Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
„Różowe okulary” dla mieszkańców Pragi. „Telefon zaufania” u zbiegu ulic Rozbrat i Szarej. „Ptasie radio” z dźwiękami lasu. Grupa 11 twórców znalazła nowe zastosowanie dla budek telefonicznych. - Są świetnym miejscem ekspozycyjnym dla sztuki - o projekcie rozmawiamy z Edytą Ołdak ze stowarzyszenia „Razem dla Warszawy”.
- W mediach podawano, że wasz projekt ma zachęcać do dzwonienia z budek telefonicznych…
Edyta Ołdak: - To kompletna bzdura. Ten projekt powstał w zupełnie innym celu.
- Jakim?
E.O.: - Edukacyjnym. Uczymy miejskiego recyclingu. Patrzymy na obiekt z zupełnie innej perspektywy, tak aby nadać mu drugie życie. Uczymy nie burzyć, ale przetwarzać. Chcemy pokazać warszawiakom, że otaczającą ich rzeczywistość można interpretować w nowy, twórczy sposób. Przecież wystający z balkonu pręt niekoniecznie trzeba usunąć, można zamienić go w stojak na kapelusze.
- Punktem wyjścia była ekologia?
E.O.: - Absolutnie nie. Wszelkie działania stowarzyszenia „Z siedzibą w Warszawie” wynikają z refleksji nad miastem. Miasto nas inspiruje. Czytamy je jako strukturę społeczną. Budka telefoniczna jest obrazem historii ludzkich potrzeb. Dawniej spełniała swoje fantastyczne funkcje, które znamy z własnych doświadczeń albo z filmów czy fotografii. W tej chwili, kiedy widzimy kogoś, kto dzwoni z budki, to jest dla nas tak dziwne, że aż oglądamy się za nim na ulicy. W dobie telefonów komórkowych budki są po prostu niepotrzebne, ale nadal są na ulicach miast.
- Ile jest budek w Warszawie?
E.O.: - 1700.
- Dużo, a wybraliście tylko 10 z nich. Dlaczego akurat te?
E.O.: - Wybrali je artyści. Zlokalizowane są na głównych, ruchliwych trasach. Nie chcemy, żeby odbiorca przychodził zobaczyć je okazjonalnie. Oszklone, dobrze oznakowane budki są świetnym miejscem ekspozycyjnym dla sztuki.
- Ich pierwotna funkcja zostanie zachowana?
E.O.: - Nie, będzie można zadzwonić tylko z jednej budki. Jest to projekt, który nawiązuje do relacji „prywatne-publiczne”. Obiekt publiczny, jakim jest budka telefoniczna, zostanie zamknięty, zawłaszczony dla celów prywatnych. Co jakiś czas artysta - Piotr Kojta Kowalski (na co dzień prowadzi pracownię artystyczną oraz Nitro Instytut) będzie pokazywał swoją osobistą rzecz. Jego budka pt. „Zaraz wracam” będzie przy ul. Dąbrowszczaków 2, obok Pl. Hallera.
- Klucz do artystów?
E.O.: - Właściwy (śmiech). Mam szczęście współpracować z cudownymi artystami: 11 twórców z zupełnie różnych branż. Znałam ich i ich twórczość. Każdy z nich reprezentuje inną wrażliwość społeczną. Wymienię: Natalia Bet, Pani Jurek, Kamila Szejnoch, Paulina Pankiewicz, Marta Gruzd, Piotr Kowalski, Artur Gosk, Malwina Ziemkiewicz, kolektyw „Dissonoisex”, Ida Pierelotkin.
- Daję Ci budkę, zrób z nią, co zechcesz. Jaki masz na nią pomysł?
E.O.: - Artysta wie, co ma zrobić. Bo są to artyści, którzy wychodzą poza swoje pracownie i są zaangażowani społecznie. Swoją pracę zrealizuję w budce na rogu ul. Jaracza i Dobrej.
- Zadecydowałaś, w jakich miejscach umieścić te projekty?
E.O.: - Zaufałam artystom, czułam, że dokonają właściwego wyboru. Wiedzieli, jakiego modelu budki potrzebują dla swojego pomysłu. Chyba tylko dwa razy zasugerowałam miejsce. Mamy np. budkę „Różowe okulary” dla mieszkańców Pragi, którzy nie mają różowego życia. Artystka sama wybrała miejsce przy Dworcu Wileńskim.
