Gazeta Stołeczna: Jak trudno być eko. Szczególnie w Dniu Ziemi
Znów awantury na Dniu Ziemi. Tym razem setki warszawiaków, którzy za zużyte baterie i sprzęt elektroniczny mieli dostawać kwiatki w doniczkach, odesłano z kwitkiem. Oburzeni opuszczali Pole Mokotowskie
Na szczęście wczoraj nie powtórzył się scenariusz sprzed dwóch lat, gdy trawniki Pola Mokotowskiego w czasie Dnia Ziemi zostały rozjechane przez dziesiątki nielegalnie parkujących tam samochodów. Na imprezę przyjechało też niewielu cyklistów. Na ścieżkach rowerowych obyło się więc bez takich jak rok temu awantur między cyklistami a pieszymi. Jednak i tym razem nie wszystko poszło dobrze. Tłumy warszawiaków przyniosły wczoraj zużyte baterie i sprzęt elektroniczny. W zamian mieli dostawać kwiaty, byliny i drzewka w doniczkach lub torby ekologiczne. Jednak około godziny 14.30 zabrakło kwiatków i toreb. Ludzie, którzy od kilku godzin czekali po nie w kolejce, byli wściekli.
- Razem z koleżanką przytargałyśmy tu stary mikser, czajnik i grzałkę. Potem trzy godziny stałyśmy w kolejce, by odebrać kwiatek. To miała być symboliczna nagroda, za to że nawet takie starsze panie jak my są eko. A teraz odsyłają nas z kwitkiem. Coś takiego możliwe jest tylko w Polsce - żaliła się emerytka Klara Sarnowska z Bemowa.
Aleksander Orłowski, student zarządzania, razem ze swoją dziewczyną Anną oddał ponad sto baterii. - Zbierałem je przez cały rok. Kwiatek, jaki miałem dostać, chciałem podarować Ani. Dwie godziny stania na darmo. To obciach. Nigdy więcej tu nie przyjdę - skwitował.
Organizatorzy rozkładali ręce: - Nie spodziewaliśmy się aż tylu ludzi. W zeszłym roku przez cały dzień rozdaliśmy 4 tys. sadzonek. W tym przez pół dnia rozeszło się aż 6 tys. Czekamy, aż nam dowiozą. Może będą za 1,5 godziny - broniła się Justyna Tyrowicz z Europejskiej Platformy Recyklingu.
Gdy kolejkowicze to usłyszeli, kilkudziesięciu z nich ostentacyjnie opuściło Pole Mokotowskie.
Długie kolejki ustawiły również po rozdawane przez leśników sadzonki świerków i sosen. 5 tys. drzewek modrzewi, świerków sosen rozeszło się w kilka godzin. Tu nie było jednak tak nerwowo. - Razem z żoną zdobyliśmy cztery drzewka. Posadzimy je na balkonie. I w środku miasta urządzimy sobie mały zagajnik - cieszył się pan Antoni, który mieszka na Starej Ochocie.
Niedaleko kolejek zgłodniali miłośnicy ekologii mogli skosztować tradycyjnego jedzenia: serów, wędlin czy świeżo wyciskanych soków. Wielkim zainteresowaniem cieszyły się samochody hybrydowe, które na Dniu Ziemi prezentowała jedna z firm motoryzacyjnych. - Piękne cacka. Mają tylko jedną wadę. Kosztują ponad 100 tys. zł - zasmucił się Robert Arnowicz z Saskiej Kępy.
Na Dniu Ziemi nie zabrakło też atrakcji dla maluchów. Dzieci uczyły się rozpoznawać zwierzęta takie, jak: bażant, królik czy borsuk, rozwiązywały też rebusy z wiedzy o przyrodzie.
Dzień Ziemi zorganizowała Fundacja Ośrodka Edukacji Ekologicznej
Źródło: gazeta.pl Warszawa