurkują na duże głębokości bez względu na strach i samopoczucie. Dzieci często na początku swojej pracy na łodzi nie umieją pływać. Boją się wody, mimo to zmuszane są do pracy. Kiedy odbierane są od mastera, są przestraszone, nie wiedzą, co je czeka. Na łodzi ratunkowej ekipa zaczyna je uspokajać, tłumacząc, co się dzieje.
Przywożone są na policję. Tu przeprowadza się z nimi pierwszą rozmowę, pytając o to, jak się nazywają, skąd pochodzą. Policja rejestruje dzieci i organizacja pozarządowa otrzymuje pozwolenie na zajęcie się nimi. NGO musi raportować status dzieci w przypadku, kiedy dojdzie do jakichkolwiek zmian.
Następnie dzieci przewiezione są do specjalnych ośrodków, także prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Zaczyna się proces przywracania ich do normalnego życia. Otrzymują swoje łóżko, ubrania, regularne pożywienie. W większości jest to pierwsze łóżko w ich życiu. Nie zawsze dzieci chcą na nich spać, przyzwyczajone do spania na ziemi. Przechodzą badania lekarskie. W przypadku potrzeby są leczone.
Pracownicy socjalni zajmują się dziećmi, przeprowadzają wywiady rodzinne, sprawdzają stan emocjonalny dziecka, określają poziom traumy. To trudny proces, wymagający czasu i zdobycia zaufania dziecka. Potrafi trwać kilka miesięcy. W przypadku potrzeby zapewniany jest psycholog. Konsultacje są bardzo drogie i ośrodków nie stać na stałe zatrudnienie wykwalifikowanego psychologa. Za każdą zewnętrzną konsultację ze specjalistą trzeba płacić. Także za usługi medyczne. Mimo że rząd wyznacza nieodpłatne szpitale, w praktyce trzeba z dzieckiem czekać na wizytę cały dzień lub dwa. W przypadku cierpiącego dziecka nie można czekać. Płaci się za prywatną wizytę.
Dzieci przebywają w ośrodku do dziewięciu miesięcy. Po tym czasie są przywracane do swojego środowiska. Rząd za wszelką cenę chce reintegrować dzieci. Nie chce tworzyć domów dziecka. W Ghanie, podobnie jak w całej Afryce, rodzina jest bardzo ważna. Przyjmuje ona odpowiedzialność za wszystkich jej członków, także za dziecko. Jeśli straci ono rodziców, opiekę przejmuje najbliższy krewny. Ustawowo pełnoletniość osiąga się po uzyskaniu osiemnastego roku życia.
W praktyce w Afryce pełnoletność osiąga się w momencie samodzielnego utrzymywania się. W przeciwnym razie rodzina jest zobowiązana opiekować się dorosłym. Stąd w procesie reintegracji ważne jest, aby utrzymać więzi rodzinne dziecka, poszukując za wszelką cenę, jeśli nie rodziców, to krewnych, którzy zechcą nim się zaopiekować.
Jest to istotne również z innego powodu. Otóż w przypadku udzielenia pomocy przez instytucje zewnętrzne, szczególnie zagraniczne, pomoc dla dziecka jest ograniczona w czasie. Kiedy projekt się kończy, kończy się finansowanie. Dziecko pozostaje bez wsparcia, zdane jedynie na opiekę ośrodka, w którym przebywało. Nie zawsze jest możliwa dalsza pomoc ze względu na brak środków. Kiedy nie ma łączności z rodziną, dziecko pozostaje całkowicie samo. W takim przypadku szybko może powrócić do starego trybu życia. W przypadku dzieci ulicy do przestępczości, w przypadku „traffic children” do chęci pozostania masterem. Stąd bardzo ważne jest, aby wszystkie organizacje, szczególnie spoza granic danego kraju, miały świadomość odpowiedzialności, jaka na nich ciąży, zaczynając proces pomagania.
