Edukacja zdalna i wykluczenie społeczne – z perspektywy rodziców, opiekunów, uczniów
Od ponad roku wszyscy uczymy się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Nowa rzeczywistość, to też nowe zasady, którym nierzadko trudno jest sprostać, zwłaszcza gdy obowiązują w niemal każdej sferze życia i to zarówno społecznego, zawodowego, jak i tego codziennego, rodzinnego. Bywa niezwykle ciężko podołać nowym wyzwaniom, a jedną z grup, która przekonała się o tym w sposób dotkliwy, są rodzice i dzieci odbywające naukę w trybie zdalnym.
Żeby przyjrzeć się bliżej tej niespotykanej wcześniej sytuacji, porozmawialiśmy z rodzicami, opiekunami, rodzeństwem oraz z samymi uczniami, którzy opowiedzieli nam o swoich odczuciach oraz o trudnościach, które w dobie lockdownu stawia przed nimi nauczanie w trybie on-line.
Nowa praca dla rodziców i opiekunów
Osoby, z którymi rozmawialiśmy o tym, co się zmieniło po przejściu na nauczenie zdalne, mówiły przede wszystkim o tym, ile czasu same muszą poświęcić, by stworzyć swoim dzieciom odpowiednie warunki do nauki. Rodzice, zwłaszcza pracujący kilka lub kilkanaście godzin dziennie, po powrocie do domu rozpoczynają „drugą zmianę”. Pociechy trzeba dopilnować. Czy odrobiły lekcje, czy rozumieją materiał. Brak bezpośredniego kontaktu z nauczycielem powoduje, że uczniowie zdani są głównie na rodziców. Możliwość dopytania na lekcji lub dodatkowej konsultacji jest tylko iluzoryczna. Brak indywidualnego podejścia do ucznia to jeden z wielu mankamentów cyfrowej edukacji. Tym samym rodzice zmuszeni są na bieżąco kontrolować, czy dziecko wywiązuje się ze szkolnych obowiązków, co wcześniej weryfikowali głównie nauczyciele w klasie: przy tablicy, podczas kartkówek i sprawdzianów.
„Syn potrzebuje w tej chwili pomocy tak naprawdę z każdym przedmiotem, ma problem z całym materiałem z 4. klasy. Jedyne, co potrafi, to matematyka, przede wszystkim dzięki wujkowi Google, ale to nie jest metoda”.
„Moja młodsza córka nie wszystko rozumie, a ja nie jestem w stanie jej pomóc. Z polskim, historią – sama mam spore trudności, żeby pomagać. Na razie jeszcze za bardzo nie widać tych negatywnych skutków nauki zdalnej, ale z czasem, za rok-dwa, te zaległości się. przejawią”.
„Edukacja była bardzo trudna, zwłaszcza dla naszych dzieci [pochodzących spoza Polski]. Myślę, że dla polskich dzieci to też było trudne, ale rozumieją wszystko. Naszym dzieciom wcześniej pomagali wolontariusze. Dla nas było bardzo źle, że ja też nie rozumiałam niektórych rzeczy. Wcześniej nieraz pytałam koleżankę, a teraz kogo mam pytać? Dzieci nie wszystko rozumieją online. Dla dzieci jest źle. Mój syn szuka wszystkiego w internecie, nie myśli sam, bo nauczycielka nie widzi”.
„Ja mogę wytłumaczyć [chłopcu] tak, jak mi tłumaczono, ale nie wytłumaczę tak, jak nauczyciel. A [nauczyciel] nie wytłumaczy przez telefon tak, jak powinien. I dlatego [dziecko] ma zaległości. Nie ma tej lekcji normalnie, dziecko nie może normalnie się wypowiedzieć i wysłuchać. (..) Nie mają tego skupienia, które mają w szkole. Bo jak siedzi w domu, to nie skupi się tak, jak by się skupił w szkole”.
Kontakty rówieśnicze
Inne aspekty, które uległy zmianie, to m.in. motywacja dzieci do nauki, a także wpływ izolacji na ich relacje społecznie. Nie tylko z gronem pedagogicznym, ale też rówieśnikami.
