Jak autorytarna władza tłamsi społeczeństwo obywatelskie i pluralizm? Putinowskie know-how znajduje coraz więcej naśladowców
Reelekcja Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych na początku 2025 roku urosła do symbolu głębokiej erozji demokracji i zagrożenia dla wolności. Na celowniku 47. prezydenta USA znalazły się m.in. organizacje społeczeństwa obywatelskiego i sektor pozarządowy. Tymczasem działalność społeczna i aktywizm w niesprzyjających warunkach i w kontekście proautorytarnej władzy to dla większości świata nic nowego.
W trudnych warunkach, tworzonych przez proautorytarne lub wręcz autorytarne władze, od lat funkcjonują ruchy obywatelskie w regionie Europy Wschodniej, Kaukazu i Azji Środkowej. Łukaszenka w Białorusi, Orbán na Węgrzech, Iwaniszwili w Gruzji. A także reżimy w Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, Turkmenistanie i Uzbekistanie. Do tego dochodzą te kraje, w których siły autorytarne wciąż rosną w siłę: Rumunia, Serbia, Słowacja. Wszędzie tu dochodzi do intencjonalnych działań władzy, wymierzonych przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu i pluralizmowi.
Know-how napływa z putinowskiej Rosji, gdzie wypracowano modelowe rozwiązania. Rosyjskie ustawy ograniczające działalność sektora pozarządowego oraz tłamszące oddolne ruchy grup opresjonowanych stały się inspiracją dla innych autokratów w regionie.
– To, co w Rosji rozpisane było na lata, w Gruzji dzieje się z miesiąca na miesiąc. Władza wie, co dokładnie należy zrobić by sprawnie i skutecznie wykończyć organizacje społeczeństwa obywatelskiego – stwierdza dyrektorka wykonawcza organizacji pozarządowej z Tbilisi, która ze względu na swoje bezpieczeństwo, pragnie zachować anonimowość. – Najpierw, pomimo nieustających protestów, do skutku podejmowano próby wprowadzenia ustawy o tzw. zagranicznych agentach. W kwietniu przypieczętowano to dodatkowo ustawą, w świetle której osobom, takim jak ja, czyli należącym do władz organizacji, można postawić zarzuty karne za nielegalne działanie pod wpływem zagranicznym. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności.
Jak to się robi? Krok po kroku
Pierwszym krokiem jest odcięcie organizacji społecznych od wszelkich źródeł wsparcia. Zaczyna się od rzeczy prostszej: środków publicznych na szczeblu krajowym. Ten mechanizm jest nam znany z autorytarnych rządów PiS w Polsce. Nie wymaga jeszcze zmian na poziomie legislacji. Wystarczy obsadzić „swoimi” ludźmi odpowiednie instytucje publiczne, by żadna złotówka czy inna waluta z kasy państwa nie trafiły w niepowołane ręce, czyli do tych, którzy są krytyczni w stosunku do władzy lub z dowolnych powodów nie podobają się rządzącym.
Odcięcie od zasobów w kraju jednak nie wystarczy. W ramach ponadnarodowej solidarności, globalna filantropia wspiera ruchy obywatelskie wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i gdzie widzi taką potrzebę.
Tutaj przełomem okazała się putinowska innowacja, czyli ustawa z 2012 roku o tzw. „agentach zagranicznych”. To narzędzie represji urosło do rangi modelowego rozwiązania dla państw, które wkraczają na antydemokratyczną ścieżkę. Ze względu na swoją skuteczność, ustawa ta zyskała popularność i jest powielana przez proautorytarne władze w regionie Europy Wschodniej i Azji Środkowej.
Narracja o wrogach państwa, czyli geneza ustawy o „zagranicznych agentach”
Impulsem dla wzmożonych represji wobec społeczeństwa obywatelskiego w Rosji była jego siła, zdolność do oddolnego mobilizowania się, kolektywnego wyrażania sprzeciwu, a także zaangażowanie w walkę o sprawiedliwość i prawdę.
