Społecznie zaangażowana artystka, dla której wartością w życiu jest poszukiwanie. W swoich projektach rozwiązuje problemy społeczności lokalnych, używając jako narzędzia… sztuki.
Skąd w III sektorze?
Jak Edyta Ołdak znalazła się w III sektorze i nie tylko „znalazła się”, bo założyła stowarzyszenie?
– Wywodzę się ze środowiska artystycznego, jestem po ASP. Od początku interesowała mnie sztuka społecznie zaangażowana, czyli zakładająca realizację projektów artystycznych w przestrzeni publicznej. Czułam się źle, gdy ktoś wieszał mój obraz nad kanapą i patrzył, czy komponuje się kolorystycznie z otoczeniem – zwierza się. – Moje działania wybiegają poza estetykę, od której nie uciekam, włączam ją jak najbardziej w działania animacyjne, ale wydawało mi się to upokarzające, aby sprowadzać to, co robię wyłącznie do wymiaru estetycznego. Po realizacji kilku projektów społecznych uznałam, że można robić to samo, jednak pozyskując środki stricte na taką aktywność. Środowisko artystów współczesnych jest dość specyficzne. Trzeba dużej odporności, aby w nim się odnaleźć i twórczo pracować – dodaje Edyta.
Nie oznacza to jednak, że ograniczenia wyłącznie do działania w organizacjach. W 2010 r. Edyta, w ramach standardowej procedury napisała do Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie pismo z propozycją współpracy przy projekcie Muzeum Rzeczy Ładnych i Brzydkich.
– Idea projektu jak i forma pisma urzekły mnie na tyle, by projekt został zrealizowany, podobnie jak pięć kolejnych wspólnych projektów: „Polsko-wietnamskie łamańce językowe”, „Mursk w kolorze”, „Muzeum dźwięku”, wreszcie „Uwolnić projekt w Roku Kolberga 2014”. Obecnie finalizujemy projekt WIANO, dofinansowany przez Fundację Orange – opowiada Anna Grunwald, kierownik działu naukowo-oświatowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.
Z siedzibą w Warszawie
Stowarzyszenie założone z inicjatywy Edyty działa od 2009 r. W tym czasie dokonał się duży postęp. – Czuję radość z rozwijania idei, produktu, jakim jest stowarzyszenie – mówi jego założycielka.
Za pewną bolączkę można uznać to, z czym boryka się wiele organizacji – ludzie angażują się wokół poszczególnych projektów, na co dzień w pracy czysto organizacyjnej w stowarzyszeniu działają tylko dwie, trzy osoby. Jednak, jak twierdzi Edyta, w momencie rozpoczęcia realizacji projektów zaangażowanie do nich ludzi nie nastręcza najmniejszych kłopotów. Wówczas zespoły projektowe liczą nawet 14 osób.
– Realizujemy bardzo dużo projektów. W Warszawie i poza nią. Na pewno dobrze wspominam projekt prowadzony w dwóch sąsiadujących ze sobą wsiach w woj. kujawsko-pomorskim. Było to jedno z przedsięwzięć, które pokazało nam, że, odwołując się do sztuki, jesteśmy w stanie rozwiązywać problemy społeczne. Co prawda w trakcie pracy z daną społecznością naszych działań nie nazywamy sztuką czy kulturą, aby ludzi nie peszyć – opowiada Edyta.
I wspomina dalej: – Rozmowę z mieszkańcami, którą teraz nazwałabym diagnozą potrzeb, prowadziliśmy w zimną, lutową noc w oborze. Jednym z istotnych problemów codziennego życia okazał się brak wiat na przystankach autobusowych. Tymczasem ja dostrzegłam także kakofonię kolorystyczną tych dwóch wsi: zielone i fioletowe domy.
I wówczas przyszedł czas na analizę kolorystyczną tych miejscowości, zespół stowarzyszenia przeprowadził ją głównie z dziećmi, zrobiono mapę kolorystyczną, śledząc tendencje kolorystyczne, aby wyłonić kolor wsi i pomalować nim przestrzeń prywatną i wspólną. Niebieski okazał się najwłaściwszy. Wiaty zbudowano wraz z mieszkańcami, wspólnie także pomalowano je na niebiesko. – Tu rzeczywiście udało nam się zaangażować społeczność – podsumowuje Edyta.
Z przedsięwzięć prowadzonych w Warszawie, których było bardzo wiele, Edyta wspomina akcję wokół nieczynnej fontanny na jednym z bielańskich podwórek. W jej miejscu powstał wykonany z rur kalejdoskop upamiętniający tę fontannę. Można w nim oglądać zdjęcia fontanny, która funkcjonowała jeszcze w latach 80. Pomocą fachową przy tym zadaniu służyli architekci, jednak i tutaj w pełni zaangażowano mieszkańców.