„Gdy dzieci idą do szkoły, to tam spotykają się ze swoimi rówieśnikami. Syn grał na telefonie nawet gdy chodził do szkoły, ale tam poszedł, wyżył się, wybiegał. A w tym momencie w domu co on może? Czasami wyjdzie na piłkę ze starszym synem, a tak to przez cały czas jest w domu”.
„Jest ciężko i dzieci przez całą tę pandemię dostają świrusa. Nie chcą wychodzić z domu, bo już się przyzwyczaiły. Bo na początku kategorycznie nie można było wyjść, później pozwolili, a oni już wolą siedzieć w domu, tak się przyzwyczaili. Wychodzą na pół godziny na podwórko i już wracają zmęczone. No i przez to ich mózgi zamiast pracować na lekcjach, pracują, ale w grach”.
„Jak syn miał się uczyć online był smutny, jak chodzi do szkoły jest wesoły – to główna zmiana”.
„Problemem jest też brak kontaktu z rówieśnikami, dzieciom tego brakuje. Syn teraz prawie nie wychodzi z domu. Trzeba go zmuszać, żeby gdziekolwiek wyszedł, bo mu się nie chce. Siedzi tylko przy tablecie, potem przy telefonie. Trochę pouczy się przy książkach, ale cały czas siedzi w domu. Nie widuje się z koleżankami i kolegami, te relacje się zmieniły. Gdy chodził do szkoły, to było inaczej – po lekcjach czasem poszedł do kolegi, do parku, czy gdzieś tam, przejść się, a teraz nie ma takiej możliwości. Zanikł kontakt między dziećmi”.
„Córka nie spotyka się z koleżankami, nie ma bezpośredniego kontaktu z rówieśnikami. Siedzi w domu wyłącznie pod moją opieką, a nie wszystkie tematy da się przegadać z ojcem. Jako młoda dziewczyna ma takie tematy, które chciałaby przegadać z koleżankami, a niestety nie ma takiej możliwości”.
Brak zajęć praktycznych pod okiem nauczyciela
Namacalnym problemem jest też fakt, iż nie wszystkie zajęcia da się prowadzić online bez obniżenia jakości. Tyczy się to zwłaszcza przedmiotów wymagających umiejętności praktycznych.
„Zamknęli szkoły i nie ma nawet pracowni gastronomicznej – dla mnie to jest abstrakcja. (…) Jakiś czas temu syn miał do usmażenia kabaczek. Pani kazała wysłać zdjęcia, to sfotografował tego kabaczka, ale on po usmażeniu ciekł olejem. Problem jest taki, że jak ta pani ma to zobaczyć na zdjęciu? Dziecko zrobiło to, co mu kazano. Ale tak się nie da nauczyć”.
Wpływ dostępnego sprzętu, łącza internetowego i warunków mieszkaniowych na edukację
Czynnikiem mającym istotny wpływ na jakość zdalnego nauczania są także kwestie od ucznia niezależne, takie jak jakość posiadanego sprzętu, dostęp do sieci oraz warunki mieszkaniowe.
Szkoła z założenia, jako instytucja, zapewnia nie tylko miejsce i warunki do nauki, ale również materiały. Co jednak w sytuacji, gdy rodzic jest zdany wyłącznie na siebie? Aby nauka z domu miała szansę powodzenia, dziecko musi mieć do niej właściwą przestrzeń, komputer czy też inny sprzęt elektroniczny oraz dostęp do szybkiego i stabilnego połączenia internetowego.
Niestety, z różnych względów, rodzic często nie jest w stanie tego dziecku zapewnić. Zwłaszcza gdy wiąże się to z dodatkowymi kosztami, które nie każdy jest w stanie ponieść. To z kolei może prowadzić do pogłębiania u dzieci poczucia rezygnacji. Rodzice czują się bezsilni, a nauczyciele nie zawsze bywają wyrozumiali.
