Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Fundacja „Akogo?” otwiera kolejną klinikę – w Olsztynie. Tym razem będzie to pierwszy w Polsce ośrodek dla dorosłych osób w śpiączce. O szczegółach opowiada Ewa Błaszczyk, założycielka Fundacji „Akogo?” i laureatka tegorocznej edycji konkursu „Społecznik Roku”.
Rafał Gębura: Jak to jest, kiedy człowiek budzi się ze śpiączki?
Ewa Błaszczyk*: – To nie wygląda tak, jak na filmach: że otwiera oczy i rzuca się w ramiona najbliższych. Zwykle to takie „przecieranie się”. Pacjent zaczyna poruszać palcem albo skupiać wzrok na konkretnych punktach. A my dzięki temu możemy się z nim komunikować. Mrugnięcie powieką to „tak”, dwa mrugnięcia – „nie”. Czasem pacjent wydaje nieskoordynowane dźwięki, wyrzuca z siebie proste słowa. Czasem w ogóle nie może mówić i nie może się też poruszać. Ale bywa i tak, że po wybudzeniu jest w świetnej formie. Tak było z jedną z naszych pierwszych pacjentek. Kiedy zapytaliśmy ją, czego jej trzeba, odpowiedziała, że kiełbasy.
Reklama
Czy wybudzeni rozpoznają swoich bliskich?
E.B.: – Tak. Co więcej, rozpoznają głosy osób, które czytały im książki albo razem z nimi ćwiczyły. Wydawałoby się, że nie mają prawa ich znać, ale znają. I pamiętają, co im czytano.
Czy opowiadają o tym, co działo się z nimi, kiedy byli w śpiączce?
E.B.: – Jedna z osób, które powróciły, opowiedziała mi, że była w raju i że widziała się ze swoimi bliskimi. Mówiła, że tam nie ma płci ani języków, a komunikacja odbywa się poprzez wymianę świadomości. Było jej tam bardzo dobrze. Powiedziała, że to ograniczające i bolące ciało to dla człowieka straszne więzienie.
Młody motocyklista opowiadał z kolei, że przebywał w czymś, co było rodzajem czyśćca. Mieszkał na dworcu kolejowym w kasie. Wiedział, że ma dom gdzie indziej, ale jego miejscem i zadaniem na tamten czas było czekanie.
Z drugiej strony, jest masa przypadków, w których ludzie nie pamiętają niczego. Byli w jakiejś czarnej dziurze i tyle. To wszystko jest bardzo indywidualne. Każdy ma inne doświadczenia zapisane na tym naszym „twardym dysku” i inne uszkodzenie mózgu.
Klinika Budzik działa od lipca 2013 roku. Ile osób udało się już wybudzić?
E.B.: – Tuż przed Świętami Wielkanocnymi wybudziło się trzydzieste trzecie dziecko, Weronika. To mniej więcej połowa naszych pacjentów.
Są tacy, którzy szczególnie zapadli pani w pamięć?
E.B.: – Dobrze pamiętam Dawida, który uwielbiał piłkę nożną. Leżał niemal przytulony do piłki, miał pościel w piłki i zdjęcia z piłkarzami. Pracownicy „Budzika” zakładali mu słuchawki, żeby mógł słuchać relacji meczów. Bardzo dobrze na to reagował: widać było, że jest skupiony, że się cieszy. Kiedy się wybudził, dobrzy ludzie zorganizowali mu wycieczkę i poleciał z rodziną do Madrytu na mecz Realu. Spotkał się z Ronaldo. Spełniło się jego marzenie. Mieliśmy też Klaudię ze Słupska, 16-latkę potrąconą przez samochód. Niedawno obchodziła swoje 18. urodziny. Wyprawiała z tej okazji bal i zaprosiła cały personel „Budzika”.
W jakich sytuacjach człowiek zapada w śpiączkę?
E.B.: – Najczęściej są to podtopienia, podduszenia, nieudane próby samobójcze. To sytuacje, w których śmierć była o krok, ale człowiek został odratowany. Mózg zostaje uszkodzony na skutek niedotlenienia. Ale w śpiączkę zapada się również na skutek mechanicznych urazów mózgu, czyli na przykład po wypadku samochodowym. Te przypadki rokują najlepiej, bo mamy do czynienia z sytuacją, gdzie uszkodzona jest tylko część mózgu.
Jak wyglądają pierwsze miesiące po wybudzeniu?
E.B.: – To zawsze najtrudniejszy okres. Człowiek odzyskuje świadomość, ale ma przed sobą jeszcze daleką drogę, żeby dojść do siebie. Trzeba ciężko pracować, to wszystko rozciąga się w czasie. Zdarza się, że pacjenci popadają w depresję.
