Pracują z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Od lat starają się udowadniać, że osoby te są pełne dobrych podstaw do bycia wymarzonym pracownikiem. Jako Stowarzyszenie „Sprawniejsi” szykują się do pójścia o krok dalej. A pomóc ma im w tym spółdzielnia socjalna „Ekowymiatacze”, którą zdecydowali się założyć.
To jakby ich kolejny krok wtajemniczenia, a może bardziej – zaawansowania w pracę na rzecz zmiany mentalności społeczeństwa wobec ich podopiecznych. To również danie szansy osobom niepełnosprawnym intelektualnie na życiową samodzielność.
Pomysł ewoluował
Najpierw był Warsztat Terapii Zajęciowej. I nadal jest, ale jak przyznają liderki zmian – Joanna Ziemińska i Elżbieta Zaradkiewicz – w miarę postępu ich prac z niepełnosprawnymi formuła tego podmiotu okazała się niewystarczająca, by móc podopiecznych wypuścić na rynek pracy i pozwolić im zarabiać. Dlatego w 2006 roku wspólnie z innymi założyły „Sprawniejszych”, czyli Stowarzyszenie Na Rzecz Osób Niepełnosprawnych. Tu kluczowym okazał się jeden z ostatnich projektów (wciąż trwający): „Eko-wymiatacze – aktywizacja zawodowa i społeczna osób niepełnosprawnych”. Podopieczni szkolili się, podpatrywali fachowców, odwiedzili mazowiecką sortownię odpadów wtórnych, a teraz już na płatnych praktykach pracują jako sprzątający tereny zielone, obiekty wewnątrz i na zewnątrz, są też specami od automyjni w elbląskich przedsiębiorstwach prywatnych. By wiedza i doświadczenie, które teraz zbierają, nie poszły na marne, ich opiekunowie decydują się na spółdzielnię.
– Już wcześniej o tym myślałyśmy, gdzieś ta spółdzielnia socjalna się przewijała, ale coś intuicyjnie wtedy nam nie pasowało – przyznaje Joanna Ziemińska. – Zresztą nie było aż takich możliwości, bo wsparcie na założenie spółdzielni socjalnej dostawały tylko osoby fizyczne, a nie stowarzyszenia, jak teraz. A ponieważ cały czas pracujemy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, byłyśmy świadome tego, że pięć naszych osób nie przebrnie procedur związanych z założeniem spółdzielni i jej utrzymania potem. Dlatego nie wchodziłyśmy w ten temat.
Otwarcie na nową formułę zrobił projekt Działdowskiej Agencji Rozwoju, do którego „Sprawniejsi” weszli wespół ze Stowarzyszeniem „Centrum Ochotników Cierpienia Diecezji Elbląskiej”. Początek został zrobiony – w lipcu 2013 przyznana została im dotacja w wysokości 100 tys. zł.
To będzie inkubator
– Spółdzielnia nie ma być ich docelowym miejscem pracy – uprzedza Elżbieta Zaradkiewicz. – To ma być taki inkubator, który pozwoli na zawodowe przetestowanie osób niepełnosprawnych, wzmocnienie ich i puszczenie dalej. Być może część osób, która nigdy nie będzie w stanie trafić na otwarty rynek pracy, zostanie w naszej spółdzielni. Zobaczymy jeszcze, jak to będzie wyglądało.
Na początek planują zatrudnić 5 osób, bo na tyle mogli dostać dotację z DAR-u. Już dziś zauważają jednak, że to dla nich za mało. Z grupy 18 osób, które wzięły na warsztat w swoim projekcie „Eko-wymiataczy”, przynajmniej dziesiątka to potencjalni pracownicy – chętni i zawodowo gotowi to pełnienia deklarowanych zobowiązań, kwitowanych comiesięczną pensją. A nie od początku tak było.
Lepiej niczego nie chcieć?
Projekt „Eko-wymiatacze” samym niepełnosprawnym pomógł dojrzeć do tego, że chcą pracy. Wcześniej nie każdy z nich miał poczucie, że życie zawodowe wiąże się chociażby z sumiennym, codziennym, porannym wstawaniem wcześnie z łóżka i udawaniem się do konkretnego miejsca, gdzie jest bliski kontakt z pracodawcą i innymi pracownikami, odpowiedzialnością za powierzone zadania. Nie wszyscy byli na to gotowi. Jak wspominają panie, owszem, dosyć często deklarowali, że chcieliby pójść do pracy, bo to jest atrybut dorosłości – w końcu mama chodzi do pracy, sąsiad chodzi do pracy, kolega idzie do pracy, są pieniądze z tego, być może jakiś prestiż. Natomiast jak trzeba było się z tym realnie zmierzyć, no, to okazywało się, że była to tylko deklaracja, a jej konsekwencje już niekoniecznie ich tak pociągały.
