Jest życzliwa, czyni tylko dobro i kocha ludzi. Stara się działać nowocześnie i wyzwalać w ludziach chęć zmiany swojego, często egoistycznego, życia.
W imię „miłości do drugiego człowieka” potrafi przekonać do siebie wiele kobiet, aby razem z nią działały dla innych, zupełnie się tym nie afiszując. Taka jest filantropia i takie są wszystkie kobiety, które poszły za jej przykładem. Kiedyś to przede wszystkim mężczyźni byli wielkimi filantropami. Od wielu lat kobiety przejmują stery w swoje ręce.
Olga Rok – „biblioteczna gwiazda”
30 urodziny. Ania Rok wpada na pomysł, jaki chce dostać prezent. Razem z grupą przyjaciół i osobami z najbliższej rodziny wprowadza w życie „projekt Babcia”. Tak powstaje Fundusz Wieczysty imienia Olgi Rok, niezwykłej babci – bibliotekarki, z którego fundowane jest stypendium dla kobiet zatrudnionych w bibliotekach publicznych z miejsc, gdzie nie mieszka więcej niż 20 tysięcy mieszkańców. Niezależnie od wieku, wykształcenia czy stażu pracy doceniane są te kobiety, które mają poczucie odpowiedzialności za to, jak będzie wyglądać rzeczywistość i chcą ją w pewnym stopniu kreować wokół swojego miejsca pracy.
Prawda o babci odkryta po latach
Ania Rok niedługo przed odejściem Babci, dowiaduje się, że jej praca i oddanie bibliotece zostały wyróżnione wieloma nagrodami i dyplomami. Jej działalność opisywały gazety. W codziennej pracy bibliotekarki brakowało Oldze Rok samorealizacji i działania dla innych. Postanowiła zupełnie za darmo, z własnej inicjatywy organizować z dziećmi wspólne odrabianie lekcji, teatr marionetkowy, wycieczki, spotkania z pisarzami, lekcje biblioteczne. Motywację do swoich działań przedstawiła na łamach Kuriera Codziennego z 1982 roku: Właściwie nikt ode mnie nie wymaga tej pracy. Dyrekcja zna warunki, w jakich działa nasza biblioteka, ale mnie szkoda dzieci. W takim osiedlu jak to, z dala od centrum kulturalnego stolicy, nie bardzo mają co robić z czasem. Bardzo kochała najmłodszych, traktowała ich bardzo poważnie. Chciała, żeby buszowały między regałami i czuły się w bibliotece prawie jak w domu. Na przedstawienia przez nią zorganizowane przychodziły tłumy dzieci. Jak pisała prasa: „dawała dzieciom to, co dla nich najważniejsze: serdeczność i poważne traktowanie dziecięcych problemów”. Bardzo wcześnie zrozumiała, że biblioteki to znacznie więcej niż książki – to miejsca rozwoju osobistego, współtworzące kulturę danej społeczności. Jak wspomina jej wieloletnia przyjaciółka z pracy, wielu czytelników obierało taką, a nie inna drogę życiową z inspiracji Olgi Rok.
Życiorys pełen niespodzianek
Była Rosjanką, od dzieciństwa mieszkającą w Uzbekistanie. Tam skończyła szkołę bibliotekarską i poznała swojego przyszłego męża Stanisława – polskiego Żyda z Zamościa, z którym w 1946 roku przeprowadziła się do Polski. Przez wiele lat zajmowała się rodziną, wychowując dzieci i prowadząc dom. W tym czasie sama nauczyła się mówić po polsku. Kiedy dzieci podrosły, zgłosiła się do urzędu pracy, a ten skierował ją w jednej z warszawskich bibliotek dla dzieci i młodzieży. Choć miała czterdzieści lat, była to dla niej pierwsza praca zawodowa w nowym kraju. W 1967 r. została kierowniczką biblioteki dla dzieci i młodzieży na Służewcu Przemysłowym i przepracowała tam kolejnych 20 lat.