Tak było z Tomkiem – mężczyzną, który ratował kolegę spadającego z rusztowań. Złapał go, ale sam uderzył się w głowę i zapadł w śpiączkę. Po wybudzeniu okazało się, że jego głowa jest bardzo sprawna: jest błyskotliwy, dowcipny, ma lotny umysł. Problemem było to, że nie mógł się ruszać. Był załamany, że aż tak źle to wygląda. Paradoks polegał na tym, że biorąc pod uwagę inne przypadki, jego wyglądał naprawdę dobrze. Stan Tomka powoli się poprawia: rusza ręką, potrafi już precyzyjnie dotknąć czubka nosa. Jeszcze do niedawna było to niemożliwe.
Na dniach otwieracie kolejną klinikę – w Olsztynie. Tym razem będzie to pierwszy w Polsce ośrodek dla dorosłych osób w śpiączce.
E.B.: – Do tej pory dorośli, którzy zapadli w śpiączkę, przebywali w domach albo hospicjach, bo szpitale nie mają finansowania na takich pacjentów. Klinika w Olsztynie, podobnie jak ta w Warszawie, będzie przygotowana na 15 pacjentów. W przypadku dzieci to wystarcza – do „Budzika” nie ma kolejek – ale w przypadku dorosłych może okazać się, że to za mało. Dorosłych w śpiączkach jest więcej niż dzieci. Zobaczymy, jak to się sprawdzi. W planach mamy jeszcze jedną klinikę, prowadzimy wstępne rozmowy z Chorzowem. Marzy nam się też stworzenie ośrodka dla pacjentów, którym nie udało się wybudzić, ale mają minimalną świadomość i jest nadzieja, że będzie można im pomóc wraz z rozwojem medycyny, na co bardzo liczymy.
Co dzieje się w świecie nauki. Czy jest jakieś światełko w tunelu?
E.B.: – Są dwa światełka. Japończycy opracowali innowacyjną metodę rehabilitacji: w okolicy rdzenia kręgowego wszczepia się pod skórę stymulator, który idzie kablem wzdłuż kręgosłupa. Raz na 15 minut wysyła impuls elektryczny, który pobudza komórki mózgowe. W Japonii wszczepiono 300 takich stymulatorów i jak twierdzą tamtejsi naukowcy w 70 proc. przypadków można mówić o sukcesie.
Fundacja „Akogo?”, razem z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, prof. Wojciechem Maksymowiczem i jego zespołem z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie, robi taki sam eksperyment w Polsce. Komisja bioetyczna zgodziła się na wszczepienie stymulatorów 15 pacjentom. Zapłaciliśmy za stymulatory i wszystkie operacje. Ostatnie odbyły się w styczniu. Teraz obserwujemy efekty. Naukowcy z Uniwersytetu opiszą wszystkie 15 przypadków. Jeśli efekty będą zadowalające, trzeba będzie zawalczyć o to, żeby stymulatory weszły w program wybudzania ze śpiączki jako procedura. To długie i żmudne działania legislacyjne.
A to drugie światełko?
E.B.: – W 2012 roku Japończyk Sinja Jamanaka wyodrębnił nerwową komórkę macierzystą, za co dostał nagrodę Nobla. Naukowcy wciąż prowadzą badania w tym zakresie, mam nadzieję, że już niedługo wyjdą z laboratoriów i będą mogli pochwalić się efektami. W grudniu organizujemy w Polsce konferencję poświęconą komórce macierzystej. Chcemy usystematyzować wiedzę na ten temat. Będą ludzie z całego świata, którzy zajmują się tym tematem. Mam nadzieję, że jej pokłosiem będzie jakiś program eksperymentalny z ludźmi.
W brytyjskim Glasgow przeprowadzono już eksperyment, któremu poddano grupę starszych osób po udarach. Okazuje się, że nowe komórki nawiązują kontakt z tym, co było niezniszczone. Efekt jest taki, że ludzie odzyskują sprawność, uczą się ruchów na nowo, jak dzieci. To może oznaczać prawdziwą rewolucję.
Kilka miesięcy temu media poinformowały o tym, że pani córka się wybudziła. Szybko okazało się jednak, że to nieprawda. W jakim stanie jest Ola?
E.B.: – Jest coraz bardziej reaktywna. Wyraźniej manifestuje swoje niedogodności, niezadowolenie. Dla kogoś, kto w tym nie siedzi, to nic. Dla mnie to bardzo dużo.
Ewa Błaszczyk – aktorka, założycielka Fundacji „Akogo?” oraz warszawskiej „Kliniki Budzik” – pierwszego oddziału szpitalnego, który kompleksowo zajmuje się dziećmi w śpiączce.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.