Pobyt w ośrodku – nauka nowego życia. Odkrywanie tożsamości
W trakcie dziewięciu miesięcy przebywania w ośrodku dziecko uczone jest standardowych zachowań społecznych, rutynowych czynności dnia codziennego, higieny, załatwiania potrzeb w łazience, chodzenia w butach, dobierania stroju do okoliczności. Następuje zmiana codziennego rytmu. W przypadku pracy nad Voltą, dzieci pracowały w nocy, spały podczas dnia. Następuje trudny dla nich i dla całego zespołu proces zmiany przyzwyczajeń. Ten proces ma także swoje etapy u dzieci. Etap bojaźni, zaskoczenia, dezorientacji, etap nauki połączony z powolnym odzyskiwaniem poczucia bezpieczeństwa. Z nim przychodzi czas na odreagowanie stresu. Przebiega on różnie. Objawia się agresją, depresją, wycofaniem. To najtrudniejszy czas. Wymaga od zespołu niezwykłej wyrozumiałości, cierpliwości i umiejętności radzenia sobie z emocjami dzieci i własnymi. Nikt nie zajmuje się emocjami wychowawców. Muszą sobie radzić sami. Tylko niezwykła empatia i miłość do dzieci mogą ich ochronić przed własną depresją, obojętnością, apatią. Nie wszyscy wytrzymują te obciążenia.
W tym czasie następuje trzeci etap pracy dla organizacji odzyskujących dzieci. To czas odkrywania ich tożsamości. Często nie potrafią powiedzieć nic o swoich rodzicach, nie wiedzą, ile mają lat. Nie zawsze ich imiona są prawdziwymi imionami. Zaczyna się mozolny proces, wywiad za wywiadem, przenoszenie się z miejsca do miejsca, pytanie sąsiadów, podążanie za poszlakami, aby odnaleźć rodzinę, ich prawdziwą tożsamość. To czas poszukiwania ich korzeni, zabezpieczenia na przyszłość w postaci ochrony rodziny.
Po dziewięciu miesiącach dzieci powracają do swojego rodzinnego środowiska, do rodziców, kuzynów, jeśli udało się ich odnaleźć. Jeśli nie, zostają w ośrodku. Nie zawsze są pieniądze na ich utrzymanie, jednak trzeba się dzieckiem zaopiekować. Ośrodki muszą sobie poradzić. Proszą o wsparcie lokalną społeczność, swoich najbliższych. Pracownicy prywatnie wspierają dzieci. Rząd nie pomaga.
To nie koniec tego procesu. Teraz powinno się sprawdzić, co dzieje się z dziećmi, z którymi pracowało się przez tyle miesięcy. Czy reintegracja przebiegła prawidłowo? Czy dzieci nadal przebywają w swoich rodzinach, czy chodzą do szkoły? Taki był cel. Osiągnięcie go kosztowało wiele wysiłku po obu stronach, nie mówiąc o środkach finansowych. Jeden proces interwencyjny rozumiany przez odzyskanie dzieci to koszt około pięćdziesięciu tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty rehabilitacji i resocjalizacji dzieci.
Najważniejsze są uczucia dziecka. Wyrwane z niewolniczej pracy, przebywają w ośrodku. Na warunki afrykańskie, dla nich, to ekskluzywne miejsce, z którego powracają „do siebie”. Zamieniają wygodne łóżko na spanie na podłodze. Zamieniają buty na chodzenie na bosaka. Zamieniają trzy posiłki dziennie, czasem na jeden złożony tylko z yamu (biały gotowany korzeń przypominający w smaku ziemniaka). Po batonikach, herbatnikach i coli zostaje tylko pamiątkowa butelka, bo w miejscu, w którym żyją, nie ma sklepu. Rodzi się pytanie, czy to nie jest większa trauma dla dziecka, kiedy odbiera mu się luksusowe życie? Pokazuje się, jak może żyć, a potem każe powrócić do świata, z którego wyszedł, bez widoku na dalszą edukację. Nie zawsze tak jest. Czasem dziecko powraca do rodziców, którzy się mobilizują. Chodzi do szkoły. Kończy szkołę podstawową. Potem jest różnie. Nie wszystkich stać na dalsze kształcenie. Niektórym się udaje.