Sprawy nie ułatwiały rodziny niepełnosprawnych. – Mamy kilka przypadków rodzin, gdzie nasi niepełnosprawni nie mają wsparcia. Oni bardzo by chcieli i są gotowi do pracy, ale cały czas w domu im powtarzają, że się do pracy nie nadają. Wręcz nakazują im, by nam mówili, że nie chcą iść do pracy. To jest właśnie takie smutne, bo te rodziny nie widzą dla nich perspektywy, mimo że osoby te mają już konkretne kompetencje. To im podcina skrzydła – mówi pani Joasia. – Wtedy powstaje taki straszny dysonans – dodaje pani Ela. – Ten nasz niepełnosprawny staje pośrodku wszystkiego jak bufor, bo w placówce i w projekcie jest cały czas motywowany, żeby pójść do pracy i żeby chciał pracować, natomiast po powrocie na pół dnia do domu już potrafi zmienić zdanie, bo otrzymuje informacje typu: „A po co ci ta praca? Przez nią stracisz świadczenie! Zostań na tym, co masz”.
Jednak nie chodzi tu tylko o pieniądze, jak zapewniają „Sprawniejsi”. Chodzi o przyzwyczajenia. Propozycja pracy w spółdzielni burzy tym rodzinom dotychczasowy świat, muszą się przystosować do nowej rzeczywistości, bo np. trzeba podwieźć niepełnosprawnego na jakieś zajęcia, w których wcześniej nie brał udziału… więc czasem najwygodniej jest nie chcieć niczego. – Ale my nie oczekujemy, by te rodziny motywowały ich bardziej niż my to robimy – zapewnia Elżbieta Zaradkiewicz. – Wystarczy, żeby nie przeszkadzały. Wtedy już po samej osobie niepełnosprawnej widać, jak załapuje tego bakcyla, jak ta motywacja do pracy jest prawdziwa. To widać po każdym naszym szkoleniu, po każdym „głasku”, że coś wyszło. Ten człowiek i tak sam prze do przodu. Natomiast jeśli w domu cały czas otrzymuje komunikaty na „nie”, to nawet jeśli wszystko wychodzi mu świetnie, jest w nim jakaś blokada.
I choć w zmianie mentalności społecznej i budowaniu otwartości na pracę osób niepełnosprawnych dużą rolę odgrywa wsparcie i uczenie tych zmian samych rodzin, „Sprawniejsi” nie biorą tego już na swoje barki. Jak to określają, „wyrośli już z uzdrawiania tych rodzin”. Sporo już zresztą na tym polu wywalczyli. Dziś starają się wyrwać niepełnosprawnych ze środowiska bierności i jak najbardziej ich usamodzielnić, żeby to oni sami poczuli, że też coś mogą w życiu osiągnąć. Pomóc nie da się wszystkim.
Zabrakło podstaw
Przełomowy projekt pomógł „Sprawniejszym” odkryć, jak bardzo brakuje myślenia o tym i samych działań dających społeczeństwu poczucie, że człowiek z zespołem Downa może samodzielnie żyć, działać, pracować. – Gdyby od przedszkola było u niego budowane takie nastawienie, zupełnie inaczej by nam się dzisiaj pracowało – dodaje pani Ela. – Nasze dzisiejsze działania, praca z niepełnosprawnymi na tym poziomie to zaczynanie tego, co powinno być wykształcone u nich już w przedszkolu – dodaje pani Joanna. – Zauważyłyśmy, jak duży mają problem z komunikacją, mimo że świetnie radzą sobie w pracy. Mamy u siebie Mateusza z zespołem Tourette’a, który nie był uczony komunikowania się. Jest do tego głuchoniemy. Pracodawcy boją się takich osób, boją się, że jak zostaną z nimi sam na sam, bez trenera pracy, to nie będą się w stanie skomunikować. Mateusz jest inteligentny, jest w stanie dużo rzeczy przekazać, tylko trzeba się go nauczyć. On ma w sobie tak dużą motywację, tak ma dużą potrzebę komunikowania się z innymi, że wystarczą tylko chęci otworzenia się innych na to, by chcieć go zrozumieć.
