Do trzeciego sektora dołączyła, bo tu można działać w zgodzie ze sobą, spotkać ludzi, którym zależy i realizować nawet najbardziej oryginalne pomysły. Życie prywatne przenika się z zawodowym (co nie zawsze jest dobre), a czas zyskuje całkiem nowe znaczenie. NGO to wyspa, trochę oderwana od rzeczywistości i kultury pracy w innych sektorach, ale najbliższa mieszkańcom i tym, którzy chcą coś zmienić.
Zaczęła, jak większość, od wolontariatu w trakcie studiów (Ewelina Bartosik studiowała Wiedzę o kulturze i antropologię kulturową), pracowała dla Fundacji Shalom pomagając przy Festiwalu Warszawa Singera, organizowała też warsztaty dla dzieci i młodzieży. Później przeszła przez inne sektory, aby ostatecznie wrócić do NGO.
Nowa idea domu kultury
„Paca 40” powstało ponad dwa lata temu, jako połączenie centrum wolontariatu i centrum sąsiedzkiego. Centrum Społeczne Paca to bardzo śmiały projekt, bo całkowicie oddaje pole społeczności. To, co się tam dzieje, to wypadkowa potrzeb, pasji i umiejętności osób, które chcą w nim działać.
– To odległa wariacja na temat domu kultury z uwzględnieniem lokalnych kontekstów, ale też miejsce totalnej ekspozycji – wszystko, co tam mamy – mamy dla innych – opowiada Ewelina.
Centrum działa na Grochowie. Nakłonienie mieszkańców do działania nie było łatwe – by ich zachęcić pracownicy Paca uruchomili wszystkie dostępne kanały komunikacji, od poczty pantoflowej (ta jest najskuteczniejsza, bo przekazuje nie tylko informację, ale też zaufanie), przez okoliczne kawiarnie, zaprzyjaźnione instytucje, po Facebooka, plakaty, ulotki i tablice ogłoszeń w urzędach.
Dziś w Paca 40 działają osoby z całej Warszawy, nie tylko Pragi-Południe, organizują warsztaty robienia biżuterii z kolorowych koralików, porady prawne dla dłużników, jogę i Tai Chi, wystawy, koncerty, zajęcia z zarządzania domowym budżetem i wiele, wiele innych rzeczy. Najmłodsza wolontariuszka miała 14 lat, najstarsza – ok. 70.
Berlin-Warszawa
Fundacja Badań Przestrzeni Publicznej TU wyłoniła się ponad rok temu z Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej warszawskiej ASP. Na początku realizowała warsztaty, wykłady, akcje w przestrzeni publicznej (np. galerię przy stacji metra Marymont). W Fundacji razem z Eweliną działa Joanna Turek, która ma za sobą doświadczenie pracy w Berlinie – próbowały przeszczepić to, co się tam dzieje na grunt warszawski przy założeniu jednak, że ten „przeszczep” się nie uda.
– Berlin i Warszawa to dwa zupełnie różne miasta, ale chodziło o to, by eksperymentować w przestrzeni publicznej za pomocą działań artystycznych i badawczych, by przyglądać się temu, co tam się dzieje i jednocześnie sprawdzać, jak berlińskie rozwiązania „zafunkcjonują” w Warszawie. Stąd pomysł na rezydencje: ściągamy tu kuratorów, badaczy miejskich i artystów pracujących na co dzień w Berlinie, by mogli z zewnętrznej perspektywy swoim działaniem „skomentować” przestrzeń publiczną naszego miasta – opowiada Ewelina.
Kiedy ją dopytuję, czym różni się praca w Berlinie, mówi: – W Berlinie funkcjonują rezydencje artystyczne w pustych przestrzeniach użytkowych. Chciałyśmy, aby tutaj było podobnie. Okazało się, że nie jest to możliwe, bo wiele takich pustostanów nie ma infrastruktury potrzebnej do tego, aby chociaż czasowo otworzyć w nich pracownię, galerię. Niemożliwe, z formalnego punktu widzenia, jest też łączenie funkcji mieszkalnej i użytkowej lokali komunalnych.
