W Dolinie Strugu za rozwój lokalny wzięły się wszystkie trzy sektory.
W Dolinie Strugu wszystko zaczęło się od zakładania telefonów w
czterech podkarpackich gminach. Telekomunikacja nie była
zainteresowana ciągnięciem kabli przez biedne wsie. Ówczesny wójt
Chmielnika Kazimierz Jaworski przywiózł amerykański pomysł na
spółdzielnię telefoniczną: centralę kupuje gmina, na kable składają
się po równo wszyscy chętni abonenci. Chodzili niemal od drzwi do
drzwi i zbierali chętnych. Tak w Dolinie Strugu podłączono do sieci
telefonicznej 7000 osób. Na biednym Podkarpaciu, na pohybel TP-sie,
powstał pierwszy w Polsce niezależny operator. Spółdzielcy
rozmawiają ze sobą za darmo, koszt pokrywa się z zysków. ONZ
przyjeżdżała tę spółdzielnię oglądać i przyznała nagrodę. Dziś
przyjeżdżają i Ukraińcy, i bogaci Szwajcarzy. Ten sukces dał
spółdzielcom skrzydła.
Zaczął samorząd…
Inicjatorzy spółdzielni powołali Regionalne Towarzystwo
Rolno-Przemysłowe „Dolina Strugu”. Miało samorządowy rodowód:
zakładali je ówcześni wójtowie, burmistrzowie, przewodniczący rad.
Ludzie, którzy chodzili od drzwi do drzwi i pytali czy się ludzie
nie chcą wspólnie złożyć na sieć telefoniczną. W tym były wójt
Jaworski:
– My darmowy internet w szkołach zakładaliśmy, kiedy rząd jeszcze
nie wiedział, co to jest światłowód. Pomyśleliśmy, że i inne rzeczy
pierwsi możemy mieć: na przykład dobrą ekologiczną żywność.
Nazwę „Dolina Strugu” wymyślono, żeby określić tak obszar wspólnych
przedsięwzięć czterech gmin: Chmielnika, Tyczyna, Błażowa i
Hyżnego. Razem: dwadzieścia wsi. Były do załatwienia sprawy, które
przekraczały granice administracyjne: wspólny wywóz śmieci,
doprowadzenie gazu do mieszkań.
– Na początku było nam łatwo działać razem, bo każda z gmin
uznawała te sprawy za ważne – mówi Janusz Skotnicki.
Do realizowania wspólnych przedsięwzięć wybrali formę
stowarzyszenia, bo ich uniezależniała od politycznych zawirowań:
większość założycieli wczoraj była w samorządzie, dzisiaj jest poza
nim, a w magistracie spotyka, żeby obecnych samorządowców do czegoś
przekonać.
…dołączył biznes…
Na lokalnym pracodawcy szczególnie zależało wójtowi Jaworskiemu.
Nastawił się na odbudowę podupadłego domu zdrojowego w Chmielniku.
Inwestorowi – spółce „Chmielnik Zdrój” bardzo na początku pomogła
gmina, która dofinansowała jej powstanie, a dzisiaj ma w firmie
udziały. W ten sposób wpływa na to, żeby „Chmielnik” był pracodawcą
czułym na lokalne problemy. Firma dostała ostatnio również tytuł
„Dobroczyńcy Roku”, bo prowadzi program zatrudnienia socjalnego:
przyjmuje do pracy alkoholików-abstynentów, którzy pozytywnie
przeszli przez program terapii uzależnień. Dobrze rokujących
pracowników podsyła Towarzystwo Zapobiegania Uzależnieniom „Trzeźwa
Gmina”. Bo w Dolinie Strugu okazało się, że – oprócz telefonów i
gazu – trzeba jeszcze zainwestować w ludzi.
…trzeci sektor wziął się za sprawy społeczne
– Jak przyszła dyscyplina i skończył się alkohol w pracy, to picie
przeniosło się na wieś. Okazało się, że wcale nie idziemy do
przodu, tylko raczej zygzakiem – mówi Janusz Skotnicki.