By przełamać ten społeczny problem i lęki wystarczy niewiele, bo tak można nazwać samo przebywanie z osobami niepełnosprawnymi. Dzięki temu rodzi się łączność, która nabiera własnego kształtu, własnego systemu kodowania. – To jak przebywanie z własnym dzieckiem, którego inni nie rozumieją, bo „guga”, nie potrafi mówić, a tylko matka wie, czego ono chce. To działa na tej zasadzie – tłumaczy pani Joasia. – W naszej grupie mamy na przykład Tomka, który mówi bardzo niewyraźnie, ponieważ ma rozszczep podniebienia. Ogólnie ludzie go nie rozumieją, a my jesteśmy już tak wsłuchane w to, co on chce przekazać, że często dokładnie słyszymy te słowa, które stara się wypowiedzieć. Oczywiście nie zawsze, ale wtedy prosimy go, żeby powtórzył. Czasem na przykład podchodzi do kalendarza i coś pokazuje, coś rysuje, no i denerwuje się, kiedy go nie rozumiemy. Ale tak długo będzie próbował nam to przekazać, aż będziemy wiedzieć, o co mu chodzi. Podstawą jest tu słuchanie.
– Myślę, że ważna jest też otwartość na drugiego człowieka – dodaje pani Ela. – Jeżeli człowiek jest otwarty na drugiego i ma chęć skomunikowania się, to to działa. Spójrzmy na dzieci z jednej piaskownicy. Nawet jeśli będzie tam Polak, Niemiec i Chorwat, którzy nawzajem nie znają swoich języków, to i tak świetnie się dogadają, bo zagra u nich ta chęć: nie zamykam się w sobie, nie udaję, że ktoś jest brzydki, że kogoś nie lubię albo że nie jestem w stanie go zrozumieć. Dzieciaki tak bardzo chcą się ze sobą bawić i być ze sobą, że są na siebie otwarte.
Pracodawcy mają prawo się bać
Po wielu latach pracy „Sprawniejsi” doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to otwartość na drugiego człowieka stoi u podstaw odbioru otoczenia na osoby z niepełnosprawnością. – To, że spotykamy się z człowiekiem z zespołem Downa niekoniecznie oznacza dla mnie to, że ma mnie teraz spotkać coś nieprzewidywalnego. Jeżeli jestem otwarty na kontakt z takim człowiekiem, mogę naprawdę wiele zyskać. Natomiast jeżeli się zamykam ze strachu, bo nie wiem, co on może zrobić, no to też nigdy w życiu tego strachu nie obalę – przekonuje pani Ela. – Myślę też, że pracodawcy mają prawo się ich bać. Dzisiaj przedsiębiorcy tak zabiegają o sprzedaż, że boją się jakichkolwiek przeciwności prowadzących do tego, że klienta mogą stracić. I mają do tego prawo. Tym bardziej jesteśmy pełne podziwu i mamy wiele szacunku do elbląskich pracodawców, którzy mimo swoich lęków wpuścili do siebie osoby niepełnosprawne i przekonali się, że niekoniecznie tacy ludzie będą odstraszać im klientów czy gryźć lakier z samochodów, mówiąc dosadnie. Okazuje się, że jest zupełnie inaczej, że osoby niepełnosprawne sprzedają dobrą pracę, a nie swój wygląd i poziom intelektualny.
O tym też przekonany jest m.in. Piotr Domżał z automyjni „Karolina”, który dał możliwość niepełnosprawnym odbycia praktyk, będzie też ich u siebie zatrudniać. Choć z niepełnosprawnością styka się od lat w rodzinie, to jak twierdzi nie był to główny powód, że na współpracę wykazał otwartość. – Nie miałem problemów z podjęciem decyzji. Padła propozycja, więc dlaczego miałbym odmówić, przecież to też są normalni ludzie, którzy potrzebują jakiejś przyszłości, jakiegoś hobby, a do tego potrzebna jest praca – tłumaczy właściciel elbląskiego przedsiębiorstwa. Pracownicy myjni też nie mieli oporów, by do swojego zespołu przyjąć osoby z zespołem Downa. Do tematu byli przygotowani, bo i czasem zdarzają się klienci niepełnosprawni, których trzeba profesjonalnie obsłużyć. – A czasami zdarza się, że mamy klientów, korzy są „normalni”, a jednak nie bardzo rozumieją, dlaczego pracują u nas niepełnosprawni. Ale przecież nie będę im tego tłumaczyć. Są dorośli.