Rezydencja w pustostanie
Joannie Turek i Ewelinie udało się namówić jeden z ZGN-ów (Zarządów Gospodarowania Nieruchomościami), by zorganizować warsztat w pustym lokalu użytkowym, będą namawiać następne.
Podobno Ewelina ma wyjątkową łatwość współpracy z artystami, pytam o to Joannę Turek, prezeskę Fundacji TU:
NGO i samorząd – jeden organizm działający w interesie mieszkańców
Zanim została przewodniczącą DKDS-u Pragi-Południe, przez półtora roku prowadziła projekt naprawienia współpracy między NGO a samorządem.
– Ewelina koordynowała pionierski i złożony projekt, który obejmował wypracowanie strategii współpracy samorządu i organizacji pozarządowych na Pradze-Południe. – Zyskała uznanie lokalnych organizacji, które wybrały ją potem na przewodniczącą DKDS. – mówi Agata Gajda, współpracowniczka Eweliny ze Stowarzyszenia Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL.
Poznajmy się
– DKDS nie załatwi wszystkiego, spotkania NGO z przedstawicielami urzędu powinny wychodzić poza DKDS w formie zespołów roboczych, zespołów doradczych dla urzędu, trzeba im nadać określone tematy, powinni brać w nich udział przedstawiciele konkretnych branż, choć istnieją kwestie, które łączą działalności różnych organizacji, np. rewitalizacja. Wiele zależy od samego urzędu, czy będzie postrzegać NGO jako grupę ludzi kompetentnych, z określonym doświadczeniem i wiedzą, będzie traktować ich jak równorzędnego partnera, z którym można rozmawiać o różnych sferach polityk publicznych – mówi Ewelina.
– Ustawa o działalności pożytku publicznego wymienia aż trzydzieści trzy sfery działalności publicznej, którymi mogą zajmować się organizacje. Potrzebne jest przede wszystkim rozpoznanie tego potencjału i skuteczny system współpracy: wspólne debaty, konsultacje, regularne fora, wspólne budowanie założeń działań w obszarach istotnych dla mieszkańców i ich realizowanie. A to jest trudne, bo każdy ma swój mikroświat i oddzielny sposób działania – dodaje.
Motorem do powołania DKDS na Pradze-Południe były organizacje, które zajmują się pomocą społeczną, powstała idea Południowopraskich Prezentacji czyli święta organizacji pozarządowych, podczas którego każdy może się zaprezentować, ustawić stoisko, wystąpić na scenie ze swoimi podopiecznymi.
– Mieszkańcy Pragi-Południe i działające tam organizacje to bardzo duża grupa, do której trzeba dotrzeć, np. organizacje zajmujące się kulturą czy edukacją są rozproszone, każda ma własną metodę, pomysł jak działać, w związku z tym wiele organizacji się często w ogóle nie zna. Organizacje są też mało rozpoznawalne przez mieszkańców. Jest dużo do zrobienia – mówi Ewelina i zaraz wyjaśnia:
– Na Pradze-Południe aktywnych organizacji jest ponad sto i to jest zagadkowe, że w Warszawie nie przeprowadza się regularnych badań na temat trzeciego sektora na poziomie dzielnic. To by nam wszystkim bardzo pomogło, a tak wiemy, że mamy do czynienia z ogromnym potencjałem, ale nie możemy go rozpoznać na głębszym poziomie. Działalność lokalnych organizacji mówi przecież też sporo o specyfice zaangażowania społecznego mieszkańców danej dzielnicy. Praga-Południe to druga dzielnica pod względem ludności w Warszawie, w zasadzie to jest wielkości Olsztyna, więc jeśli przyjmiemy tę skalę, to zarządzanie dzielnicą wielkości średniego miasta wymagałoby rozpoznania tego, co jest po drugiej stronie, z kim można wejść we współpracę, wspólnie działać.
