Dyrektor gimnazjum dostał rolę, bo pasował wizualnie. Mariusz „Złota Rączka” zajął się scenografią. Na scenie w Narolu można zobaczyć też: nauczycieli, elektryka, urzędników, bibliotekarkę i uczniów.
Powietrze pachnie tu jakby mocniej niż w centralnej Polsce. Lasy i puszcze otaczają sołectwa i miasteczko Narol. Otwierają się tu wrota do południowo-wschodniej części Roztocza. Gminę zamieszkuje ponad osiem tysięcy mieszkańców, z czego dwa tysiące to mieszkańcy stolicy gminy. Nie ma rozwiniętego przemysłu, co sprzyja zachowaniu czystego środowiska. Z tego powodu coraz częściej zjeżdżają się turyści. Mieszkańcy Narola dbają także o swoją tożsamość.
– Tutaj w świętach uczestniczy wielu mieszkańców, nie trzeba nikogo zapraszać specjalnie – opowiadają. Pan Krzysztof jeszcze w 2009 roku był pracownikiem Gminnego Ośrodka Kultury w Narolu. Uważał wtedy, że to co się dzieje w kulturze w Narolu jednak nie wystarczy. Od lat interesował się historią, także tą lokalną. Kiedyś Narol mógł poszczycić się działalnością amatorskich teatrów. Spore sukcesy odnosił najpierw teatr dworski, potem teatr wiejski w niedalekim Lipsku. To właśnie w tej wsi jest świetlica, która nadal może się pochwalić profesjonalną sceną – jest budka suflera, kurtyna, garderoba. Teatry działały w okresie międzywojennymi i tuż po wojnie. Grupy z gminy koncertowały we Lwowie, w Krynicy Górskiej, o czym świadczą zachowane zdjęcia. Tak pan Krzysztof wpadł na pomysł, by zorganizować amatorski teatr.
Nabór odbył się trzy lata temu. Były ogłoszenia w prasie, internecie i na plakatach. Zgłosiło się kilkanaście osób. Udało się zebrać też trzyosobową grupę reżyserską. Organizatorom chodziło o coś sentymentalnego – o Teatr Narolski tworzony przez lokalnych mieszkańców. Dziś Amatorski Teatr „Florianum” (nazwa związana jest z dawną nazwą miasta Narol – Floriany) tworzą ludzie o różnych profesjach: nauczyciele, elektryk, urzędnicy, bibliotekarka, muzycy, uczniowie, rzeźbiarze, plastycy.
– Na pewno będziemy wystawiać klasykę polską – mówili.
– Szukaliśmy osób, które w ogóle by się odważyły wyjść na scenę i wystąpić przed ludźmi, którzy mają poczucie humoru – mówi Krzysztof. – Zaprosiliśmy przewodniczącego Rady Miejskiej, który jest sentymentalistą i dyrektora gimnazjum. – Andrzeja zgarnęliśmy, bo nam aktora brakowało, a pasował wizualnie. Znamy go z urzędu, z pracy, wiedzieliśmy, że to poczuje – opowiadają liderzy grupy teatralnej. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że potrzebni nam są scenografowie. Zaprosiliśmy plastyków i artystów lokalnych: Grzegorza, Wieśka i Konrada oraz mistrza, złotą rączkę Mariusza. W teatrze musi być też muzyka. Dlatego wzięliśmy też radnego, pedagoga szkolnego i jednego z najbardziej utalentowanych lokalnych muzyków – Grzegorza Patałucha. Pani Magda, która ukończyła szkołę wizażu w Warszawie zajęła się charakteryzacją.
Ten pierwszy spektakl grupa wystawiła na scenie świetlicy wiejskiej w Lipsku.
– Trzeba było zrobić scenografię. Pomalowane zostały stylowo trzy płótna 5x4 metry. Halabardy i muszkiety zostały wyrzeźbione w drewnie – wspomina pan Krzysztof.
– Krzesła i stylowy żyrandol zostały pożyczone od przyjaciół, świeczniki od proboszcza – dodaje pani Dorota – stroje i buty zostały uszyte przez panią Bernadettę.
Za materiały na stroje posłużyły rzeczy znalezione w prywatnych szafach, na strychach, stare zasłony i odzież ze szmateksów. Członkowie zespołu włożyli w przygotowania do spektaklu swoje prywatne środki. Premiera odbyła się na corocznie organizowanym na początku lipca Cesarsko-Królewskim Jarmarku Galicyjskim. Czasu było niewiele. Próby fragmentów poszczególnych scen odbywały się wieczorami w różnym składzie. W ostatnim tygodniu nie było wymówek, musieli być już wszyscy. Zdążyli.
Świetlica pęka w szwach
To był już XIII Jarmark i nikt nie pamięta, by w tych dniach w Narolu padał deszcz. Podczas premiery „Zemsty” też był upał. Sala świetlicowa w Lipsku wypełniona po brzegi. Przyszło ponad 300 osób. Niektórzy siedzieli na schodkach przy scenie, stali w drzwiach, w oknach. Aby widzieć więcej stawali na stołkach i rowerach, którymi przyjechali. Każdy był ciekaw: jak zagrają znajomi z pracy, urzędu, szkoły. – Po spektaklu podchodzili do nas znajomi i gratulowali, prosili o wspólne zdjęcie. Osoby, które znaliśmy tylko z ulicy i te, które były dla nas zupełnie obce – opowiada pani Dorota.
