Będzie to historia zwycięskiej rewolucji, która trwale odmieniła kawałek Londynu. Jeśli wyda się wam, że brzmi jak bajka, pamiętajcie – to miejsce istnieje naprawdę.
Kawałek Londynu, o którym mowa, znajduje się na południowym brzegu
Tamizy (South Bank), niemal naprzeciwko gmachu parlamentu. Przez
całe stulecia był zaniedbywany, narażony na ciągłe podtopienia.
Jednak w pierwszej połowie XIX wieku liczba mieszkańców Londynu
wzrosła wielokrotnie, zasiedlono więc także i ten obszar. To była
bardzo biedna dzielnica, gdzie rodziny i sąsiedzi wspierali się
nawzajem i gdzie bardzo szybko rozwinęły się silne więzi
wspólnotowe.
W XX wieku niewiele się zmieniało, nadal mieszkali tu niezbyt
zamożni londyńczycy. W czasie II wojny światowej dzielnica bardzo
ucierpiała od bombardowań. Wiele domów zostało też wyburzonych, gdy
South Bank został wybrany na lokalizację Festiwalu Brytanii w 1951
roku. W rzeczywistości było to zamierzone „czyszczenie terenu”, by
wielki biznes mógł wybudować na nim swoje siedziby. Jako pierwszy
przeprowadził się tu Shell International we wczesnych latach 60. Za
nim ruszyli inni.
Większość nowo wzniesionych budynków była ogromna i bezduszna.
Znajdowały się w nich sklepy oraz inne ułatwienia dla pracowników,
którzy nie korzystali wobec tego z lokalnych usług i nie
przyczyniali się do rozwoju tamtejszej społeczności. Na początku
lat 70. z 50 tys. mieszkańców zostało tylko 4 tys. Zamykano szkoły
i sklepy. Cały rejon South Bank przeobraził się w ponure miejsce,
nieprzyjazne dla ludzi.
Wielki protest i wielkie zwycięstwo
Punktem zapalnym wielkiego protestu stało się ogłoszenie przez
developera w 1977 roku planów zbudowania nad rzeką najwyższego w
Europie hotelu oraz miliona metrów kwadratowych powierzchni
biurowej. W odpowiedzi mieszkańcy powołali Coin Street Action Group
(od jednej z najważniejszych ulic). Grupa przedstawiła alternatywną
wizję, zakładającą powstanie nad rzeką publicznego parku, ścieżek
spacerowych, osiedli mieszkaniowych, sklepów, warsztatów i obiektów
rekreacyjnych. Po trwającej 7 lat kampanii stała się rzecz
niesłychana. Mieszkańcy wygrali, mimo tego, że rywalizujący
przedtem developerzy zjednoczyli siły przeciwko nim. W 1981 roku
władze Londynu poparły plany społeczności South Bank, w 1984 udało
im się odkupić tereny od prywatnych developerów, po czym sprzedały
je Coin Street Community Builders (CSCB). Cena za 13 akrów gruntu
wyniosła milion funtów. Skąd mieszkańcy mieli na to pieniądze? Nie
mieli. Władze Londynu rozłożyły im należność na roczne raty,
ustalając ich wysokość na podstawie przedstawionego przez CSCB
business planu.
Holding przedsiębiorstw społecznych
Coin Street Community Builders jest przedsiębiorstwem społecznym w
formie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, powołanym przez
społeczność po to, by uczynić z South Bank lepsze miejsce do
mieszkania, pracy i odwiedzania. Wszyscy członkowie(w Wielkiej
Brytanii ta forma prawna dopuszcza członkostwo) tej firmy muszą
mieszkać w dzielnicy, by rozumieć jej potrzeby i dostrzegać tkwiące
w niej możliwości. Dla celów budownictwa mieszkaniowego założyli
także towarzystwo budowlane oraz wspólnoty mieszkaniowe w każdym ze
zbudowanych osiedli.
Przedsiębiorstwo zatrudnia personel do zarządzania terenem i dbania
o jego rozwój. Działalność edukacyjna, artystyczna oraz wszelkie
inne usługi i działania na rzecz społeczności pozostają w gestii
powiązanych ze spółką organizacji pozarządowych. CSBC ściśle
współpracuje także z zakorzenionymi tu pracodawcami (bo przecież
ci, którzy zbudowali tu biura w latach 60. i 70. nie zostali stąd
wyrzuceni), w ramach kolejnej firmy działającej nie dla zysku –
South Bank Employers Group. Zrzesza ona 18 firm, z których każda
płaci roczną składkę w wysokości 20 tys. funtów. Dodatkowo, każdy
członek grupy przeznacza ludzi i pieniądze na różne projekty
realizowane w dzielnicy.
Strategia sukcesu, czyli jak sfinansować marzenie?
Plan realizacji wizji mieszkańców South Bank był od początku
podzielony na kilka faz. Podstawą ekonomicznego sukcesu stało się
właściwe wykorzystanie terenów „czekających na rozwój”. Pierwszą,
tymczasową (obecnie nie ma po niej śladu) inwestycją były płatne,
strzeżone parkingi dla pracowników okolicznych biurowców. Przychody
z tej działalności pozwoliły spłacić pierwsze raty za grunt oraz
zbudować pierwsze osiedle mieszkaniowe dla osób w „potrzebie
mieszkaniowej”.