Własny pomysł na DKDS
– Chciałabym, aby za DKDS większą odpowiedzialność wzięły same organizacje. To jest paradoksalne, bo niby NGO są w DKDS-ie, reprezentują same siebie, ale należy zastanowić się nad formułą ich realnego przedstawicielstwa na zewnątrz, czy DKDS naprawdę reprezentuje środowisko organizacji w danej dzielnicy? – zastanawia się Ewelina i dodaje:
– To jest trudna kwestia. Działalność organizacji jest bardzo szeroka. Ktoś, kto zajmuje się profilaktyką uzależnień nie do końca angażuje się w dyskusje na temat mistrzostw badmintona, choć z punktu widzenia mieszkańców oba typy działalności są ważne. Podoba mi się model działający w DKDS Śródmieście, gdzie działają zespoły robocze, które konsultują na bieżąco rożne sprawy (ważne i dla NGO, i dla urzędu) z poszczególnymi wydziałami dzielnicy. Chciałabym, żeby na forum ogólnym omawiane były kwestie wspólne i w miarę dla wszystkich uniwersalne, a także to, co dzieje się w poszczególnych zespołach. To już jest niesamowicie cenny materiał do przepracowania i rozwoju.
– Bo trzeba mieć świadomość, że w Urzędzie Pragi-Południe pracuje bardzo wiele osób, więc żeby coś ustalić z drugim organizmem, który liczy ok. sto dwadzieścia organizacji, to taki DKDS mizerniutki nie da rady tego zrobić, choćby fizycznie. Potrzebuje takich bieżących struktur, by rzeczywiście wpływać na ważne dla NGO kwestie. To by pomogło też w uwspólnieniu działań samorządu i NGO, które miałyby charakter strategiczny w dzielnicy.
Inna rzecz, że NGO reprezentują aktywistów, działaczy, społeczników, ale nie bezpośrednio mieszkańców – to nie są stricte ciała społeczne…
– Jeśli jednak działają lokalnie bardzo dobrze znają mieszkańców i ich potrzeby w poszczególnych obszarach. Chciałabym, aby przez DKDS można było docierać do różnych organizacji, żeby zrzeszone w nim NGO się wspierały, choćby organizując sobie spotkania samokształceniowe, żeby DKDS był ciałem, w którym rozwiązywałoby się na bieżąco problemy, konsultowało sprawy ważne i dla dzielnicy, i dla NGO, żeby realizowane w nim projekty były wypadkową potrzeb obu stron – wyjaśnia.
– A NGO to konstruktywna siła, nie dysponująca za bardzo majątkiem, ale jej przewagą jest eksperckość i autentyczne zaangażowanie (inna kwestia to wiszące nad nami wciąż widmo szybkiego wypalenia zawodowego). Powinna więc mieć silną reprezentację, sprawną WRP i DKDS-y, które nota bene są rodzajem dzielnicowych rad pożytku. To, że jesteśmy tacy rozproszeni sprawia, że bardzo dużo tracimy w starciu z wielką strukturą, jaką jest miasto – dodaje.
Proszę bardzo
– Fotografie pochodzą z ich albumów rodzinnych, zbieraliśmy je przez ponad rok. Skupiliśmy się na architekturze i modzie ulicznej, więc znalazło się tam wiele zdjęć ze spacerów, pikników, wycieczek, wieczornych wyjść. Udało nam się dotrzeć do zdjęć z lat 40. One są szczególnie interesujące, ponieważ powodują niemały dysonans w sposobie w jaki postrzegamy Warszawę czasów II wojny. Zwykle widzimy powstanie, umierające miasto, gruzy, a na Grochowie czasem przebijają się chwile sielanki – ludzie siedzą na łące, piknikują. Ten kontrast jest zupełnie szokujący. Nie chcę powiedzieć, że tę część miasta całkowicie ominęły działania wojenne, ale ich epicentrum było jednak po drugiej stronie Wisły. Stąd możliwe były te chwile wytchnienia zapisane na części fotografii z naszych zbiorów. W sumie zebraliśmy dwa i pół tysiąca zdjęć od mieszkańców, ale pieniędzy wystarczyło na razie na obróbkę tylko pięciuset – opowiada Ewelina.
W planach – Uniwersam i działki
Teraz będziemy zajmować się działkami, bo ogrody działkowe, to unikat na skalę europejską. Będziemy badać tamtejszą architekturę, przyglądać się rytuałom społecznym działkowiczów i działkowiczek. Będzie to nasz nowy projekt edukacyjno-animacyjno-badawczy, te zdjęcia też będą zawieszone na stronie. Ale wcześniej „zbadamy” wizualnie Uniwersam.
Źródło: warszawa.ngo.pl