Razem z sąsiadami decydujesz, czy za gminne pieniądze wyremontować drogę czy zorganizować zajęcia śpiewu w domu kultury. Wasze ustalenia mają moc sprawczą – urząd je realizuje. Dzieje się tak zawsze – mieszkańcy decydują, na co przeznaczyć gminne pieniądze.
Brzmi niewiarygodnie? W ten sposób mieszkańcy brazylijskiego Porto
Alegre już od 18 lat decydują o tym, co dzieje się w ich mieście.
Rocznie w proces ten zaangażowanych jest kilkanaście tysięcy osób,
głównie tych najuboższych, pochodzących z tzw. favelas – dzielnic
biedy. Zarządzają oni 200 mln dolarów. Biorą tym samym udział w
jednym z bardziej demokratycznych procesów, jakie udało się
wypracować naszej cywilizacji – budżecie partycypacyjnym.
Co to znaczy, że każdy może decydować?
W Porto Alegre procedura budżetu partycypacyjnego jest zapisana w
lokalnym prawie. Powołano specjalne instytucje – Fora Delegatów
Dzielnicowych i Tematycznych oraz Radę Budżetu Partycypacyjnego.
Mieszkańcy spotykają się na – powszechnych w tym regionie–
zebraniach sąsiedzkich. Są 2 rodzaje takich spotkań. Jeśli rozmawia
się o problemach i potrzebach konkretnej dzielnicy, są to zebrania
dzielnicowe. Gdy mieszkańcy Porto Alegre dyskutują o problemie
wspólnym dla całego miasta, np. zdrowiu, opiece społecznej, czy
edukacji – zwołują zebrania tematyczne.
Na tych spotkaniach – otwartych dla wszystkich – mieszkańcy,
organizacje, spółdzielnie oraz związki zawodowe mogą nie tylko
odnieść się do pomysłów miasta, ale przede wszystkim sami formułują
rozwiązania i propozycje przeznaczenia gminnych pieniędzy. Radni i
Delegaci Budżetu Partycypacyjnego są posłańcami swoich społeczności
oraz rzecznikami ich interesów przed większymi gremiami decyzyjnymi
na dalszych etapach ustalania budżetu. Przedstawiciele społeczności
są wybierani na rok. Jest to prestiżowa funkcja społeczna – za
swoją roczną służbę radny czy delegat nie pobiera wynagrodzenia.
Przepis na to ciastko
Cykl ustalania rocznych wydatków na inwestycje (bo tylko o nich
mogą decydować mieszkańcy) trwa cały rok. Od marca do stycznia roku
kolejnego koło budżetu partycypacyjnego nie zatrzymuje się ani na
chwilę. W pierwszych miesiącach odbywa się najwięcej spotkań w
gronie najbliższych sąsiadów, toczą się dyskusje o tym, co
najważniejsze i o konkretnych potrzebach, wybierani są delegaci i
radni. Od lipca do września pracownicy urzędu miasta analizują
techniczne i finansowe warunki związane z projektowanymi wydatkami.
Następnie Rada Budżetu Partycypacyjnego przygotowuje projekt
budżetu. Każdy pomysł, zaproponowany przez dzielnicę lub zebrania
tematyczne otrzymuje określoną liczbę punktów (od 1 do 4), w
zależności od wagi danej potrzeby w oczach mieszkańców (4 punkty
otrzymuje najbardziej pożądana inwestycja), zdiagnozowanych braków
(im mniej elementów infrastrukturalnych w danej dzielnicy – np.
szkół – tym więcej punktów) oraz liczby osób zamieszkujących
dzielnicę.(im więcej mieszkańców, tym więcej punktów). Następnie
punkty mnoży się i w ten sposób powstaje lista najważniejszych
inwestycji do sfinansowania. Na przełomie października i listopada
projekt budżetu jest zatwierdzany przez Radę Budżetu
Partycypacyjnego i przez „tradycyjną” Radę Miasta (która także
działa).
To nie zakalec!
Wskaźniki rozwoju miasta (w długiej perspektywie) mówią same za
siebie. Przyjrzyjmy się wydatkom na inwestycje: w 1992 r. było to
54 mln dolarów, w 1996 – już 70 mln dolarów. W 1989 r. z
kanalizacji korzystało 49% mieszkańców stolicy regionu, w 2001 –
98%. Liczba uczniów szkół podstawowych i średnich wzrosła w tym
samym czasie o 240%. W ciągu prawie dwóch dekad działania tego
rozwiązania w mieście parokrotnie zwiększono podatki lokalne na
prośbę mieszkańców! Poza korzyściami związanymi z rozwojem
infrastruktury i kapitału społecznego miasta, warto wspomnieć o
innych plusach – przejrzystości i jawności działania władzy i
administracji publicznej, pełnym dostępie do informacji publicznej,
spadku wskaźników korupcji oraz wzroście postaw obywatelskich oraz
samoorganizacji społecznej.
Ale może być słone
Oczywiście, nic nie jest idealne. Także model z Porto Alegre ma
swoje słabe strony. Przede wszystkim, w krótkiej perspektywie nie
jest to proces tani i wymaga zainwestowania środków w logistykę.
Jednym z zagrożeń jest zdominowanie sfery obywatelskiej przez
organizacje pozarządowe. Stowarzyszenia i fundacje pełnią w tym
procesie niezmiernie ważną funkcję łącznika i animatora, jednak to
nie one stanowią istotę społeczeństwa obywatelskiego. Innym
wyzwaniem jest zwiększanie lub zachowanie obszarów poddanych
społecznej dyskusji. Ten przyczółek demokracji bezpośredniej trzeba
nieustannie pielęgnować i chronić go przed zakusami populistycznych
rządów.
**
MAGDA CHUSTECKA – pracuje w Stowarzyszeniu Liderów Lokalnych Grup
Obywatelskich, zajmuje się rozwojem sieci grup obywatelskich.
Alterglobalistka, działaczka ruchu wolnościowego.
Źródło: gazeta.ngo.pl