Sztuka zaangażowana, rodzina zaangażowana
W pracy stowarzyszenia bardzo ważne jest korzystanie z nowych technologii. Tu niezastąpiony jest mąż Edyty – Paweł Heppner – specjalista w tej dziedzinie. Małżeństwo pracuje razem. Stąd pasjonatka sztuki społecznie zaangażowanej pytana o ulubione zajęcia poza zawodowe, po zastanowieniu odpowiada: – Nie mam takich….”. I dalej dodaje już z pewnością: – Mam to szczęście, że moja praca jest moim hobby i moją pasją. Jestem osobą wybitnie zapracowaną, a nasze dwie córki już także uczestniczą w naszych projektach. Starsza z nich, 7-letnia, wymyśla mi warsztaty i pomysły na działania w szkołach. Szczególnie fajnie jest podczas projektów wyjazdowych, z całą rodziną. A czy to był dobry wybór? Nie wiem, to się okaże…
Dopytywana jednak o odskocznię od codziennych obowiązków zawodowych Edyta znajduje w końcu coś takiego: – Sposobem na relaks jest dla mnie skupienie się na grafice, estetyce. Lubię sobie wieczorem usiąść w ciszy i stworzyć jakieś elementy graficzne.
Ale też Edyta jest osobą towarzyską, bardzo ceni sobie zarówno swoje życie rodzinne, jak i możliwość spotkania z przyjaciółmi. Cytowana już Anna Grunwald, uważa ją za wyjątkowo ciepłą osobę: – Poza wszystkim Edyta jest fantastyczną kompanką zabaw i spotkań towarzyskich, osobą o niezwykłym poczuciu humoru i perlistym śmiechu oraz znakomitą kucharką, czego jej szczerze zazdroszczę.
Kultura w edukacji
Założycielka stowarzyszenia Z siedzibą w Warszawie o projektach prowadzonych w przestrzeni miejskiej może opowiadać bardzo długo, gdyż organizacja ma ich wiele na koncie. Jednak teraz, jak twierdzi zaangażowana społecznie artystka, ma ona potrzebę wychodzenia z projektami miejskimi do szkół podstawowych.
– To jest bowiem przestrzeń, w której bardzo brakuje takich działań. Wiedziałam od początku, że trudno będzie systemowo coś zmienić w edukacji, próbujemy więc oddolnie. Jest to bardzo mozolna praca, nawiązujemy współpracę z jedną, drugą, trzecią szkołą. W tej chwili realizujemy projekt, w którym mamy aż 13 szkół. Edukujemy nie tylko dzieci, ale też dorosłych –wyjaśnia.
Co brzmi tak prosto, jednak proste nie jest, o czym świadczą słowa Edyty wypowiedziane zupełnie naturalnie: – Przemycamy pracę metodą projektu.
Obecnie stowarzyszenie Z siedzibą w Warszawie prowadzi trzy duże projekty w szkołach warszawskich. W czerwcu rozpoczną realizację projektu dla młodzieży ponad gimnazjalnej. We wrześniu – dla gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. Tutaj cel brzmi bardzo ambitnie: będzie nim dokonanie zmian w przestrzeni architektonicznej szkoły. Uczniowie będą mieli okazję uczestniczyć w warsztatach z architektem i projektantem, co wydaje się oczywiste, ale także i socjologiem. – Będziemy bowiem diagnozować problemy nie tylko w strukturze architektonicznej, ale także w relacjach – tłumaczy Edyta.
Zmiana rzeczywistości szkolnej będzie prowadzona zgodnie ze sprawdzonym modelem: po diagnozie problemu nastąpi wspólnie poszukiwanie rozwiązań, te zaś będą później ewaluowane. Cały proces będzie przebiegał demokratycznie, wszyscy użytkownicy przestrzeni szkolnej, a więc nie tylko uczniowie i nauczyciele, ale też np. personel sprzątający będą mieli równe prawo do włączenia się w działania. A na koniec, gdyby zaprowadzona zmiana nie sprawdziła się, przestrzeń wspólnie zostanie doprowadzona do stanu pierwotnego. – A zatem nie tylko partycypacja, ale odpowiedzialność za swoje działania – stanowczo stwierdza Edyta.