Można powiedzieć, że pokazując im, dla nas, normalny świat, mobilizujemy dziecko do wysiłku, aby chciało pracować nad tym, by do poznanego świata powrócić. Rzecz w tym, że nie chodzi o to, czy dziecko chce się uczyć, czy nie, tylko o to, czy ma możliwość na kontynuowanie nauki. Wielu ludzi, których spotykam prosi o wsparcie w nauce, pokrycie kosztów szkoły. Nie mają możliwości na zarobienie pieniędzy, szczególnie żyjący na wsi. Uprawa ziemi zazwyczaj wystarcza jedynie na własne wyżywienie. Rodziców nie stać na wysłanie dziecka do szkoły.
Uruchamiając projekt odzyskania dzieci, od razu należy pomyśleć o zapewnieniu im dalszej edukacji. Szkoła podstawowa „Jinia School” to sześć lat. Gimnazjum „Sinija school” to kolejne trzy. Następnie są kursy lub Uniwersytet, od trzech do sześciu lat. Obecnie, średni koszt rocznego wykształcenia dziecka w szkole prywatnej to około 280 dolarów w górę.
Zanim zaczniesz pomagać. Uwarunkowania kulturowe. Mądre pomaganie
Odzyskanie dzieci jest wartością samą w sobie, ale wśród niektórych ghańskich pracowników socjalnych istnieje opinia, że jeśli nie można dzieciom zapewnić dalszej pomocy, to wyrwanie ich ze środowiska, w którym żyją, mija się z celem. Pokazując im życie, które dla nas jest normalne, dla nich luksusowe, a następnie odbierając je, przyczyniamy się do kolejnej traumy.
Trudno im ponownie odnaleźć się w swoim środowisku, mając już świadomość, w jakich warunkach żyją i nie widząc pespektywy na zmianę. Czy pomimo to warto ryzykować, dając chwilę doświadczenia normalnego życia? Co dajemy, a co odbieramy?
Pomaganie to wielka odpowiedzialność za życie konkretnych ludzi. Dawanie, to wielka umiejętność. Może w równym stopniu pomóc, jak zaszkodzić. Dzieci wychowywane w ośrodkach często mają trudność w odnalezieniu się w normalnym życiu. Wszystko otrzymywały, podążały za wyznaczonym z góry planem. Stąd pojawia się postawa roszczeniowa, ukryta pod sprytnymi prośbami i wykorzystywaniem nieznajomości kultury i rodzimego standardu życia przez obcokrajowców. Pytam Jakubu „Jadłeś coś dzisiaj?”, „Nie.”. To „nie” nie oznacza braku posiłku, oznacza, że był on dla niego niewystarczający. Jakubu jest dorastającym nastolatkiem potrzebującym i lubiącym jeść, jak każdy w tym wieku. W ośrodku nikt nie jest głodny, ale celowo, sporadycznie wyznacza się limit jedzenia, aby nie odrywać dzieci od normalnej życiowej sytuacji, jaka panuje w domu. Nadmierne zaspokajanie życzeń dzieci, w odpowiedzi na ich trudne dzieciństwo, w dłuższej perspektywie jest narażaniem ich na postawę roszczeniową, oczekiwaniem łatwego życia. W dalszym etapie na niepotrzebne rozczarowania i trudne emocje, związane także z warunkami, do których powrócą. Nie oznacza to, że nie należy sprawiać niezwykłych przyjemności i wspaniałych prezentów. Powinny jednak być podane umiejętnie, pozostawiając miłe wspomnienia, możliwość poznawania świata i życia, do którego mogą dążyć. Z drugiej strony nie powinno się to dziać kosztem oderwania od realiów i dyskredytacji skromnego, codziennego życia, jakim żyje ich społeczność. Jak to zrobić? Najbliżej rozwiązania są ci, którzy, pracują z dziećmi na co dzień, znają dwa światy i umieją je połączyć.
