MACIŃSKA: Sama idea czy projekt, choćby najlepszy i najpiękniejszy, nie jest gwarancją tego, że uda się zachować jego żywotność i energię.
Innowacyjność to dla mnie przede wszystkim zmiana sposobu myślenia. Kiedy wprowadzaliśmy w Polsce projekty Ruchu ATD Czwarty Świat, takie jak Biblioteki Podwórkowe czy też spotkania Dialogu i Solidarności (albo inaczej Uniwersytetu Obywatelskiego), myślałam o tym, że to, co wnoszą one najcenniejszego, to przestrzeń, w której wolontariusze i uczestnicy projektów są partnerami, a jedna strona uczy się od drugiej. Wolontariusze, którzy przychodzą czytać książki z dziećmi na biednych podwórkach, nie są po to, żeby edukować czy wychowywać, a dzielić się pasją czytania i swoją obecnością. Na spotkania dorosłych w Warszawie czasami zapraszamy ciekawych ekspertów, ale to nie oni nadają bieg spotkaniu, a pytania i refleksje uczestników – naszych ekspertów na uniwersytecie życia.
Wszystko zaczyna się od słuchania
Wprowadzając innowacyjne rozwiązania, powinniśmy także robić to z szacunkiem dla ludzi i dla ich wiedzy na temat samych siebie. Obserwuję prace nad ustawą o pomocy społecznej i rządowym programem na rzecz zatrudnienia młodych, czyli „Gwarancji dla młodzieży”. Obu towarzyszy hasło innowacyjnych rozwiązań. Były one konsultowane społecznie, ale nie ze wszystkimi. O zdanie zapytano ekspertów, ministerstwa, partnerów rynku pracy, ale w obu przypadkach pominięto grupy docelowe: klientów pomocy społecznej i młodzież.
O potrzebie czasu i oswojenia
To właśnie kultury słuchania brakuje mi często w Polsce. Ojciec Józef Wrzesiński, założyciel Ruchu ATD, pisał o „tajemniczym ogrodzie osób najuboższych”*. Chronią one siebie i swoją prywatność, gdyż często ich kontakty z instytucjami pomocowymi bywały trudne i upokarzające. Potrzeba czasu, żeby zbudować zaufanie i aby chciały one uczestniczyć w jakiś wydarzeniach czy projektach. Chciałabym więc, żeby instytucje grantowe zwracały uwagę nie tylko na ciekawe pomysły projektów, ale dały im możliwość rozwijania się w czasie i brały pod uwagę rytm ludzi, do których są skierowane. Mam wrażenie, że boimy się tego, że jeśli jakieś działanie trwa zbyt długo, to realizatorzy popadną w gnuśność czy rutynę. Ale jeżeli chcemy zmienić coś w życiu społeczności czy jednostki, której wykluczenie pogłębiało się latami, to jak możemy oczekiwać, że zmiana dokona się szybko i zgodnie z harmonogramem projektu?
Stale stawiajmy sobie pytania
Chciałabym jeszcze powrócić do przykładów projektów, o których wspomniałam na początku. Miałam okazję obserwować, jak Ruch ATD realizuje te same działania w macierzystej Francji, w której istnieje od ponad pięćdziesięciu lat. Rozmawiałam z uczestnikami i wolontariuszami, którzy byli znużeni, pełni wątpliwości i nie dostrzegali zmian. Sama idea czy projekt, choćby najlepszy i najpiękniejszy, nie jest gwarancją tego, że uda się zachować jego żywotność i energię. To dlatego co cztery lata w Ruchu ATD poświęca się wiele miesięcy na czas tzw. ewaluacji i programowania. Na całym świecie jego członkowie dyskutują nad tymi samymi pytaniami na poziomie lokalnym, regionalnym, krajowym i międzynarodowym. Z perspektywy czasu widzę, jak ważne jest, aby w naszych organizacjach zatrzymać się, zadać sobie pytania i zajrzeć w głąb siebie. To wymaga dużej odwagi, bo czasem trzeba zrezygnować z jakiegoś projektu. Plany działania i ewaluacja brzmią może chłodno, ale jeśli potraktujemy je jako okazję do zadania sobie pytania, o którym pisał Harold Whitman „Nie pytaj o to, czego potrzebuje świat, a pytaj o to, co cię ożywia”, nie będzie to czas stracony i pozostaniemy otwarci na prawdziwy sens innowacji.
*Józef Wrzesiński „Wiedza prowadząca do działania”, Kultura i Społeczeństwo, Tom LIV, nr. 3, lipiec-wrzesień 2010, Warszawa
Źródło: inf. nadesłana