Kiedyś były oznaką nowoczesności i elegancji, a ich ciepłe światło nadawało polskim miastom urok, którego teraz próżno szukać. Dziś zazwyczaj albo kurzą się w magazynach, albo trzeba ich szukać na wysypisku śmieci. Taki los spotkał większość neonów, również tych lubelskich. Nie znaczy to jednak, że nikt się nimi nie interesuje. Porozmawialiśmy z Anną Bakierą, założycielką fanpage’a “Lubelskie Neony” i współtwórczynią Brain Damage Gallery.
Marcel Wandas: Ile zostało w Lublinie neonów, które świecą nieprzerwanie od ich zamontowania? Czy w ogóle takie zostały?
Których z nich najbardziej brak? Ma pani jakieś ulubione?
Na pewno dużo uroku musiał mieć neon z parującą filiżanką czy czajniczkiem, zamontowany nad sklepem z AGD. Zdjęcia z lat 70. udokumentowały też wspaniałe neony na budynku Astorii. Ten projekt zachwyca nie tylko formą, ale także rozmachem.
Te neony to już część historii, która już nie wróci, tylko nostalgia? Czy być może są jeszcze osoby, które stawiają na taką formę reklamy?
Po drugie bardziej prozaiczne powody – państwowe zakłady z góry planowały nakład na reklamę, który musiał zostać wydany – zamawiano drogie, duże neony, które od razu ściągały część budżetu i jednocześnie problem z głowy zarządzającym. Prasa rozpisywała się o nowych neonach – chwaliła te miasta, w których było ich więcej, miały ciekawsze formy i świeciły różnymi kolorami. Nie było też tańszych zamienników z tworzyw sztucznych, które dziś są tak szeroko dostępne. To wszystko razem tworzyło pozytywny klimat, w którym neony z powodzeniem mogły funkcjonować i świecić nawet przez 20 czy 30 lat.
Dziś, ze względu na duży koszt produkcji i montażu oraz nierzadko niepewność biznesu, pewnie nieco trudniej zdecydować się na taką inwestycję, na pewno też nie w takich rozmiarach, jak to miało miejsce w czasach PRL-u. Co nie znaczy, że ich nie ma. Moda na neony powraca – w dobrym guście jest posiadanie takiego szyldu.
W Lublinie jest kilka nowych neonów, na które warto zwrócić uwagę. Wymienić można neon baru „Szybka setka”, z animowanym kieliszkiem, zaprojektowany przez Michała Lewkowicza (Endiesonix.net), czy neon klubu „PixDrzwi”. Bardzo interesująca jest także reklama lubelskiej kawiarni „Zielony Talerzyk”, zaprojektowana przez Jarosława Koziarę, gdzie co prawda neon jest tylko dodatkiem – występuje jako literka „o”, ale za to świetnie wkomponowana w szyld, co tworzy gustowną całość.
Odchodząc nieco od wątku lubelskiego – podoba mi się nastawienie młodych przedsiębiorców w Katowicach, Wrocławiu czy Warszawie. U nas zainteresowanie neonami powoli wraca, tam już jest całkiem rozwinięte i młodzi przedsiębiorcy – nieważne czy właściciele piekarni, sklepu z designem, pubu, czy kwiaciarni – odkładają nieco więcej, żeby zainwestować w stylowy neon.
Być może sztuka powinna neony przytulić? Chyba są przykłady wykorzystania takiej techniki do tworzenia dzieł sztuki.
Z kolei Elżbieta Jabłońska zajęła się neonem "Nowe Życie", który w latach 70. oświetlał działającą w Trzeciewcu Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną. Neon podczas tourne po Polsce w 2013 roku zawędrował także do Lublina i w ramach Nocy Kultury został zamontowany na rozbieranym wówczas „Teatrze w Budowie”, który zastąpiło Centrum Spotkania Kultur.
Inne ciekawe przykłady realizacji z wykorzystaniem neonów to instalacja „WARSZAWA” autorstwa Natalii Romik i Sebastiana Kucharuka (kolektyw Senna).
Neonami zajmują się także inni polscy twórcy, jak Ryszard Grzyb, Maurycy Gomulicki czy Rafał Jakubowicz. Oczywiście przykłady artystycznego zastosowania neonów można mnożyć – coraz częściej pojawiają się one w galeriach i muzeach sztuki współczesnej, zarówno jako samodzielne napisy, jak i elementy większych instalacji.
Co w ogóle w neonach interesującego? Szczególnie dla młodej osoby, która może pamiętać je przez mgłę. Sam, jako dwudziestoparolatek, nie mogę przywołać wyraźnych wspomnień związanych z nimi.
Sam proces tworzenia neonu był bardzo żmudny i trwał niekiedy nawet około trzy lata, gdyż oprócz samego projektu, należało zastanowić się jak dany neon będzie komponował się z zastaną architekturą i innymi neonami w sąsiedztwie. W dzisiejszych czasach samowolki reklamowej, takie myślenie o reklamie i przestrzeni, w której występuje jest niezwykle rzadkie.
Niestety, nie było mi dane zobaczyć neonów z tamtych lat na żywo i być może właśnie ta chęć zobaczenia PRL-owskiego neonu w pełnej okazałości spowodowała, że podjęliśmy się z Adamem Brusem renowacji kultowego dla Lublinian neonu z kina Kosmos. Kilka miesięcy chodziliśmy i przekonywaliśmy różne instytucje, że warto to zrobić. Dzięki wsparciu Miasta Lublin i przy ogromnemu nakładowi pracy Adama i jego zespołu, udało się rozświetlić na nowo neon Kosmosu. Liczę, że to dopiero początek.
Neony neonami, ale jest jeszcze wątek Brain Damage Gallery. Jak wypada sztuka uliczna w przestrzeniach, które stereotypowo się z nią nie kojarzą?
A wracając do głównego pytania. Pojawia się kwestia tego, co rozumiemy przez sztukę uliczną? Dochodzimy tu bowiem do długiego sporu o to, czym jest street art i czy sama nazwa jest zasadna, skoro w zasadzie od początków powstania „właściwie” rozumianego street artu, tj. od lat 60. był on prezentowany w galerii.
Zostawiając ten wątek na dłuższy wywód (właśnie przygotowuję pracę doktorską dotyczącą tej problematyki) nas, jako Brain Damage Gallery bardziej interesuje graffiti writing i jego ewolucja, niż właśnie tak potocznie rozumiana sztuka uliczna. A o tym, że działalność writerów i artystów z graffiti się wywodzących dobrze wypada w przestrzeni galeryjnej można się przekonać przychodząc na nasze wystawy.
Wiemy, jak mówić o graffiti – robimy to od niemal 20 lat, przed założeniem galerii wydawaliśmy magazyn Brain Damage, który od drugiej połowy lat 90. rozprowadzany był w kilkunastu krajach na świecie.
Ponoć Lublin nie od razu panią ujął. Tak przeczytałem na stronie "Twarze Lublina". A jednak w mieście coś przyciąga?
Dowiedz się, co ciekawego wydarzyło się w III sektorze. Śledź wydarzenia ważne dla NGO, przeczytaj wiadomości dla organizacji pozarządowych.
Odwiedź serwis wiadomosci.ngo.pl.
Źródło: lublin.ngo.pl