Wiele sytuacji jest zaskakujących. Przebywając w obcej kulturze, należy być na nie nieustannie przygotowanym. Uczestniczyłam w spotkaniu, w którym po pobycie w ośrodku dzieci zostają przywrócone do swoich rodzin. Odbywa się ono w umówionym miejscu. Zaskoczył mnie obopólny brak okazania emocji względem siebie przez rodziców i dzieci. Nie było go nawet podczas powitania.
Dzieci, którymi się zajmowałam były dziećmi „ child labour”. Miały swoich rodziców, którzy wyrazili zgodę na oddanie ich do ośrodka. To inny model pracy. W takim przypadku pracownicy socjalni po stwierdzeniu nieuczęszczania dziecka do szkoły i nadmiernej pracy, rozmawiają z rodzicami. Cały proces przebiega spokojnie za zgodą obu stron. Dzieci są informowane, wiedzą, że przez określony czas będą przebywać w ośrodku, który je przygotuje do pójścia lub powrotu do szkoły.
Sposób okazywania miłości do dzieci jest inny od powszechnie nam znanego. Zależy on od grupy etnicznej, zwyczaju danej społeczności. Powszechne przekonanie mówi „Nie pokazuj swojej twarzy dziecku”, bo wykorzysta twoje emocje. Stąd dzieci przy spotkaniu z rodzicami jedynie stanęły przy nich. Milczące spojrzenie w oczy było przywitaniem. I na tym się ono zakończyło. Dystans jest także wyrazem szacunku dziecka do rodzica. W przypadku dzieci „traffic children”, oddawanych do nowych krewnych, można sobie tylko wyobrazić, jak wielka jest ich niepewność jutra.
Program „Follow up” to program, którego celem jest podążanie za dzieckiem i sprawdzenie, do jakich warunków powróciło, jak się w nich odnajduje. Jest konieczny do prawdziwego odbudowania życia dziecka. Rząd nie podejmuje w tym kierunku żadnych działań, a organizacje pozarządowe tylko wtedy, kiedy mają na to pieniądze. Rodzina często chce zmienić życie dziecka, ale nie zawsze ma możliwość. Nie ma pieniędzy na szkołę. Mimo że edukacja w szkole państwowej, podstawowej jest bezpłatna, to trzeba kupić mundurek, zeszyty, ołówki, książki, często zapłacić za ławkę i krzesło. Powszechne są łapówki dla dyrektorów za przyjęcie dziecka. Ze względu na wyż demograficzny nie ma wystarczającej liczby miejsc. Dyrektor decyduje, kogo przyjmuje. Klasy są przepełnione. Na terenach wiejskich w klasie liczba dzieci dochodzi do sześćdziesięciu. Siedzą na podłodze. Nie ma wystarczającej ilości biurek.
W takiej sytuacji dziecko pozostaje w domu. Powraca do pracy.
Aby temu zapobiec potrzebne jest przynajmniej doraźne wsparcie rodzin, pieniężne lub rzeczowe. Bez niego trudno wymagać od rodziny zmiany, która nie wynika z niechęci, tylko z realnej biedy.
Ważna jest świadomość rodziców, całej społeczności lokalnej, nielegalności wykorzystywania dzieci do pracy. Rodzice często nie widzą sensu edukacji, nie widząc perspektyw zmiany statusu swojego życia. Myślą o przyszłości.
„Po co mam wysłać dziecko do szkoły, skoro i tak nie będę w stanie zapewnić dalszej edukacji. Lepiej nauczyć dziecko konkretnej pracy na roli, połowu ryb, która pozwoli mu zarabiać pieniądze i przeżyć”.