Jak zapewniają „Sprawniejsi”, w ich podopiecznych pracodawca ma właściwie pracownika do końca życia. – To nie jest tak jak z nami, że idziemy do pracy jednej, ale myślimy już o tym, że fajniejsza byłaby inna czy lepiej płatna. Oni, jak idą do tej konkretnej pracy, to ją szanują do końca życia. Oni są pierwsi w pracy, ostatni z pracy wychodzą. To jest ich miejsce i oni to miejsce szanują. I też się do ludzi przyzwyczajają. To nie jest typ człowieka, który chce zaraz coś zmienić – dodaje pani Ela. – Dopiero kontakt z nimi uzmysławia coś takiego, że chce się z nimi być. I to często dużo bardziej niż ze zdrowymi ludźmi. U nich jest ta otwartość, tyle ciepła, taka czujność na drugiego człowieka… To jest piękne. I dopiero, kiedy się ich pozna, widzi się, ile wartości noszą w sobie – dopowiada pani Joasia.
Cel społeczny
Choć spółdzielnia socjalna „Ekowymiatacze” będzie zatrudniała wyłącznie osoby niepełnosprawne intelektualnie, to zależy im na tym, by fakt o niepełnosprawności ich pracowników nie decydował o tym, czy ktoś będzie chciał korzystać z ich usług. Chcą, by klienci wybierali ich przedsiębiorstwo dlatego, że dobrze wykonuje powierzoną pracę. Mama, która przebywa w parku z dzieckiem, ma być zadowolona z tego, że jest czysta piaskownica i plac zabaw, a dopiero w drugiej kolejności powinna się zorientować, że czysto jest właśnie dzięki osobom niepełnosprawnym. Dlatego praca tych osób powinna być widoczna w mieście, oni sami również. Wówczas możemy liczyć na zmianę społecznego nastawienia.
– Ta zmiana społeczna powinna przychodzić naturalnie. I być może właśnie nie przez kampanie społeczne, akcje billboardowe. Takimi kampaniami społecznymi, najlepszymi, jakie mogą być, są właśnie takie naturalne spotkania z tymi osobami, kiedy widzimy, że osoba z zespołem Downa pięknie sprząta park, inna z kolei świetnie jeździ na łyżwach – przekonuje Elżbieta Zaradkiewicz. – Te zmiany obserwujemy też na co dzień u siebie. Kiedy do naszego Warsztatu Terapii Zajęciowej przychodzą przedszkolaki, na początku mają mieszane uczucia, niekoniecznie mają ochotę tam z nami przebywać. Ale po chwili się okazuje, że robienia witraży uczą ich ci, z którymi niekoniecznie chciały się spotkać. Dzieciaki zapominają, gdzie przyszły, z kim przebywają, a podstawą tego spotkania jest to, że ktoś mógł się czegoś nauczyć i świetnie się przy tym bawić. To jest najlepsza kampania społeczna.
Na razie wiadomo, że „Ekowymiatacze” będą oferować rękodzieło, w którym wprawiają się od lat, a także usługi sprzątania pomieszczeń, obiektów na zewnątrz, terenów zielonych oraz pracowników gotowych do pracy w myjni samochodowej. Zarobione pieniądze będą dla nich dodatkowym zastrzykiem, by szkolić kolejnych niepełnosprawnych.
„Sprawniejsi” poszli też o krok dalej z obszarze sportu – niemal w tym samym czasie, co przygotowywali się tworzenia spółdzielni, zmobilizowali siły, by utworzyć Integracyjny Klub Sportowy dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, bo takiego w Elblągu jeszcze nie było. Już istnieje sekcja judo „sakura”, od września rozpoczną nabory do sekcji nurkowania, tanecznej, łyżwiarskiej, pływackiej… I to nie koniec, bo – jak przyznają – do zrobienia mają jeszcze wiele.
Artykuł pochodzi z czerwcowego wydania regionalnego pisma organizacji pozarządowych – "Pozarządowiec" (nr 4 (150) 2013 rok XVII) – wydawanego przez Stowarzyszenie ESWIP.
Źródło: Stowarzyszenie ESWIP