Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
'Działania informacyjne związane z referendum nie powinny koncentrować się wyłącznie na prowadzonej za pośrednictwem telewizji kampanii perswazyjno-reklamowej' - pisze Jakub Boratyński, dyrektor Programu Współpracy Międzynarodowej Fundacji im. Stefana Batorego. Jest to jeszcze jeden głos w sprawie Centrów Informacji Europejskiej.
Działania informacyjne związane z referendum nie powinny koncentrować się wyłącznie na prowadzonej za pośrednictwem telewizji kampanii perswazyjno-reklamowej. Obywatele w swoich społecznościach lokalnych powinni w jak najszerszym zakresie mieć szansę brać udział w spotkaniach i dyskusjach na temat integracji europejskiej, przysłuchiwać się na żywo debatom i zadawać kompetentnym osobom nurtujące ich pytania.
Taka ogólnonarodowa obywatelska debata nie może być centralistycznie organizowana przez rząd, jednak mądre wsparcie z jego strony mogłoby przyczynić się do tego by działania takie miały zasięg rzeczywiście powszechny i nie ograniczały się tylko do najaktywniejszych środowisk lokalnych. Ten sposób rozumowania bliski wielu organizacjom pozarządowym nie został wykorzystany w dotychczasowym myśleniu o kampanii informacyjnej czego wyrazem była m.in. kampania Ministra Wiatra właściwie wyłącznie ograniczająca się do telewizji i innych mediów.
Nowo powołany Minister Lech Nikolski w swoich pierwszych oświadczeniach wskazywał na znaczenie lokalnych liderów opinii (jak rozumiem cieszących się autorytetem przedstawicieli samorządu, nauczycieli, działaczy pozarządowych, księży, itp.) i działań informacyjnych prowadzonych na dole. Niestety sztandarowy pomysł powołania gminnych punktów informacji europejskiej w oparciu o bezrobotnych absolwentów wzbudza wiele poważnych wątpliwości i obawiam się, że bez gruntownego przemyślenia jego podstawowych założeń może być spektakularną klapą, które zupełnie nie przysłuży się aktywizacji obywateli przed referendum choć niewykluczone, że będzie pouczającym (niekoniecznie w pozytywnym wymiarze) doświadczeniem życiowym dla uczestniczących w nim absolwentów. Oto lista moich wątpliwości:
1. Czy naprawdę tego typu decyzja, której konsekwencją jest wielka operacja logistyczna: rekrutacja, wyszkolenie, wyposażenie w pomysły i materiały 5000 osób z takim skutkiem by mogli oni w sposób kompetentny przekazywać informację o złożonej merytorycznie, a zarazem budzącej emocje tematyce musi być podejmowana za pięć dwunasta bez jakichkolwiek konsultacji z tymi, którzy właśnie na poziomie społeczności lokalnych tego typu działaniami już od wielu lat się zajmują. Ktoś może powiedzieć jednak: lepiej późno niż wcale....?
2. Zgodnie z przyjętym rządowym dokumentem zadaniem absolwentów ma być:
Taka ogólnonarodowa obywatelska debata nie może być centralistycznie organizowana przez rząd, jednak mądre wsparcie z jego strony mogłoby przyczynić się do tego by działania takie miały zasięg rzeczywiście powszechny i nie ograniczały się tylko do najaktywniejszych środowisk lokalnych. Ten sposób rozumowania bliski wielu organizacjom pozarządowym nie został wykorzystany w dotychczasowym myśleniu o kampanii informacyjnej czego wyrazem była m.in. kampania Ministra Wiatra właściwie wyłącznie ograniczająca się do telewizji i innych mediów.
Nowo powołany Minister Lech Nikolski w swoich pierwszych oświadczeniach wskazywał na znaczenie lokalnych liderów opinii (jak rozumiem cieszących się autorytetem przedstawicieli samorządu, nauczycieli, działaczy pozarządowych, księży, itp.) i działań informacyjnych prowadzonych na dole. Niestety sztandarowy pomysł powołania gminnych punktów informacji europejskiej w oparciu o bezrobotnych absolwentów wzbudza wiele poważnych wątpliwości i obawiam się, że bez gruntownego przemyślenia jego podstawowych założeń może być spektakularną klapą, które zupełnie nie przysłuży się aktywizacji obywateli przed referendum choć niewykluczone, że będzie pouczającym (niekoniecznie w pozytywnym wymiarze) doświadczeniem życiowym dla uczestniczących w nim absolwentów. Oto lista moich wątpliwości:
1. Czy naprawdę tego typu decyzja, której konsekwencją jest wielka operacja logistyczna: rekrutacja, wyszkolenie, wyposażenie w pomysły i materiały 5000 osób z takim skutkiem by mogli oni w sposób kompetentny przekazywać informację o złożonej merytorycznie, a zarazem budzącej emocje tematyce musi być podejmowana za pięć dwunasta bez jakichkolwiek konsultacji z tymi, którzy właśnie na poziomie społeczności lokalnych tego typu działaniami już od wielu lat się zajmują. Ktoś może powiedzieć jednak: lepiej późno niż wcale....?