Drugą złotonośną kurą stała się regeneracja przystani rzecznej,
przekształconej w malowniczy pasaż, pełen warsztatów młodych
designerów, sklepików, kafejek i restauracji. Gabriel’s Wharf
szybko zyskał sobie popularność wśród mieszkańców dzielnicy, gości
oraz pracowników sąsiadujących firm, którzy wreszcie opuścili swoje
biurowe okopy. Ten niezwykły efekt uzyskano niskim kosztem:
sklepiki i warsztaty to stare garaże z odnowionym frontem, kafejki
i restauracje zbudowano w najtańszej technologii, a urokliwy
charakter nadało całości pomalowanie ślepej ściany budynku, do
którego przylegają kramy.
Trzecim elementem sukcesu było zainwestowanie w stworzenie
nadrzecznych ścieżek spacerowych oraz założenie publicznego parku,
Bernie Spain Gardens (na cześć jednej z uczestniczek zwycięskiej
kampanii). Inwestycje te nie przynoszą bezpośredniego zwrotu
finansowego, wręcz przeciwnie, co roku wymagają nakładu 250 tys.
funtów, ale przynoszą inne, ważne korzyści. Dzięki nim South Bank
jest chętnie odwiedzany przez mieszkańców innych dzielnic i
turystów, a cena gruntu bardzo wzrosła. Ten ostatni argument
przekonał wielki biznes, którego biura znacznie zyskały na
wartości, do współpracy z CSCB.
Kolejnym etapem budowania samowystarczalności finansowej
społeczności był odważny projekt rewitalizacji starego budynku
fabryki Oxo. Plan był na tyle szalony, że jego sfinansowania
odmówiło 30 banków, a doradcy biznesowi twierdzili, że to się nigdy
nie opłaci. Mylili się – charakterystyczna Oxo Tower stała się
symbolem dzielnicy, restauracja na jej szczycie przynosi duże
dochody, taras widokowy (dostępny za darmo) przyciąga jak magnes, a
galeria na dole jest ważnym punktem na artystycznej mapie Londynu.
W budynku mieszczą się także mieszkania, sklepy i studia młodych
projektantów.
Częścią strategii sukcesu jest także zaspokajanie potrzeb
społeczności. Najważniejsze osiągnięcie CSBC to, jak do tej pory,
zbudowanie 220 wysokiej jakości mieszkań dla potrzebujących,
zarządzanych przez 4 wspólnoty. Połowa rezydentów każdej z nich to
osoby skierowane przez samorząd lokalny, pozostali zgłaszają się
sami, choć też muszą spełniać określone kryteria. Co ważne, tych
mieszkań się nie kupuje, jedynie opłaca czynsz, ale praktycznie
stanowią własność wspólnoty.
CSBC prowadzi również lokalne centrum, które oferuje usługi dla
dzieci, młodzieży i ich rodzin; wspierania przedsiębiorczości,
zwłaszcza społecznej oraz wspierania twórczości artystycznej. Nie
wchodząc w szczegóły, warto przytoczyć tylko jeden przykład,
charakterystyczny dla stylu działania CSCB. Centrum zapewnia
dzieciom opiekę (za opłatą, ale niższą niż w publicznych
przedszkolach): daje im śniadanie, odprowadza do szkoły i ze
szkoły, organizuje wolontariuszy do pomocy w odrabianiu lekcji.
Wolontariuszami są starsi uczniowie szkół prywatnych. Spotkanie
tych dwóch światów (bo podopieczni centrum to raczej niezamożni
uczniowie szkół publicznych) przynosi wspaniałe rezultaty, dla obu
stron.
Naprawdę jest inny sposób…
Budowanie samowystarczalnej społeczności nie jest proste. Wymaga
wiele wysiłku i holistycznego podejścia, ale i tak wszystko zależy
od ludzi i ich woli wspólnego działania.
Coin Street Community Builders twierdzą, że nie są wyjątkowi. W
pewnym sensie to prawda, reprezentują dobrze rozwinięty w Wielkiej
Brytanii model przedsiębiorstwa działającego na rzecz kompleksowego
rozwoju konkretnej społeczności, tzw. development trust. Niektóre z
nich zatrudniają nawet 40 tys. ludzi, jak Eden Project w Kornwalii.
Z drugiej strony, trudno znaleźć lepszy niż CSBC przykład ogromnego
potencjału, jaki tkwi w ekonomii społecznej. Naprawdę, jest inny
sposób. Czy także w Polsce?
O autorce:
Beata Juraszek-Kopacz – członkini Zarządu Fundacji Rozwoju
Społeczeństwa Obywatelskiego, trenerka i konsultantka w zakresie
zarządzania organizacją, pozyskiwania środków na działalność, pracy
w zespole, facylitacji, rzecznictwa i ewaluacji.
Źródło: gazeta.ngo.pl