BLUMSZTAJN: Mówił o sobie, że jest przede wszystkim wychowawcą. Ludzi trzeba wychowywać do zmieniania świata, do czynienia go lepszym – w oparciu o niezgodę na ludzką krzywdę, o poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka, które całe życie mu towarzyszyło.
Kiedy dziś – w dzień 83 rocznicy jego urodzin – myślimy o spuściźnie myśli Jacka Kuronia w kontekście obywatelskiej aktywności, nasuwa się oczywiście jego społeczna i polityczna działalność – chociażby jako głównego organizatora protestów studenckich, Komitetu Obrony Robotników albo ważnego działacza „Solidarności”. Jednak sam Kuroń mówił o sobie, że jest przede wszystkim wychowawcą. „Przygotowywanie ludzi do rządzenia krajem” było dla niego sednem politycznej działalności. Ludzi trzeba wychowywać do zmieniania świata, do czynienia go lepszym – w oparciu o niezgodę na ludzką krzywdę, o poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka, które całe życie mu towarzyszyło.
Szkoła buntu
Jest tu oczywiście pewien paradoks, którego nawet sam Jacek Kuroń nie był w stanie rozwiązać. Bo przecież takie wychowanie zakłada zakwestionowanie reguł panujących w świecie, a edukacja, zwłaszcza systemowa, zinstytucjonalizowana, ma zawsze, przynajmniej częściowo, charakter przystosowawczy.
Skądinąd dlatego Jacek uważał, że szkoła nie może odgrywać dobrej roli wychowawczej. Uważał ją za instytucję gorszą od wojska i więzienia, nastawioną na dostosowanie młodzieży do panujących społecznych norm i warunków. Jedyne, co się może „twórczego” w szkole narodzić, to bunt przeciwko tej instytucji, a w efekcie bunt przeciwko temu, jak jest świat urządzony.
Utopia na mikro-skalę
Jak zatem wychowywać ludzi do wzięcia odpowiedzialności za świat? Wspólnym celem i zbiorowym działaniem. Cel musi być naprawdę ważny, angażować wszystkich i być trochę, ale tylko trochę, za trudny. Moglibyśmy oczywiście nazwać go – dość dziś wyświechtanym i zbiurokratyzowanym – terminem „projekt”. Wolę jednak myśleć o nim jako o wspólnym marzeniu, o utopii na mikro-skalę.
To ważne – przede wszystkim cel nie może być instrumentalizowany. Nie możemy „ćwiczyć” umiejętności współpracy albo sprawności obywatelskiej na jakimś zadaniu, mniej lub bardziej istotnym. Nie chodzi też o jednostkowy rozwój albo o osiąganie indywidualnych celów – jak szlachetne by one nie były. Nie pasuje tu nawet słowo „wolontariat”, kiedy podejmujemy jednostkową decyzję o włączeniu się w jakieś szerzej zakrojone zadanie, którego kształt został już nie przez nas określony.
Demokracja i wspólnota
Całe zadanie musi być wspólnie przemyślane, wspólnie przeżywane i wspólnie realizowane. Najważniejszą zasadą jest tu współrządzenie: wszyscy decydują, każdy i każda pełni urząd.
Decyzje dotyczące celu i zadań, sposobu ich realizacji, podejmowane są wspólnie, demokratycznie – wychowawca lub wychowawczyni nie ma w nich mocniejszego głosu. Funkcje pełnione są rotacyjnie przez wszystkich członków i członkinie zespołu. W trakcie jej sprawowania ma się pełną władzę nad sprawami z nią związanymi. W ten sposób odpowiedzialność jest równo rozłożona między wszystkich. Musi udać się razem – nawet jeśli przy ważnym zadaniu przywództwo przypadnie szarej myszce: „to jest dopiero wielkie zadanie dla zespołu: tak wykonywać rozkazy niedoświadczonego dowódcy, żeby ten dawał sobie radę” („Wiara i Wina”).
Nie kształcimy liderów
To pomysł nastawiony na kształtowanie grupy, a nie jednostek. To trudne do przyjęcia w czasach przezroczystego wręcz indywidualizmu. Kluczowa jest atmosfera panująca w zespole, więzi, wzajemna troska i pomoc – tylko gdy one istnieją, jednostka może dać z siebie to, co najlepsze. Dlatego istotnym uzupełnieniem zasady współrządzenia jest tak zwane „prawo najmniejszego”. Mówi ono, że wszystkie przywileje i ustępstwa należą się najsłabszym. Jak podsumował to jeden z naszych absolwentów: „grupa jest tak silna jak najsłabszy z jej członków”. Jest to pomysł zupełnie a-rywalizacyjny i nienastawiony na wykształcanie liderów. W pewnym sensie nie ma tu indywidualnej sprawczości – mają ją wszyscy albo nikt.
Tylko tak pojmowane cel i działanie może wykształcić to, co jest ostatecznie stawką działania wychowawczego i politycznego – pozytywną więź między ludźmi, przyjaźń (albo miłość). Tego rodzaju więź zmienia człowieka na lepsze, wykształca wrażliwość i potrzebę porozumienia się z innym. I daje prawdziwe poczucie zakorzenienia w świecie, niezbędne, żeby się z nim mierzyć. Wspólne realizowanie ważnych celów ma uświadomić mi, że moje konieczne bycie w społeczeństwie, zależność od innych ludzi, nie jest przeszkodą w samorealizacji, ale w istocie jej warunkiem, potencjalnym źródłem szczęścia i poczucia sensu.
Obywatel tworzy się we wspólnocie
Brzmi to wszystko naiwnie, niekonkretnie, zupełnie nieprzystająco do obecnych czasów – daleko od wizji sprawnego, dobrego obywatela nowoczesnego państwa. A jednak – myśl pedagogiczna Jacka Kuronia przypomina nam, że obywatela tworzy się we wspólnocie. Jeśli „obywatelskość” ma być ważną kategorią polityczną, to musi wypełnić się bezpośrednią więzią z innymi – nie tylko podobnymi do nas, odpowiedzialnością i troską o nich – realnych ludzi. Nie może ograniczać się do myślenia w kategoriach praworządności, dobrego prawa i sprawnego państwa, w których zapośredniczamy swoją odpowiedzialność i relacje z innymi.
Nie ma obecnie wielu miejsc, gdzie takie kształtowanie może nastąpić. I tu, być może, jest możliwość rehabilitacji szkoły – jedynej obecnie instytucji, w której dzieci przebywają razem i mogą nauczyć się przyjaźnić. Żeby nadać nowy sens kategorii „obywatelskości”, musimy robić ze szkoły taką wspólnotę, w której będzie przestrzeń na wspólne przerabianie świata, w myśli i w działaniu, i w której każdy i każda będzie mógł i mogła poczuć sprawczość pośród innych. To zmiana radykalna, ale w istocie wcale nie kosztowna. Dobra wiadomość jest taka, że naprawdę daje się próbować – nawet w obecnych warunkach. Niczego więcej, chyba, Kuroń by od nas nie chciał.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Myśl Kuronia przypomina, że jeśli „obywatelskość” ma być ważną kategorią polityczną, to musi wypełnić się bezpośrednią więzią z innymi.