Grunt to poszukiwać
Wartością dla społecznie zaangażowanej artystki jest nieustanny rozwój, „wymuszany” zresztą, jak twierdzi, przez specyfikę wykonywanego zawodu. Stąd pytana o autorytety, nie potrafi wskazać konkretnych nazwisk: – Moje autorytety: zmieniają się, nie potrafię wymienić ich z imienia i nazwisk, ale są to np. pedagodzy i pedagożki podchodzące z szacunkiem do innych. Unikałabym kategorii autorytetu czy guru. To, czym my się zajmujemy, to nieustający wir zmian, musisz wciąż nabywać umiejętności, kompetencje, czasem zaprzeczasz samej sobie, aby zrealizować coś inaczej niż robiłaś to wcześniej. Jeśli zapatrzysz się w kogoś, postąpisz ryzykownie. Osoba, która jest autorytetem dla mnie to ktoś, kto przyzna się, że nie jest ekspertem i wciąż poszukuje. Z takich osób warto brać przykład. Ja codziennie sobie samej robię ewaluację i zastanawiam się, czy to co robię, czy obrane przeze mnie metody są dobre. Nie jestem ekspertem, raczej powiem, że specjalizuje się w czymś, postrzegając specjalizację jako proces, który nie ma końca. Nieustająco poszukuję, poszukiwanie jest dla mnie mottem zawodowym… i życiowym pewno też.
Wyzwania i marzenia
Edyta przyznaje, że powołane przez nią stowarzyszenie realizuje wiele projektów, sporo jest też takich, których nie udało im się przeprowadzić. Jednak, jak twierdzi, przyszłości organizacji nie można upatrywać w pojedynczych przedsięwzięciach.
– Bardzo bym chciała nawiązywać aktywne partnerstwa, co od dłuższego czasu zresztą staramy się czynić. Partnerstwa, które wymagają dużego zaangażowania, ale też takie, które wiele wnoszą. Nastawiamy się na taką współpracę także dlatego, iż jesteśmy niewielką organizacją. Jestem przekonana, że nasze stowarzyszenie byłoby atrakcyjnym partnerem dla wielu organizacji – podkreśla.
Wspólnym mianownikiem różnorodnych przedsięwzięć stowarzyszenia jest edukacja – niezależnie czy dzieci, czy dorosłych. Tę zaś Edyta i Paweł prowadzą z użyciem nowych technologii. Czego w tym jeszcze brakuje? – Chciałabym, aby nauczyciele czytali nasze scenariusze lekcji. To jest trudne. Dobry nauczyciel nie przeczyta, bo ma mnóstwo swoich pomysłów. Zaś ten, któremu brakuje inwencji, być może nie zechce wykonać wysiłku, aby zmienić tę sytuację. W każdym projekcie udostępniamy na wolnych licencjach scenariusze lekcji. Chciałabym trafić z tym do szerokiego grona – zwierza się.
Edyta stwierdza wprost, iż w edukacji dzieje się bardzo źle. Miejsca na kulturę tu, jej zdaniem, nie ma w ogóle.
– Edukacja kulturalna to bardzo szerokie pojęcie, kultura moim zdaniem nie manifestuje się wyłącznie w sztuce wysokiej, a obejmuje bardzo wiele aspektów życia. A takiego myślenia w szkołach nie ma. Dla nich mój program nie wpisuje się w podstawę programową, a przecież w tej jest mowa o kompetencjach społecznych, nabywanych w różny sposób, także w kontakcie z osobami niepełnosprawnymi. Obecnie prowadzę m.in. projekt z fundacją Synapsis, w którym wspólnie z dziećmi autystycznymi w szkołach wykonujemy pudełka terapeutyczne. To świetny sposób na edukację przestrzenną, ćwiczenie praktyczne, nabywanie kompetencji społecznych – mówi z przekonaniem. – Absolutnie żadna ze szkół nie uznała, że takie działania wpisują się w podstawę programową. Jeśli tego zrozumienia nie ma, będzie nam bardzo trudno wprowadzić zmianę. Moje zajęcia są spychane do świetlicy, co świadczy o niezrozumieniu tego, że nasze propozycje mieszczą się w podstawie programowej. Ja te zajęcia w świetlicy przeprowadzę, ale chciałabym uświadomić nauczycielom, że podstawę programową można realizować w aktywny i ciekawy sposób – dodaje.
Prezeska stowarzyszenia Z siedzibą w Warszawie za cel stawia sobie współpracę ze szkołami – jest tu, jej zdaniem, po prostu dużo do zrobienia. Długofalowe relacje z częścią placówek zostały już nawiązane. I – jak twierdzi Edyta – ona i jej stowarzyszenie nie ustaną w przecieraniu szlaków w edukacji kulturalnej.
Źródło: warszawa.ngo.pl