Terapia dla uzależnionych to był jeden z pierwszych projektów
społecznych w Dolinie Strugu. Rozpoczęto też inne, kiedy lokalni
działacze doszli do wniosku, że nie wystarczy bogaty inwestor. W
Dolinie było tak: wielu rolników, małych przedsiębiorców jak na
lekarstwo, ludzie słabo wykształceni, zdemotywowani. A Kazimierz
Jaworski ma podejście społeczno-biznesowe. Nastawiony na konkret,
ale przywiązany do ziemi, rolnictwa, tradycji:
– Ja rozmowę zaczynam od konkretów: mam 100 litrów miodu z gryki,
to co z nim zrobić? Sprzedać! Ale bez trzeźwości, bez wychowania na
siebie nie zarobisz.
Powstała jedna strategia
Różne rozpoczęte działania wpisano w jeden program „Sami sobie”.
Dzięki temu Dolina Strugu ma jedną strategię, którą realizują
wspólnie: dwa stowarzyszenia, Dom Pomocy Rodzinie, Dom Skauta, Dom
Pielgrzyma, firma „Chmielnik Zdrój” i cztery samorządy. Nastawili
się na rozwijanie małej przedsiębiorczości, inwestowanie w
umiejętności mieszkańców i zachowywanie tradycji regionalnych. Oraz
ekologię.
Zaczęto organizować wspólny rynek zbytu dla produktów z drobnych
rodzinnych gospodarstw. Rolnicy (dziś ok. 200 osób) dostarczają
warzywa, miód, jaja, tradycyjnie wypiekane chleby, a partnerstwo
opatruje je godłem „Produkt z Doliny Strugu”. Trafiają do klientów
dzięki„Chmielnikowi Zdrój”, który dostarcza je – tak jak swoją wodę
– bezpośrednio do mieszkań klientów. To „Chmielnik” – czyli
prywatna spółka – wzięła też kilka komercyjnych kredytów, żeby sieć
sprzedaży produktów lokalnych w ogóle mogła się rozwijać.
W Dolinie jest też kilka instytucji, które pomagają założyć małe
przedsiębiorstwo. Z pieniędzy Polskiej Agencji Rozwoju
Przedsiębiorczości zaczęto dawać mikrokredyty na rozruch. A kiedy
pojawiły się w Polsce unijne fundusze – Towarzystwo
Rolno-Przemysłowe zaczęło doszkalać bezrobotnych. Dziś realizuje
cztery duże projekty, finansowane z funduszy strukturalnych.
Procentują doświadczenia
Janusz Skotnicki wspomina, że w Dolinie Strugu najtrudniej było
odejść od realizowania wyłącznie zadań komunalnych.
– Jak zaczęliśmy w stowarzyszeniu rozmawiać o kwestiach
społecznych, od razu pojawiły się różnice zdań – mówi.
W partnerstwie było trudniej działać, kiedy priorytety przestały
być dla wszystkich ewidentne albo rezultaty działań trudniej było
zmierzyć. Do budowy wspólnej drogi łatwo przekonać samorządy, bo
sprawy komunalne należą do zadań własnych gminy. Samorządowcy są z
nich rozliczani, więc je chętnie popierają. Można je pokazać
wyborcom na ulotce. Z tego, że dzieci lepiej się uczą, a produkty
lokalne – lepiej sprzedają, trudniej się im rozliczyć. Kazimierz
Jaworski twierdzi, że w Dolinie Strugu samorządy nie miały
wyjścia:
– Mogli albo nam pomóc, albo mieć na garnuszku pomocy społecznej
coraz więcej ludzi.
Dziś w Dolinie Strugu wszyscy o rozwoju lokalnym myślą podobnie.
Samorząd chętnie włącza się we wspólne projekty i je dofinansowuje.
Dwa stowarzyszenia – lokomotywy programu „Sami sobie” – wnoszą
wiedzę i know-how. Skutecznie piszą też wnioski o dotacje.
Pieniądze z zewnątrz przyszły wtedy, kiedy zdecydowali się działać
strategicznie i postawić wspólne cele.
Program „Sami sobie” został w 1998 roku uhonorowany Grand Prix
Komisji Europejskiej, a w 2003 pozytywnie oceniła go ONZ.
Źródło: inf. własna