Wiele wskazywało na to, że wybory parlamentarne w 2011 roku do Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej zostały sfałszowane. Niezależne instytucje międzynarodowe, takie jak OBWE, potwierdziły liczne nieprawidłowości, szczególnie przy liczeniu głosów. Zwrócono także uwagę na problem braku niezależności kierownictwa instytucji wyborczych i mediów od władzy.
Wątpliwe zwycięstwo zaplecza politycznego Władimira Putina, czyli partii Jedna Rosja, wywołało intensywne protesty i demonstracje. Ich liczba, frekwencja i zasięg były bezprecedensowe od upadku ZSRR. Podobne niezadowolenie społeczne wywołało rok później „zwycięstwo” Putina w wyborach prezydenckich. Aktywność oddolnych inicjatyw nie spodobała się partii dominującej, która podjęła wysiłek narracyjny i legislacyjny, by uciszyć niechciane głosy. W takich okolicznościach zaczęto świadomie konstruować komunikaty o zdradzie i zagranicznych agentach, które miały być podparciem dla działań prawnych ukierunkowanych na stygmatyzowanie i dyskredytowanie, a w dalszej perspektywie delegalizację organizacji pozarządowych, inicjatyw obywatelskich i politycznych dysydentów.
Z perspektywy kilkunastu lat wiemy, że skutecznie doprowadziło to do demontażu niezależnego trzeciego sektora i przyczyniło się do zacementowania pozycji Putina i jego otoczenia.
Pomogły w tym inne, uzupełniające instrumenty prawne, takie jak penalizacja udziału w demonstracjach z 2012 roku, istniejąca od 2014 roku możliwość blokowania stron internetowych bez wyroku sądowego czy ustawa z 2015 roku, która ułatwia delegalizację organizacji ze względu na kwestie „bezpieczeństwa”. Wraz z taktykami prześladowań aktywistek i aktywistów, takimi jak, prewencyjne zatrzymania, przemoc wobec osób protestujących czy kampanie nienawiści biorące na celownik konkretne jednostki, stanowi spójny i kompleksowy model represji.
„Zagraniczni agenci” czyli kto?
Początkowo ustawa z 2012 roku dotyczyła organizacji społeczeństwa obywatelskiego, które otrzymują finansowanie z zagranicy. Z czasem stopniowo rozszerzano te przepisy na osoby prywatne, grupy nieformalne, dziennikarzy i dziennikarki a także media. Każdy podmiot wspierany z zewnątrz ma obowiązek zarejestrować się jako „zagraniczny agent”, co otwiera drogę do różnego rodzaju kontroli i represji ze strony państwa. Władza motywuje to obroną suwerenności.
W 2022 roku rozszerzono pojęcie wsparcia: nie chodzi już wyłącznie o zasoby finansowe, ale również o pozostawanie pod wpływem zagranicznym, co jest gruntem do dowolnych interpretacji. Od ponad dekady restrykcje coraz mocniej się zacieśniają. Każda najmniejsza luka zostaje wypełniona kolejnymi ograniczeniami. Formalne regulacje służą, między innymi, zachowaniu fasady państwa prawa, którym Rosja de facto nie jest. Bezwzględnie nadużywa władzy i równolegle konstruuje kolejne przepisy. Fakt, że Putin z wykształcenia jest prawnikiem zakrawa o cynizm.
Eksport modelu represji
Termin „zagraniczni agenci” pojawia się wprost w nazwie rosyjskiej ustawy. Inaczej jest w przypadku innych krajów, które przyjęły analogiczne regulacje. Oprócz Federacji Rosyjskiej, ustawy w podobnym kształcie funkcjonują także na Węgrzech, w Gruzji oraz w Kirgistanie.
Węgry pod rządami Viktora Orbána są pierwszym krajem w Unii Europejskiej, w którym doszło do zaawansowanego demontażu systemu i mechanizmów demokracji. To też jedyne państwo członkowskie, które posiadało krajową ustawę o „zagranicznych agentach”. Wprowadzono ją w 2017 roku pod nazwą „Prawo o przejrzystości organizacji wspieranych z zagranicy", zawłaszczając przy okazji pojęcie transparentności ze słownika prodemokratycznego.