„Na początku pandemii mieliśmy trudną sytuację, bo nie mieliśmy sprzętu. Dostaliśmy wiadomości, że możemy skorzystać ze sprzętu szkolnego, ale ostatecznie skorzystaliśmy z pomocy szkoły w zdobyciu laptopa. Dołączenie do zajęć zajęło niektórym tydzień, bo nie znaliśmy hasła, nie wiedzieliśmy, jak się połączyć”.
„Są prace, które trzeba wykonywać na laptopie i bardzo często jest tak, że nauczyciel myśli, że skoro jest jeden laptop w domu i czworo dzieci, które potrzebują z niego korzystać, to mogą się zamieniać. Ale czasami dwoje dzieci ma np. informatykę w tym samym czasie, „na zakładkę”. I oboje muszą wykonać jakieś prace na laptopie, jest na to godzina. Więc w tym momencie jest bardzo ciężko to pogodzić. Często w tym samym czasie dwoje dzieci powinno pracować na laptopie. Czasami zdarza się tak, że nauczyciel nie potrafi zrozumieć tego, że jeśli jest tylko jeden laptop w domu, to nie zawsze da się zrobić pracę w terminie. Jest jedna możliwość – jedno z dzieci może to zrobić, gdy pierwsze skończy i odesłać później. Ale jeśli nauczycielka ma zły dzień, to jest problem”.
„Siostra miała swojego laptopa, ale teraz niestety kot go zwalił z komody i nie nadaje się do użytku. Więc teraz korzysta też z mojego laptopa. Brat używa tableta. W tamtym roku, gdy zaczęło się zdalne nauczanie, okazało się, że bardzo potrzebna jest drukarka, więc rodzice musieli kupić na szybko. Nauczyciele wysyłali bratu bardzo dużo kart pracy i to było w plikach, których nie dało się edytować. Gdy nie mieliśmy drukarki, to musiał wszystko przepisywać ręcznie, robić zdjęcia i wysyłać”.
„Katastrofa była rok temu, dzieci przeszły na zdalne nauczania, ale wielu tematów nie znały, mieliśmy problem z komputerem – brakowało nam jednego, dzieci uczyły się na zmianę. Dużo miały nieodrobionych lekcji”.
Mobilizacja do nauki
Jak już wiemy, nauczanie zdalne jest dla wielu polskich rodzin doświadczeniem trudnym. Do wyzwań należy omawiana wcześniej konieczność posiadania odpowiedniego wyposażenia, umiejętności techniczne, pomaganie dzieciom w nauce, pilnowanie ich w trakcie zdalnych lekcji. Rodzice częściowo przejęli rolę nauczycieli, a – jak sami wspominają – nie mają wykształcenia w tym kierunku, przez co nie zawsze są w stanie przekazać wymaganą wiedzę.
Dzieci, które są w pierwszej klasie, nie miały okazji doświadczyć nauki w szkole, co z pewnością ma duży wpływ na ich obraz tego, jak wygląda „normalne” życie. Jak usłyszeliśmy, dużym problemem jest również pogłębiająca się izolacja wśród dzieci, która może negatywnie wpływać na ich samopoczucie oraz relacje społeczne. Dzieci spędzają coraz więcej czasu przed komputerem, co również wiąże się ze znacznym zmniejszeniem aktywności fizycznej.
„Muszę pilnować, żeby była na tych lekcjach. W ciągu swojej pracy muszę dzwonić do niej, budzić ją. Przychodzę do domu i muszę wszystko sprawdzać, bo dzieciaki muszą wszystko wysyłać. Musimy wysyłać pracę domową na Teamsach w formie zdjęć. Córka tego nie potrafi i ja muszę to wysyłać. Połowę pracy domowej wysyłają nam na Librusie, połowę na Teamsach, i muszę mieć dostęp i tam, i tam; coś ściągać tu, coś ściągać tam, tu wysłać, tam podkreślić, tu postawić. To zajmuje czas. Wcześniej, jak chodziła do szkoły, to wiedziałam, że to wszystko będzie odrobione w zeszycie i nauczyciel to zobaczy. Trochę z tym ciężko teraz”.
„Musiałem siedzieć całymi dniami w domu, pilnować dziecka, żeby się logowało na lekcje i brało w nich udział, odpowiadało. Koszt tego postępowania był taki, że nie załatwiłem wielu spraw w urzędach”.