Gwiazdy Dobroczynności – filantropia bez udziału paparazzi
Sława to wielka odpowiedzialność. Tak naprawdę to ja codziennie sobie myślę wstają, że ten, komu zostało dane więcej niż na co dzień potrzebuje, ma moralna odpowiedzialność i obowiązek, żeby umieć się tym dzielić. Dzięki zaangażowaniu Agnieszki Cegielskiej fundacja Szkoła Otwartych Serc osiągnęła rekordowy wynik z 1% podatku w 2012 roku. Martyna Wojciechowska, odbierając nagrodę Plebiscytu „Gwiazdy Dobroczynności” Akademii Rozwoju filantropii i Magazynu SHOW, powiedziała, że popularność jest najbardziej przydatna do tego, żeby się nią dzielić, żeby zjednoczyć ludzi wokół jednej idei i żeby pomagać innym. Ta popularność „przyniosła” ostatecznie 110 mln złotych na budowę „Przylądka Nadziei” – ośrodka leczenia dzieci chorych na raka. Podróżniczka użyczyła fundacji swojego wizerunku, zachęcała na antenie rozgłośni radiowych i telewizyjnych do wspomagania budowy „Przylądka”. Znajduje czas na odwiedzanie pacjentów wrocławskiej kliniki onkologicznej. Agata Młynarska, filantropka i gwiazda działająca dla wielu organizacji od lat rozumie, że pomoc nie ma granic, tak jak ludzka wyobraźnia. Dzięki temu udaje się jej przekonywać coraz większe rzesze ludzi do włączenia się w działania charytatywne. Pomoc, którą daje innym, przede wszystkim wyświadczam samej sobie. To jest dla mnie największa przyjemność, największa frajda. Jestem szczęśliwsza i czuje się lepszym człowiekiem – przyznaje. Anja Rubik rozumie doskonale, czym jest społeczne zaangażowanie osób z pierwszych stron gazet. Gdy gwiazda wspomina, że komuś pomaga, to może nas obudzić, i nagle można stwierdzić, że faktycznie trzeba się rozejrzeć i komuś pomóc. Nie zawsze musi to być pomoc finansowa, ale nawet w najdrobniejszych rzeczach.
Alina „Inka” Brodzka-Wald – „ jechać na rowerze i czytać gazetę”
W ostatnim wywiadzie udzielonym Tygodnikowi Polityka powiedziała o sobie: Uważam się za dziecko szczęścia. Ha, staruszkę szczęścia w tej chwili. Lubię żyć, lubię się uśmiechać. Uśmiech to jest moja pierwsza czynność poranna. Staram się nie budzić z obrzydzeniem. Kochała ludzi i samo życie. Pomagała nieustannie. Była serdecznym przyjacielem ludzi. Jej działalność filantropijna miała nietypowy charakter. Jak wspomina prof. Grażyna Borkowska: Cały swój czas, wiedzę, intelektualną doskonałość, entuzjazm oddała innym. Pisała nam recenzje, opinie, rekomendacje, prośby i protesty. Angażowała się w sprawy przegrane i beznadziejne. Pracowała z olimpijczykami i doktorantami. Dokonywała pierwszej lektury naszych książek. Komplementowała i poprawiała. Poprawiała i komplementowała. Wysłuchiwała opowieści o kłopotach rodzinnych, zdrowotnych. Pomagała na różne sposoby setkom ludzi. Obie Panie razem pracowały w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
Dziecko szczęścia i tutorka kilku pokoleń
Razem z bratem i rodzicami udało jej się przetrwać okupację. Była niezwykłą szczęściarą. Jak sama mówiła, jeżeli ocaleje się od bomb, to potem wydaje się człowiekowi, że każdy dzień jest podarowany.
Grażyna Borkowska, wieloletnia przyjaciółka, na łamach miesięcznika ZNAK trafnie stwierdziła, że żaden biogram nie odda tego, kim była – chciałoby się powiedzieć – naprawdę. Kim była dla nas – Jej kolegów, uczniów, przyjaciół. (…) Przez wiele lat żywiłam magiczne przekonanie, że jej mądrość i dobroć przezwyciężą wszystko.