Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
W Gdyni odbyło się międzynarodowe seminarium „Badania ekonomii społecznej w perspektywie europejskiej” - spotkanie przedstawicieli najważniejszych światowych ośrodków badawczych zajmujących się tą problematyką.
Konferencję rozpoczęło
wystąpienie profesora Jerzego Hausnera z Uniwersytetu Ekonomicznego
w Krakowie, który podkreślał słabości tradycyjnego modelu polityki
społecznej opartego tylko na trzech instytucjach: rodzinie, państwu
i na rynku. Uzupełnienie tego schematu o społeczności lokalne oraz
o trzeci sektor pozwoliłoby przejść od „państwa opiekuńczego” do
„państwa pracy” właśnie w kierunku ekonomii społecznej.
Profesor Hausner zwracał
uwagę na trudności, na jakie natyka się reformator systemu opieki
społecznej w państwach postkomunistycznych.Oprócz biedy i
bezrobocia są to przede wszystkim: opór branżowych grup interesu,
niska zdolność administracyjna państwa, ogólnie niski poziom
kapitału społecznego, którego brak hamuje dążenia innowacyjne i
przedsiębiorczość, sprawia, że ludzie wybierają rozwiązania
niewymagające zaangażowania grupowego czy aktywności społeczności
lokalnej, bazujące na redystrybucji dóbr przez państwo i na
grupowych przywilejach.
Bazowy
kapitał
Do problematyki kapitału
społecznego i społecznego zaufania jako koniecznych warunków
powstania i sprawnego funkcjonowania przedsięwzięć z zakresu
ekonomii społecznej nawiązywano w wielu wystąpieniach podczas
seminarium. O „dramatycznym braku zaufania” w rumuńskim
społeczeństwie mówił Valentin Burada z Civil Society Development
Foundation.
Dr Tomasz Kaźmierczak z
Instytutu Spraw Publicznych, omawiając wyniki badań realizowanych w
ramach projektu „W stronę polskiego modelu gospodarki społecznej -
Budujemy nowy Lisków”, zwracał uwagę na rolę pomostowego kapitału
społecznego w społecznościach lokalnych, w których realizowany był
projekt. Zaznaczał, że społeczność lokalna musi dysponować pewnym
bazowym zasobem tego kapitału, bez którego praca animatorów
inicjujących i stymulujących rozwój w danej społeczności byłaby
nieskuteczna, a członkowie społeczności nie wypracowaliby modelu
lokalnego partnerstwa i nie założyli przedsiębiorstwa
społecznego.
„Społecznej ekonomii
zaufania” poświęcony był w całości referat Tima Curtisa z
University of Northampton, oparty na wynikach badań prowadzonych
wśród polskich i angielskich przedsiębiorstw społecznych wspólnie
ze Stowarzyszeniem Klon/Jawor. Zaufanie, którym przedstawiciele
sektora publicznego obdarzają przedsiębiorcę społecznego okazało
się czynnikiem bardziej znaczącym od środków finansowych, którymi
mogą go wspomóc. Natomiast za najbardziej znaczącą przeszkodę w
budowaniu zaufania Curtis uznaje biurokrację. Kontrole, inspekcje
ze strony publicznego partnera oraz konieczność sprostania wymogom
biurokratycznym, tzw. papierkowej robocie, sygnalizuje brak
zaufania i może prowadzić do utraty motywacji, utrudniać
porozumienie i w konsekwencji prowadzić do porażki
przedsięwzięcia.
Badanie Curtisa i
Stowarzyszenia Klon/Jawor miało służyć wychwyceniu zasadniczych
kategorii pojęciowych, którymi posługują się wybrani do badania
przedsiębiorcy społeczni – jakich słów używają, gdy mówią o swoich
relacjach z sektorem publicznym, na co przede wszystkim zwracają
uwagę (taką zasadniczą kategorią w toku badania okazało się właśnie
zaufanie).
Ryzykowne
transfery
Wielu prelegentów podczas
seminarium zwracało uwagę, że tak jak ekonomia społeczna jest
działalnością oddolną, zakorzenioną w społeczności lokalnej, tak
tworzenie definicji samego zjawiska powinno bazować na lokalnym,
krajowym bądź regionalnym, kontekście. Podkreślał to profesor Mike
Aiken z Open University, mówiąc o ryzyku wiążącym się z
dokonywaniem porównań wyników badań przeprowadzonych w różnych
państwach europejskich – „Wypożyczanie, transfer idei czy pojęć i
próby przenoszenia ich na własny grunt to przedsięwzięcie
ryzykowne, a nawet potencjalnie bezsensowne”. Podobnie uważa
profesor Karl Birkhölzer z EMES, który w
swoim wystąpieniu zaprezentował nową, „prywatną”, definicję
ekonomii społecznej (przeformułowanie znanej, powszechnie
stosowanej i zdaniem Birkhoelzera „zbyt trudnej” definicji
EMES-owskiej). Poszukiwanie definicji Birkhölzer radził zacząć od analizy realnie
działających przedsiębiorstw społecznych, a nie, na przykład, od
stosowanych terminów prawnych.