2. Zgodnie z przyjętym rządowym dokumentem zadaniem absolwentów ma być:
- organizacja i prowadzenie gminnych Ośrodków Informacji Europejskiej;
- przybliżanie społecznościom lokalnym problematyki związanej z członkostwem Polski w Unii Europejskiej poprzez bezpośrednie kontakty z mieszkańcami gminy w miejscu ich pracy, zamieszkania itp.;
- informowanie społeczności gminnych na temat ich przyszłego funkcjonowania po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej;
- informowanie na temat referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Całość tych zadań ma być koordynowana przez wójta lub burmistrza. W przypadku elity szczególnie zaradnych i aktywnych gmin, gdzie funkcjonują komórki ds. promocji czy też wręcz punkty informacji europejskiej, można sobie wyobrazić, że nasz absolwent mógłby być na najbliższe miesiące dobrym wzmocnieniem potencjału istniejącego już zespołu czy też wyspecjalizowanego pracownika. W realiach jednak przeciętnego urzędu gminy będzie on merytorycznie (a pewnie również organizacyjnie) zdany wyłącznie sam na siebie wobec czego realizacja tak ambitnie zarysowanych działań wydaje się być kompletną utopią.
3. Wiarygodność, kompetencja i autorytet to zasadnicze warunki skutecznego przekazywania informacji. W jaki sposób statystyczny bezrobotny absolwent, który znowuż statystycznie nie miał w swoim życiu nic wspólnego z działaniami informacyjnymi i organizacyjnymi w ogólności, a z integracją europejską w szczególności ma wyjaśniać dorobek negocjacji w obszarze polityki rolnej osobom w wieku swoich rodziców lub dziadków.
4. Biorąc pod uwagę skalę upolitycznienia i/ lub nepotyzmu związanego z rozdawnictwem choćby nawet bardzo skromnych posad publicznych jak unikniemy sytuacji by w tak trudnej dziś czasach bezrobotnym absolwentem od informacji europejskiej nie okazał się działacz młodzieżówki tej partii, która akurat rządzi w powiecie czy też córka szwagra burmistrza. W tych trudnych czasach taką okazją nikt nie pogardzi. Nie trzeba chyba dodawać jakie tego typu sytuacja będzie miała to skutki dla powagi i wiarygodności gminnego punktu informacji.
Co można zrobić?
1. Optymalnie na co prawdopodobnie nie ma już czasu należałoby odejść od sztywnego centralistycznego założenia, że w każdym urzędzie gminy ma być punkt informacji europejskiej. Tam gdzie to możliwe należałoby się oprzeć na istniejących inicjatywach, które mogą być znacznie bardziej skuteczne niż tworzone ad hoc i od zera struktury w urzędach: szkoła gdzie działa klub europejski pod opieką szanowanego w lokalnym środowisku nauczyciela; biblioteka zaangażowana w działania oświatowe, organizacja pozarządowa znana w lokalnym środowisku i zajmująca się integracją europejską. Absolwenci byliby doskonałym wzmocnieniem takiej struktury i mogliby się czegoś rzeczywiście nauczyć.
Należałoby również nie tworzyć na siłę takiej struktury/ placówki w każdej gminie. Punkt informacji może obsługiwać kilka gmin lub mieć charakter wirtualny tzn. np. organizacja pozarządowa wzmocniona przez absolwentów tworzy plan działań, na który składają się spotkania i dyżury informacyjne organizowane w różnych miejscowościach jednej lub kilku gmin.
2. Kluczową sprawą będzie wybór absolwentów. Biorąc pod uwagę skalę bezrobocia wśród absolwentów i ich potencjalnego zainteresowania należałoby dokonać ich wyboru w trybie konkursowym, który wyłoni osoby o najwyższych kompetencjach merytorycznych i zminimalizuje arbitralne motywowane osobistymi lub politycznymi pobudkami decyzje. Premiowane powinno być wyższe wykształcenie (zwłaszcza nauki społeczne) oraz zaangażowanie w wolontariat, pracę w organizacjach pozarządowych czy jakąkolwiek formę pracy na rzecz społeczności lokalnej.
3. Planując programy szkoleń i materiały, w które będą wyposażenie absolwenci warto sięgnąć do doświadczeń organizacji pozarządowych i samorządów, które mają na tym polu duże doświadczenia.
Trudno nie pozbyć się uczucia goryczy, że w tak ważnej dla Polski sprawie tak późno i w chaotyczny sposób podejmowane są tak istotne decyzje.
*******
O kontrowersjach związanych z Centrami Informacji Europejskiej pisaliśmy także w informacji pt.: "Gminne a pozarządowe Centra Informacji Europejskiej".
Tekst Jakuba Boratyńskiego opublikowany został również w Rzeczpospolitej, 10 lutego 2003.
Źródło: Fundacja im. Stefana Batorego
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.