Nie wszędzie tak jest. Są społeczności proszące o edukację dla swoich dzieci, o wsparcie „obroni”, który pojawi się w okolicy. Doświadczyłam tego na północy Ghany, w Tatale, gdzie założyłam szkołę pod drzewem, która, mam nadzieję, przerodzi się w prawdziwą szkołę z cegieł. Najszybciej się to wydarzy dzięki wsparciu obcokrajowców.
Postawy rodziców, rodzin, społeczności są różne w zależności od stanu świadomości, grupy etnicznej, plemienia i kultury, z których pochodzą. Trzeba być ostrożnym w ocenianiu rodziców, dopóki nie pozna się ich sytuacji i warunków, w jakich się znaleźli.
Dzieci, które powróciwszy do swojego środowiska, powróciły również do pracy, które dalej nie chodzą do szkoły, których standard życia jest nieakceptowalny, powinny ponownie trafić do ośrodka i być pod jego opieką. Na ten etap potrzebne są kolejne fundusze.
Powodem wielu przestępstw i nadużyć jest bieda. Drugim powodem jest chciwość i chęć zysku.
Dlaczego nad Voltą przy połowie ryb pracują dzieci, dlaczego nie pracują dorośli? Szukałam powodu, wiedząc, że zawsze jest coś, czego nie widać. Odpowiedź mnie zaskoczyła. W jeziorze nie ma tylu ryb, co kiedyś, zaczyna ich brakować. Jeśli rybak weźmie do pracy dorosłego, musi mu zapłacić. Czasem nie uda się połów, czasem nie ma żadnego przychodu. Stąd praca dzieci, którym nie trzeba płacić, jest rozwiązaniem.
Realizując projekt „Follow Up”, odwiedziłam dzieci w ich wioskach nad Voltą. Zboczyłam na wielkie plantacje marihuany, gdzie pracowały całe rodziny. W wioskach nie ma prądu i wody. Jest jezioro, z którego woda służy do picia, mycia się i podlewania roślin. Domy są głównie z gliny. Tata Thomasa przez pięć lat zbierał pieniądze na blaszany dach. Abraham i Wise jedzą dwa razy dziennie „akpele”– mąkę z wodą. Nie zawsze są ryby w jeziorze. Szkoła z walącym się dachem służy stupięćdziesięciorgu dzieciom. Bez ławek, bez podręczników. Żaden nauczyciel nie chce przyjąć tu posady. Nauczania podjął się młody mężczyzna, który skończył szkołę średnią. Uczy jak umie, bez żadnych pomocy.
Obok są szefowie, właściciele plantacji. Tu mieszkają tak jak tubylcy w glinianych domach, ale w najbliższym mieście maję swoje domy duże, murowane. Ich bossowie mają wille w Akrze. Utrzymują całe wioski w biedzie. Wykształcanie nie jest tu mile widziane. „Moje dzieci” miały szczęście. Organizacja, która zleciła ich odzyskanie, zapewniła im edukację do końca szkoły średniej. Te dzieci mają szanse na lepsze życie. Mogą zmieniać je dalej innym, jeśli po zdobyciu wykształcenia będą chciały powrócić do swoich wiosek.
Na zakończenie
Edukacja w Afryce to nie tylko dostarczenie informacji. To nauka kształtowania nowego życia. To budowanie świadomości poszanowania drugiego człowieka, jakim jest nie tylko dorosły, ale także dziecko. Tak robi George Aschiba i jego organizacja PAKODEP. Stworzył miejsce „Life Village”, gdzie zajmuje się pełnym procesem związanym z „traffiic children, od zatrzymania dzieci, opieki nad nimi, po wykształcenie do czasu pełnoletności. Zajmuje się także prewencją. Dociera do korzeni tego procesu. Edukacja dorosłych społeczności jest jednym z kluczy rozwiązania problemu niewolniczej pracy dzieci. Jego system prewencyjny polega m.in. na wyłanianiu z lokalnych społeczności, wiosek – liderów. Osoby, które chcą z nim współpracować, przechodzą specjalne szkolenia. System jest skuteczny. Ludzie sami zaczynają informować, kto wykorzystuje dzieci do niewolniczej pracy.