Dziś mają fanów, którzy pojawiają się na każdym przedstawieniu, a nawet na próbach generalnych. Wystawiają dla szkół.
– Na początku wszyscy mieli wiele obaw „bo może się nie uda”. Najbardziej nakręceni byli młodzi, podchodzili do tego z dużą swobodą i nie zdawali sobie do końca sprawy, że to będzie „prawdziwy teatr”. Dopiero po pierwszej premierze zrozumieli – mówi pan Krzysztof. Wcześniej podchodzili do tego jak do szkolnego teatrzyku, trzeba było ich dyscyplinować.
Każda próba to ciągłe uczenie się siebie nawzajem. Na początku, przed pierwszym przedstawieniem prosili znajomych, przyjaciół o pomoc. Teraz ludzie przychodzą sami z propozycją pomocy.
– Pani Ania, która prowadzi galerię kwiatów zgłosiła się do nas przed drugim spektaklem i powiedziała, że ona też chce. I tak dziś wykonuje elementy kwiatowe do przedstawień. W tym roku pomoc zaproponował nam właściciel pizzerii, zapewniając nam posiłek na próbie generalnej. Grupa nieformalna współpracuje od samego początku z lokalnym zakładem drzewnym, który dostarcza nie tylko przygotowane konstrukcje, ale i wspiera w kwestii transportu – opowiadają.
Ostatni guzik
– Jak trzeba sprzątać, to sprzątamy wszyscy – śmieje się Dorota, jedna z reżyserek spektakli. Każdy w zespole ma swoją rolę i wie, za co jest odpowiedzialny. Jest promocja – plakaty, informacje w mediach, program przedstawienia.
Na przedstawieniach jest poczęstunek związany z tematyką przedstawienia: np. razowe placki wypieczone z dżemem malinowym na "Balladynie". Przedstawienia są bezpłatne.
– To wszystko jest tutaj nasze – mówi dyrektora artystyczny Krzysztof. – Nie chcemy z nikim rywalizować w konkursach.
– Teatr jest dla nas wszystkim – dodaje wskazując na serce Krzysztof. Każdy element tego przedsięwzięcia jest lokalny – od uszytych strojów, scenariusza, muzyki, scenografii, po poczęstunek.
– Ludzie też czują, że to nie przyjechał teatr skądś. Że nie ściągnęliśmy kogoś, że nie kupiliśmy gdzieś strojów. To ludzie gdzieś tam w domach szyją, przygotowują. Dziewczyny siedzą nad tekstami dniami i nocami. Grzegorz komponuje sam muzykę. Ludzie nas wszyscy znają – opowiada Dorota. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
Powoli dojrzewają plany do zawiązania stowarzyszenia, które ułatwi wiele spraw.
Na przyszły rok chcą wystawić utwory Wisławy Szymborskiej.
Komentarz animatorki regionalnej CAL:
Gmina Narol wysunięta daleko na wschód, otoczona piękną przyrodą – stwarza bariery komunikacyjne z większymi miastami, gdzie jest łatwiejszy dostęp do edukacji, kultury i miejsc pracy. Jednak wielu mieszkańców Ziemi Narolskiej nie chciałoby nigdy zamieszkać w innej części Polski. Są dumni ze swoich korzeni – mają własną historię i budują każdego dnia tożsamość. Nigdy nie mówią inaczej jak „u nas w Narolu”. Wymieniają długą listę nie tylko zabytkowych i przyrodniczych obiektów, ale mówią też o wydarzeniach na które trzeba przyjechać. Mówią o lipcowym Cesarsko-Królewskim Jarmarku Galicyjskim, który łączy się z obchodami Dni Narola, a od trzech lat rozpoczyna się spektaklem Teatru Amatorskiego „Florainum”. Na to wydarzenie mieszkańcy zapraszają swoje rodziny i przyjaciół, a samorząd Narola – oficjalnych gości. Spektakl przez kilka miesięcy przygotowuje grupa ponad 20 osób. Wydarzenia teatralne i bezpośrednie zaangażowanie w jego realizację, jest powodem do dumy dla młodych ludzi. Marek – uczeń III klasy średniej szkoły w Oleszycach, pomimo że mieszka na co dzień w internacie i na weekendy wraca do domu do Narola, także gra w Teatrze „Florianum” od początku jego istnienia. Jest z tego dumny. Zaskoczeniem w tym roku było dla niego, gdy oprócz kolegów ze szkoły, na przedstawienie przyjechała kadra pedagogiczna z dyrektorką szkoły. Teatr w Narolu nie jest też czymś nowym, jest nawiązaniem do lokalnej tradycji teatrów amatorskich, która zaginęła na kilkadziesiąt lat, a teraz z powodzeniem się odradza.
Opisana historia została przygotowana w ramach projektu „Tworzenie i rozwijanie Standarów usług pomocy i integracji społecznej” współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach środków Europejskiego Funduszu Społecznego.
Więcej inspirujących praktyk znajdą Państwa w publikacji „Aktywne Społeczności. Zmiana Społeczna. Katalog Praktyk, tom III” wydanej przez Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL.
Źródło: Centrum Wspirania Aktywności Lokalnej CAL