Węgierska ustawa wprowadziła obowiązek samodzielnego dokonania wpisu organizacji do specjalnego rejestru. Dotyczyło to podmiotów, których wpływy spoza Węgier wynosiły powyżej kwoty, która odpowiadała mniej więcej 24 tys. euro. Z mocy prawa, taka organizacja dostawała status instytucji wspieranej z zagranicy, co miało odbierać jej wiarygodność i podważać zaufanie. W 2021 roku Węgry wycofały się z tego prawa w wyniku wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który orzekł niezgodność tych regulacji z prawem unijnym. Temat wraca jednak jak bumerang, o czym za chwilę.
Przełomowy wyrok Trybunału Sprawiedliwości został ogłoszony w okresie rządów prawicy w Polsce, która również przymierzała się do sformułowania i wprowadzenia podobnych regulacji prawnych, także pod pretekstem przejrzystości. Ten pomysł został jednak wówczas porzucony, zapewne nie na zawsze.
W innym położeniu znajdują się kraje, pozostające poza Unią Europejską, takie jak Kirgistan, gdzie w 2024 roku uchwalono prawo, które w dużym stopniu opiera się na rosyjskiej ustawie. To samo dotyczy Gruzji, która jeszcze do niedawna wydawała się realną kandydatką na państwo członkowskie UE. Próby ograniczenia działalności organizacji społecznych podejmowane były tam wielokrotnie. Stosowną ustawę przyjęto 14 maja ubiegłego roku pod nazwą Ustawa o przejrzystości zagranicznych wpływów. To odświeżona wersją znanych nam już regulacji. Organizacja, której wpływy finansowe spoza Gruzji wynoszą ponad 20%, musi się zarejestrować jako podmiot działający w służbie obcych interesów. Co ciekawe, władza, która rzekomo martwi się kwestią przejrzystości przepływów finansowych, nie podejmuje wątku strumienia pieniędzy płynących do Gruzji ze strony rosyjskich oligarchów.
Alternatywne podejścia
W innym kraju kaukaskim, czyli w Azerbejdżanie, mamy do czynienia z odmienną sytuacją na poziomie legislacji, jednak w praktyce osiągnięto podobne efekty. Wprowadzono tutaj pakiet wielu różnych regulacji, które nie tylko uprzykrzają codzienne funkcjonowanie, lecz wręcz uniemożliwiają działanie sektorowi pozarządowemu.
Już samo zarejestrowanie organizacji obarczone jest wieloma restrykcjami i barierami. Nadmiarowa biurokracja oraz niejasne zapisy prawne, przy jednoczesnym występowaniu sankcji karnych za ich nieprzestrzeganie, to strategie same w sobie, obliczone na wywieranie efektu mrożącego.
W Azerbejdżanie organizacje pozarządowe muszą każdorazowo uzyskać zgodę władz na przyjęcie grantu z zagranicy.
Podobnie sytuacja wygląda w Białorusi.
– Wszechstronne i postępujące represje, z którymi musiało zmierzyć się białoruskie społeczeństwo obywatelskie, były wprowadzane stopniowo i doprowadziły ruchy na rzecz sprawiedliwości społecznej do stanu przewlekłego działania w trybie reakcji kryzysowej. Ciągłemu zaostrzaniu prawa w obszarze „terroryzmu i ekstremizmu”, które na przykład umożliwia uwięzienie osób aktywistycznych za pokojowe nieposłuszeństwo obywatelskie, towarzyszyły nowe rozwiązania, takie jak kryminalizacja międzynarodowego wsparcia, penalizacja apolitycznych zgromadzeń społecznościowych czy nasilające się prześladowania za używanie tradycyjnych białoruskich symboli, a w praktyce za używanie języka białoruskiego – wyjaśnia Tony Lashden, współliderka kolektywu feministyczno-queerowego o nazwie „tender na gender”. Inicjatywy o takim profilu są w szczególny sposób narażone na represje ze strony władz, a także są niemile widziane. Wiele grup feministycznych figuruje na liście organizacji terrorystycznych obok takich ugrupowań jak Al-Ka’ida.