Problemy definicyjne, choć
wydają się czysto teoretyczne i bliskie tylko wąskiemu gronu
badaczy, w konsekwencji prowadzą do nieobecności trzeciego sektora
w statystykach publicznych, a od wyraźnej obecności w tych
statystykach zależy jego wizerunek jako godnego zaufania
przedsiębiorcy. Lisa Frobel z CIRIEC podkreślała, że podmioty
ekonomii społecznej wciąż nie są powszechnie akceptowane na rynku
pracy, co przekłada się np. na ich relacje z bankami, jako
potencjalnymi kredytodawcami. O konieczności włączenia trzeciego
sektora do narodowych statystyk i o jego potencjale ekonomicznym
mówił również dr Sławomir Nałęcz z GUS-u prezentując wyniki badania
zrealizowanego w ramach projektu „Tu jest praca”.
Trzeci
zde-ekonomizowany
Kondycja ekonomiczna i
społeczne zaplecze polskich NGO-sów było tematem referatu Jana
Herbsta, który przedstawił najnowsze wyniki badań Stowarzyszenia
Klon/Jawor (jednego z organizatorów seminarium w Gdyni). Z
zaprezentowanych danych wynikało, że poprawia się finansowa
kondycja trzeciego sektora w Polsce, co paradoksalnie, jak zauważył
Herbst, skutkuje jego de-ekonomizacją. Zalew publicznych pieniędzy
(prawie dwukrotny wzrost udziału środków z tego źródła w latach
2003-2007, z 33% do 56%) sprawia, że organizacje coraz mniej
chętnie zakładają działalność gospodarczą. Rozwija się natomiast
działalność odpłatna nie dla zysku. Utrudnieniem dla rozwoju
ekonomii społecznej w Polsce jest, jak pokazują badania Klonu,
wizerunek trzeciego sektora jako niesprzedającego usług, utrwalony
tak w społeczeństwie, jak i wśród samych organizacji
pozarządowych.
Szerszy kontekst dla
prezentacji wyników polskich badań stworzyło wystąpienie Andreya
Ivanowa, przedstawiciela drugiego z organizatorów seminarium.
Omówił on wyniki badań ekonomii społecznej prowadzonych przez UNDP
w Europie Środkowo-Wschodniej, kładąc szczególny nacisk na analizę
wykluczenia społecznego. Jak problem wykluczenia różnych grup można
rozwiązać w dużej aglomeracji miejskiej, pokazała Heike Birkhölzer z Berlin Development Agency for
Social Enterprises and Neighbourhood Economy na przykładzie
berlińskiej organizacji działającej w dzielnicy Pankow”.
Co z tymi
papierami?
Tuż przed dyskusją panelową
zamykającą seminarium wystąpił Jan Jakub Wygnański prowokacyjnie
stwierdzając „bezużyteczność” prowadzonych badań. Odniósł się w ten
sposób do wcześniejszego referatu Seweryna Krupnika i dr Barbary
Worek z UJ, którzy podkreślali, że tak właśnie badania postrzegają
badani - podmioty ekonomii społecznej.
Zdaniem Wygnańskiego mamy do
czynienia z „hipertrofią danych” – przerostem ilości nad treścią.
Badacze nie mają czasu interpretować danych, które zbierają w takim
mozole, ich raporty pozbawione są diagnoz. Stąd bierze się
popularność badań porównawczych, w których myślenie o rankingu (np.
w których państwie UE jest najwyższy poziom zaufania społecznego)
zastępuje prawdziwą analizę danych. W efekcie badania „nie
zakorzeniają się w praktyce”. Nie powstał mechanizm pozwalający
odróżnić te eksperymenty ekonomii społecznej, które mają szanse na
sukces od tych, które są porażką.
Podobnie jest w skali
makrospołecznej. „Co się dzieje z tymi wszystkimi papierami?” –
pytał retorycznie Wygnański sugerując, że raportów nikt tak
naprawdę nie czyta, a już z pewnością nie politycy tworzący
politykę społeczną w Polsce.
Nawiązując do przewodniego
tematu seminarium, jego ostatni prelegent zasugerował, że badacze
ekonomii społecznej „w życiu”, czyli w swoim doświadczeniu
badawczym nie stosują się do jej zasad. Świat nauki jest silnie
hierarchiczny, decydują w nim partykularne interesy jednostek czy
ośrodków badawczych, które nie dzielą się wiedzą, nie wymieniają
danymi, a wręcz monopolizują dostęp do nich. Wiele przedsięwzięć
badawczych ma charakter odtwórczy, a nie innowacyjny, co jest
szczególnie dojmujące w sytuacji, gdy „do Polski jedzie wagon z
pieniędzmi na innowacje”.
Źródło: info własna
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.