Nikt nie ma już wątpliwości, że pieniądze wpływają na media. Dzisiaj pytanie brzmi raczej nie czy, ale jak to się dzieje. Ku zaskoczeniu wielu, w takiej rozmowie może także pojawić się społeczeństwo obywatelskie.
Niezależność
finansowa gwarantuje mediom wolność wypowiedzi – powtarzają jak
mantrę przedstawiciele mediów prywatnych. Równocześnie jednak w tej
chlubnej pogoni za swobodą słowa, poświęcają ją na ołtarzu
komercjalizacji. Chociaż niechętnie się do tego przyznają.
– Jeśli mam do wyboru zysk i
społeczeństwo obywatelskie, zawsze stanę po stronie społeczeństwa
obywatelskiego – deklaruje Piotr Niemczycki, wiceprezes zarządu
Agory S.A. wydawcy Gazety Wyborczej.
– Walczymy o
czytelnika, a nie o interesy reklamodawcy – wtóruje mu Florian
Fels, prezes zarządu Axel Springer Polska, wydawcy Dziennika.
Chociaż dodaje, że zysk jest ważny. – Bo nie jesteśmy organizacją
non-profit.
Otóż to. Gdy
przyjrzeć się zjawisku trochę bliżej, okaże się, że o tym, co
ukazuje się w gazetach decydują gusta i potrzeby grupy społecznej o
największej sile nabywczej. U nas są to rodziny z dużych miast. W
społeczeństwach zachodnich – coraz częściej – ludzie starsi. Trzeba
jednak oddać sprawiedliwość, że najmniej podatne na pokusy biznesu
marzącego o wpływaniu na treści publikowane w mediach są –
reprezentowane przez obu panów – dzienniki i czasopisma opinii. Tak
przynajmniej twierdzi, na podstawie własnych doświadczeń, Szymon
Gutkowski, dyrektor generalny Agencji Reklamowej DDB Warszawa.
Dla wydawców gazet lokalnych
niebezpieczna może być zależności finansowa od miejscowych elit
politycznych i gospodarczych.
– Tutaj rządzi
prosty mechanizm: jeśli grupa przedsiębiorców się obrazi, to gazeta
nie dostanie reklam. Jeśli wydawca źle żyje z lokalną władzą – nie
dostanie ogłoszeń o przetargach publicznych – tłumaczy Julian Beck,
naczelny Dziennika Łódzkiego. On sam nie ma tego problemu, ponieważ
za jego gazetą stoi silny ekonomicznie organizm – grupa wydawnicza
Polskapresse Sp. z o.o., w której zresztą jest wiceprezesem
zarządu.
Dzięki temu
też może realizować misję budowy społeczeństwa obywatelskiego na
poziomie lokalnym. Nieco mniej szczęścia miały te tytuły lokalne,
które zostały najpierw przejęte, a potem zlikwidowane przez
Polskapresse.
– We Wrocławiu
były swego czasu trzy lokalne gazety. Teraz jest jedna. Czy jedna
gazeta lokalna służy lepiej społeczeństwu obywatelskiemu niż trzy?
Dlaczego w ogóle nie mieć tylko jednej gazety? – pyta Grzegorz
Lindenberg, konsultant ds. mediów.
– Oczywiście,
lepiej mieć nawet dziesięć gazet niż jedną, ale tę misję można
realizować tylko, gdy ma się pieniądze – odpowiada Julian Beck.
Wracamy do
punktu wyjścia. Jak się wyrwać z tej matni? Według Piotra
Niemczyckiego potrzebny jest jasny podział na media rozrywkowe,
obojętne – czyli agencje, które nie wypowiadają własnej opinii oraz
zaangażowane – czyli takie, które wyrażają swoją opinię i w ten
sposób przyczyniają się do tworzenia społeczeństwa obywatelskiego.
Maciej Mrozowski, medioznawca i profesor Uniwersytetu
Warszawskiego, widzi ratunek w samym społeczeństwie obywatelskim,
czyli mediach tworzonych przez sektor non-profit [czytaj: Trzeci
sektor potrzebuje mediów].
Źródło: gazeta.ngo.pl