- Jedna z budek ma tytuł „Telefon zaufania”.
E.O.: - To będzie trochę ekshibicjonistyczny projekt. Właściwie każdy z ulicy będzie mógł zadzwonić do artystki i zapytać o wszystko, o co ma ochotę. Nie wiadomo, czy artystka przy okazji tego projektu będzie starała się być specjalistką od wszystkiego czy może nie potrzebujemy takiego specjalisty, a raczej drugiej osoby, która nas wysłucha. „Jeśli masz problem, chcesz się wyspowiadać albo zwierzyć, nie podoba ci się jak urządzony jest świat i polska rzeczywistość, chcesz podzielić się swoją radością, smutkiem albo wyładować frustrację – zadzwoń do mnie. Gwarantuję anonimowość, dyskrecję i satysfakcję” - reklamuje swoją instalację projektantka. To też rodzaj eksperymentu społecznego: nie widomo, kto zadzwoni i jakie zada pytania. Mam też inny eksperyment: plastyczny i botaniczny. Artystka Pani Jurek posadzi w budce rośliny i będzie je pielęgnować. W „Ptasiej budce” będzie można posłuchać audycji, „schować się” w niej i wsłuchać się w dźwięki lasu, ale też zadzwonić do kogoś i nakłamać, że jest się w Borach Tucholskich. To będzie też próba wyciszenia w głośnym mieście. Może to jest dobry patent na odpoczynek od zgiełku miasta.
- Jak długo budki dostępne w przestrzeni miejskiej?
E.O.: - Zależy jak duża będzie przychylność odbiorów (śmiech). Optymistycznie planujemy, że miesiąc, ale jeśli budki ulegną jakiejś degradacji, to posprzątamy po sobie wcześniej. Ich tymczasowość jest też dla mnie wyrazem niestabilności, okresowości miasta. Lubimy, by nasze aranżacje były czasowe, nie chcemy uszczęśliwiać warszawiaków jakimś obiektem, tak jak ktoś nas na wieki uszczęśliwił stadionem. Zależy nam też, żeby zmusić warszawiaków do jesiennych spacerów oraz ich zaskoczyć. Ktoś codziennie w drodze do pracy mija jakąś brzydką budkę, a tu nagle jakaś zmiana zaszła.
- Czyli jesteście nastawieni na intensywną interakcję?
E.O.: - Każde działo sztuki, które wstawiamy w przestrzeń miejską jest nastawione na interakcję. Nieważne czy jest ona bardziej pasywna czy bardziej intensywna, wręcz mega-aktywna, jak np. zniszczenie dzieła. Takie niecodzienne rzeczy traktujemy „codziennie”, jakby były powszechne. Właściwie nie wiemy już, jak mamy do nich podchodzić. Jesteśmy estetycznie niszczeni przez reklamę, bilbordy.
- Ale widz, który przychodzi zobaczyć sztukę do galerii jest „wyrobiony”, w jakiś sposób przygotowany do jej odbioru. Widz z ulicy takiego przygotowania nie ma.
E.O.: - Widzisz w tym problem? Ja nie. Sztuka w przestrzeni miejskiej raczej treścią nie bombarduje. Nad nią nie trzeba się zastanawiać. Ona gra konwencją, stylem. Z lekkością traktuje o bardzo poważnych rzeczach i przez tę lekkość trafia do wielu ludzi. Ktoś zobaczy wspomnianą wcześniej budkę „Zaraz wracam” i pomyśli: "jaki śmieszny żart". A ktoś inny zacznie się zastanawiać nad przenikaniem sfery prywatnej do publicznej. Projektów w przestrzeni miejskiej nie można nazwać nawet sztuką, bo jak coś nazwiesz sztuką, to przeciętny przechodzień się wystraszy, wycofa. Sztuka kojarzy się z kimś, kto z poczuciem wyższości artystycznej patrzy na odbiorcę i mów: "zobacz, teraz ci pokażę, czym jest sztuka". Nie chcę nikogo zrazić do tego projektu. Jeśli ktoś pozytywnie odbierze nasz pozytywny przekaz, to już jest sztuka.
Pobierz
-
201109201111590990
683223_201109201111590990 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.