„Dzieci się widzi, ale dzieci się nie słyszy” – mówi George Achibra[1]. Nie pomaga temu ganijska kultura „sinia–jinia”. Młodszy podlega starszemu. Musi się go słuchać i nie ma prawa się odzywać. Z jednaj strony to wyraz szacunku dla starszych, z drugiej– odbiera prawo głosu i wyrażania własnej opinii. Często jest nadużywany, szczególnie w szkołach, gdzie także obowiązuje, tworząc swoistego rodzaju „falę”. Dlatego ludzie nawet wtedy, kiedy widzą dzieci w łodziach, o nic je nie pytają. Dzieci nie mają prawa głosu, są niewidoczne.
Z drugiej strony w społecznościach dba się o nie. Każdy opiekuje się dziećmi swoich sąsiadów. Występuje niespójność. Może istnieje podświadome poczucie złego postępowania, poczucie wyrzutów sumienia, lecz wygoda i racjonalizacja przeważają.
George jest znaną postacią w tej części Volty. Wszyscy wiedzą, co robi. Część społeczności występuje przeciwko niemu. Zabierając dzieci „masterom”, wpływa na ich codzienność. Ceny ryb wzrastają, mniej łodzi wypływa. Nasuwa się refleksja „Jestem za sprawiedliwością do czasu, kiedy jej skutki nie będą mnie dotykać”.
Przebywam w Ghanie drugi rok. Żyję blisko z najuboższą warstwą społeczną. Będąc z dziećmi dzień i noc, widzę, co przeżywają. Zaufały mi, podzieliły się wieloma sekretami, które zmieniły moje spojrzenie na życie. Prawdziwe życie to to, którego nie widać na pierwszy rzut oka.
I jeszcze raz powtórzę:
Każdy człowiek, każda organizacja spoza danej kultury, która chce pomóc tubylcom, najpierw powinna poznać tych, którym chce pomóc. Zajrzeć do ich domów, spędzić wspólnie czas, razem spożyć posiłek, razem potańczyć i popatrzeć w ciszy na zachód słońca. Zrozumieć. Wtedy ta pomoc będzie mądra i będzie miała sens.
Bibliografia
Atlantycka Federacja Afrykańskich Agencji Prasowych (FAAPA) 24.10.2023, ogłoszenie ganijskiego rządu – Sekretariat ds. Handlu Ludźmi Ministerstwa ds. Płci, Dzieci i Ochrony Socjalnej, https://www.faapa.info/en/ghana-records-increase-in-human-trafficking/
BBC NEWS The Night They Came for Our Choldren– BBC Africa Eye documentary, 2023 /, YouTube, 10 lipca 2023.
Geertz, C. (2005). Interpretacja kultur. Wybrane eseje. Tłum. M. Piechaczek, Kraków: Wyd. UJ.
Kubinowski, D. (2011). Jakościowe badania pedagogiczne. Filozofia, metodyka, ewaluacja. Lublin: Wyd. UMCS.
Raport "Child Labour. Global estimates 2020, trends and the road forwards".. Opracowanie: UNICEF, https://endchildlabour2021.org/wp-content/uploads/2021/11/Child-labour-Global-estimates-2020.pdf.
George Achibra. Założyciel organizacji pozarządowej PACODEP w Ghanie, zajmującej się pomocą dzieciom wykorzystywanym do niewolniczej pracy. Działacz na rzecz praw dziecka. www.pacodepgh.org
Odrowąż-Coates, A. (2022). Dzienniki z Królestwa. (Auto)etnograficzne zapiski badaczki terenowej w Arabii Saudyjskiej z komentarzami. Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls”.
[1] George Achibra. Założyciel organizacji pozarządowej PACODEP w Ghanie, zajmującej się pomocą dzieciom wykorzystywanym do niewolniczej pracy. Działacz na rzecz praw dziecka.
Źródło: informacja własna ngo.pl