„Weszliśmy po cichu do pokoju, żeby nie przeszkadzać [synowi w lekcji], a on, jak się zorientował, że stoimy za nim, to przeszedł na inną stronę, bo był na grach. Bo nie ma tego nadzoru i ma to w nosie”.
Skutki edukacyjne i zdrowotne nauki zdalnej
Rodzice i opiekunowie opowiedzieli, jaki wpływ nowa forma nauki wywiera na ich rodziny i podzielili się swoimi obawami na przyszłość.
„W przyszłości będzie gorzej. Idą do następnej klasy, ale połowy materiału nie rozumieją. Ja bym była za tym, aby, jak na jesieni (mam nadzieję) wrócą do szkoły, aby jeszcze raz powtórzyli cały rok. Tak chociaż zrozumieją, bo teraz nic nie rozumieją. Ja nie mogę cały czas siedzieć i tłumaczyć, roboty nie zostawię, bo będziemy głodni”.
„Na [zdrowie] psychiczne edukacja zdalna wpływa bardzo źle. Nadrowie [fizyczne] też źle, np. mój syn teraz od rana do 14:00 jest przed komputerem, to dla zdrowia też jest złe. Inni uczniowie są przed komputerem do wieczora. W szkole czasem pójdzie na przerwę. Potrzebuję teraz psychologa dla moich dzieci , dla siebie też. Teraz nie mam pracy. Kiedy będę pracować, to kto usiądzie z moimi dziećmi? Muszę stracić i pracę, i moje nerwy. Bo ja też nie jestem spokojna, też nie mogę spać, kiedy robią lekcje. Dla rodziny jest źle, dla dzieci, ale i dla wszystkich. Bo my też uczestniczymy, wszyscy razem jesteśmy. […] Ten czas jest trudny, po [zajęciach] online co oni zrobią? Nadal są w mieszkaniu. Teraz z pójściem gdzieś na spacer jest lepiej, ale jak zaczynała się pandemia, było dla nich bardzo źle. Edukacja zdalna jest zła, ale jest taka sytuacja, co możemy zrobić?”.
„Teraz, jak patrzę na mojego syna, to myślę, że potrzebuje psychologa. Córka czasem płakała, krzyczała, mówiła: „ja chcę krzyczeć”. Myślałam, że coś z nią jest nie tak, że ma problemy psychiczne. Teraz potrzebują psychologa”.
„Szkoda tego czasu i zdrowia, ich oczu, kiedy siedzą przed komputerem”.
Trudności doświadczane przez cudzoziemców
Problem nasila się w przypadku obcokrajowców, o których w omawianym kontekście wspomina się rzadko. Dla tej grupy, to wyjątkowo trudna sytuacja, bo oprócz przeszkód, z jakimi mierzyć musi się zdecydowana większość, pozostaje problem bariery językowej.
„Edukacja była bardzo trudna, zwłaszcza dla naszych dzieci [spoza Polski]. Myślę, że dla polskich dzieci to też było trudne, ale rozumieją wszystko. Naszym dzieciom wcześniej pomagali wolontariusze. Dla nas było bardzo źle, że ja też nie rozumiałam niektórych rzeczy. Wcześniej nieraz pytałam koleżankę, a teraz kogo mam pytać? Dzieci nie wszystko rozumieją online. Dla dzieci jest źle. Mój syn szuka wszystkiego w internecie, nie myśli sam, bo nauczycielka nie widzi”.
„U syna na początku wprowadzenia nauki zdalnej był straszny stres z tego powodu, że nie może chodzić do szkoły. Ja też o niego się martwiłam. Martwiłam się, że zacznie nie nadążać za programem szkolnym. Źle zna język polski i przez to zdalnie nauczanie dla niego gorzej wychodzi. Jak chodził do szkoły, oceny miał lepsze”.