– W moim osobistym aktywizmie, skupionym wokół młodych kobiet i osób queer, ta nieustanna presja i konieczność ciągłego zarządzania ekstremalnym ryzykiem doprowadziły do znaczących zmian w sposobie pracy i jej zakresie.
Aby chronić naszą społeczność, musiałyśmy znaleźć sposoby na zmniejszenie ryzyka, a to oznaczało, że kluczowe usługi, takie jak doradztwo psychologiczne i socjalne dla osób, które doświadczyły przemocy ze względu na płeć czy tworzenie bezpieczniejszych przestrzeni dla kobiet, które ucierpiały z powodu brutalności policji, a nawet zwykłe spotkania społeczności przestały być możliwe i zostały zawieszone. Stworzyło to poważne luki w systemie wsparcia, co z czasem jeszcze bardziej pogłębiło kryzys w kraju – dodaje Tony.
Regionalizacja reżimu
Właściwie uprawnione jest uogólnienie, że w całym regionie Azji Środkowej mamy do czynienia z wrogim kontekstem wobec społeczeństwa obywatelskiego. Dotyczy to wspomnianego już Kirgistanu, a także Kazachstanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Turkmenistanu. Oprócz Kirgistanu, w pozostałych czterech republikach postsowieckich nie obowiązują pojedyncze ustawy wzorowane na rosyjskim pierwowzorze. W praktyce jednak organizacje pozarządowe doświadczają silnych represji. Sytuacja przedstawia się najgorzej w Turkmenistanie. Poza tym, że właściwie nie istnieją tu zarejestrowane organizacje społeczeństwa obywatelskiego, jest to – obok Korei Północnej – jeden z najbardziej niedostępnych krajów dla osób z zewnątrz.
Rosja inspiruje „-stany” Azji Środkowej w obszarze praktycznych rozwiązań, służących wdrażaniu autorytaryzmu. Dostarcza gotowych narracji, które stygmatyzują działaczy i działaczki społeczne, a także osoby dysydenckie. Normalizuje silny nadzór nad wsparciem płynącym z zagranicy.
Monowładza bez społeczeństwa obywatelskiego
Praktyki wypracowane i przetestowane w Federacji Rosyjskiej pod dyktaturą Władimira Putina zyskują rezonans także poza Rosją. Oparte są na wieloletnim doświadczenia i mają potwierdzoną skuteczność. Po tego typu rozwiązania chętnie sięgają władze, dla których pluralizm nie jest wartością i które chcą się pozbyć z życia publicznego niewygodnych dla siebie aktorów. Tak było również w Ukrainie, gdzie ustawa o zagranicznych agentach obowiązywała obok innych przyjętych na początku 2014 roku tzw. ustaw dyktatorskich. Działo się to w burzliwym okresie Euromajdanu i nie trwało długo – po dwóch tygodniach prawo to zostało uchylone.
Widmo putinowskiej ustawy krąży – co i rusz obserwujemy próby przyjęcia analogicznego prawa w różnych krajach.
Kilka miesięcy temu pojawiła się taka inicjatywa w Słowacji oraz w Serbii. Obecnie wprowadzane są dalsze restrykcje na Węgrzech. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości partia Fidesz przyjmie ustawę „o przejrzystości życia publicznego”. Opiera się ona na założeniu, że zagraniczne fundusze, w tym z Unii Europejskiej mogą naruszać suwerenność Węgier, ponieważ służą wpływaniu na polityki krajowe. Na mocy nowego prawa, każdy głos krytyczny wobec władzy może zostać uznany za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Dotyczy to także takich działań, które partia dominująca oceni jako sprzeniewierzające się wartościom chrześcijańskim i rodzinnym. Proponowana legislacja to konsolidacja wizji Orbána, która nie zakłada obecności sektora obywatelskiego na Węgrzech.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.