I jak tu zagłosować, żeby być zadowolonym?
Nie wiem, co będę robić 9 października 2011 r. I tak naprawdę te wybory mnie nie obchodzą, ale myślę, że powinienem iść zagłosować - o swoim udziale w niedzielnych wyborach rozmawiają Przemysław Radwan-Röhrenschef, Róża Rzeplińska i Mateusz Luft.
Opowiem Wam historię z niedzieli. W telewizji przed programem malująca mnie pani pyta:
– A po co tu przychodzicie?
– Ustalam, kim są kandydaci.
– I tak nie będę głosować, bo to są oszuści. Oni i tak nic nie zrobią. Naobiecują i nic nie zrobią.
Nie wiem, co jej powiedzieć. Jest potencjalnym użytkownikiem mojego serwisu o kandydatach.
– Tylko, że oni będą tworzyć prawo, na podstawie którego jest pani zatrudniana, więc może to nie jest „takie wszystko jedno”?
I ona nic. Po chwili rzuca:
– Nie ma co głosować, bo to jest bez sensu.
– Niech pani zagłosuje na jakąś kobietę.
Maluje mnie. Po piętnastu minutach mówi, żebym jednak dała jej wizytówkę. Z tym adresem mojej strony, to sobie sprawdzi.
Kiedyś poszedłem na wybory samorządowe i byłem kompletnie załamany, bo nie znałem nikogo z listy do sejmiku wojewódzkiego. Nie byłem w stanie nikogo zaznaczyć. Więc wyniosłem z lokalu listę z kandydatami. Teraz uważam to za głupotę. Sztuka to wybrać.
W innych wyborach, na liście zobaczyłem nazwisko znanej żoliborskiej rzeźbiarki. Dopiero po wyborach dowiedziałem się, że od kilku lat nie żyje, a ja zagłosowałem na kogoś zupełnie innego.
Nie chcę głosować automatycznie na jedynkę czy lidera partii. Jeśli już mam zagłosować, chcę wybrać konkretną osobę. Z jednej strony, dlatego że w ten sposób dobieram kogoś podobnego do mnie. Z drugiej, uważam, że w ten sposób daję partii sygnał, jaki typ kandydatów mnie, jako obywatela, interesuje.
Na co dzień zajmuję się prowadzeniem serwisu, który ma dostarczać informacje wyborcom. Ale praca mnie na tyle pochłania, że dopiero w sobotę znajdę trochę czasu, żeby przejrzeć odpowiedzi z kwestionariuszy, które wypełnili kandydaci.
Można powiedzieć, że jestem obywatelką wierzącą i poszukującą. Zastanawiając się, na kogo zagłosuję, swój wybór zacznę od partii. Chciałabym, by kandydatką była kobieta i żeby wypełniła nasz kwestionariusz. Wolałabym, żeby nie pełniła obecnie funkcji w samorządzie. Wtedy przejrzę poglądy. Wiem, że wybór będę miała niewielki. Zapewne maksymalnie cztery kobiety z mojego okręgu. Poszukam tej, która podobnie jak ja zdefiniuje kluczowe problemy lub przekona mnie swoją wiedzą.
Moim idealnym kandydatem jest osoba, która będzie miała jakieś poglądy, a równocześnie zgromadzi wokół siebie ekspertów i ludzi, którzy przedstawią jej różne punkty widzenia.
Jako obywatel nie znam się na polityce i to, co umiem streścić najwyżej w trzech punktach, to program najbardziej znanych partii. Nie umiem uwolnić się od tego, że do zagłosowania na jakąś partię przekonuje mnie jej lider. Trudno, żebym zdecydował się na oddanie głosu na inną partię tylko dlatego, że na tamtych listach znalazła się wartościowa dla mnie osoba. Gdy patrzę na listę kandydatów, próbuję tam znaleźć osobę, która jest do mnie w jakiś sposób podobna. Może dlatego, że wydaje mi się, że mogę tę osobę w jakiś sposób przewidzieć.
Ja już podjąłem decyzję, na kogo zagłosuję. Wybrałem partię i jestem do swojego wyboru przekonany. Wierzę, że w partiach politycznych zachodzi pozytywna selekcja kandydatów. Gdy ktoś już decyduje się na startowanie z list partyjnych, to o czymś to świadczy.
Mimo to, jeszcze nie wiem, obok czyjego nazwiska postawię krzyżyk. Mam poczucie słabości kandydatów. Jak wybrać osobę, która wniesie do debaty publicznej nowe tematy, nowe podejścia do rozwiązywania problemów? Czy kandydat, na którego zagłosuję nie przemieni się w guzik do głosowania i śpiocha komisyjnego?
Mógłbym zagłosować na kogoś znajomego, ale mam poczucie, że będzie to głos stracony, bo ta osoba – choć zasłużona – nie będzie miała wpływu na głos partii, z której listy staruje.
Raczej sądziłem, że wybierając, nie kieruję się emocjami. A jednak przy okazji tej kampanii brakuje mi tych emocji, które ogniskowałyby spór polityczny. Dopiero na tydzień przed wyborami powstała atmosfera, w której mam poczucie, że od mojego głosu coś może coś zależeć. Pewnie przed wyborami zajrzę do internetu, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o kandydatach. Ale to nie ankieta mnie przekonuje, tylko emocje.
Ciekawe, czy po wyborach sprawdzamy, czy nasz kandydat wszedł do parlamentu. Czy zastanawiamy się, co jako poseł robi? Czy mamy poczucie satysfakcji z naszego wyboru? Czy po wyborach czuję do posła jakąś sympatię, albo nawet dumę: O, to mój poseł!
Aby pójść na wybory, muszę mieć poczucie, że wszyscy w czymś uczestniczymy, ja, moi znajomi, ludzie na ulicy. Głupio mi będzie przyznać się przed innymi, że nie zagłosowałem. Żałowałbym też głosu nieważnego – to glosowanie bez wysiłku i dorabianie do tego ideologii.
Źródło: www.mamprawowiedziec.pl / www.maszglos.pl