„Pójdę do urzędu, zrobię jakieś dokumenty, pójdę do lekarza, wszędzie. Jeszcze do mnie dzwonią inne osoby, żeby trochę tłumaczyć, bo pomagam z tłumaczeniem. Chodzę jeszcze trochę do pracy na sprzątanie. Nie mam stałej pracy, ale pracuję w tygodnia jeden-dwa razy. Opiekowałam się, jak dzieci były w szkole. Ale jestem zmęczona”.
„Nie wszystko umiem, do tego tłumacz tłumaczy trochę inaczej. Ciągle muszę dzwonić do koleżanek: A co to? A co tamto? Przysłowia dla mnie też są ciężkie, nie znam tylu przysłów. Krzyżówki, rebusy – połowy tego nie znam. Dziecko musi się domyśleć. Jak czytam książkę z córką, to musi pytać o słowa, których nie zna, bo czyta, czyta, czyta i do końca nie rozumie, co przeczytała. Pyta: „mamo, co to było?” I muszę jej tłumaczyć, co to było. Rozumiem, że uczy się języka i musi się go uczyć, ale jest ciężko dla mnie jako rodzica, bo muszę sobie sama przetłumaczyć, potem jeszcze raz przetłumaczyć na polski język i jej wytłumaczyć – a muszę jej tłumaczyć w języku polskim, bo ona się uczy w języku polskim. Jeśli po rosyjsku jej wytłumaczę, to będą trochę inne nazwy i będzie miała mętlik w głowie. Mam drugą pracę nieopłacaną – nie wiem, czemu mi za to nie płacą [śmiech]”.
Pozytywne aspekty edukacji zdalnej
Z opinii osób, z którymi udało nam się porozmawiać, wynika, że nauczanie zdalne ma znacznie więcej minusów niż plusów. Do tych ostatnich rodzice zaliczali głównie „szkołę”, ale nie taką prawdziwą, jaką znamy. Raczej szkołę samodzielności. W drugiej kolejności wymieniali skrócony czas na przygotowania do zajęć, dzięki czemu dzieci mają więcej czasu na wypoczynek i regenerację.
„Moje dziecko stało się samodzielne. Samo odrabia lekcje, czego do klasy trzeciej nie było. Teraz z tymi Teamsami – jak nie ona, to przecież nikt jej nie pomoże. Nikt nie będzie siedział obok, żadna koleżanka jej nie powie „tu w zeszycie opuściłaś jedną linijkę”, bo nawet nie zauważy tego, musi sobie sama radzić”.
„Nie widzę za dużo tego pozytywu. Jedynie co, że dziecko może dłużej pospać”.
„Z jednej strony to jest ułatwienie, bo zdarzało się, że niektórzy nauczyciele za bardzo cisnęli, więc dla niektórych osób to jest trochę odetchnięcie, że jest więcej luzu. Ale z drugiej strony tego luzu jest aż za dużo. Nie ma wypośrodkowania”.
Ogólna ocena edukacji zdalnej
Jak można zauważyć, rodzice i opiekunowie, z którymi rozmawialiśmy, oceniają edukację zdalną negatywnie i nie dostrzegają zbyt wielu pozytywnych aspektów.
Opiekunowie skarżą się na problemy techniczne, niski poziom edukacji oraz fakt, iż rola nauczyciela często spada na nich. Dodatkowym problemem bywają warunki mieszkaniowe oraz brak odpowiedniego sprzętu (zarówno państwo, jak i szkoła w sensie instytucjonalnym, tego nie zapewnią. Tym samym każdy rodzic stara się próbuje, jednak nie zawsze próba kończy się sukcesem.
Nawet wtedy, gdy uda się uzyskać odpowiedni sprzęt, czy to wystarczy? Czy da się w ten sposób zastąpić relację z rówieśnikami? Czy można do każdego ucznia podejść indywidualnie i mu pomóc?
Jak mają radzić sobie rodzice, którzy po pracy muszą usiąść z dzieckiem, żeby odrobić z nim wszystkie zadania?
Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy jest nietypowa. Jednak może właśnie dlatego należy szukać nowych rozwiązań, które, przy zachowaniu odpowiednich środków bezpieczeństwa, sprawią, że edukacja będzie bardziej efektywna oraz przystępna dla każdej rodziny.
Źródło: ATD Czwarty Świat