Tony Bowden to projektant i producent serwisów internetowych brytyjskiej organizacji mySociety. mySociety w obecnej formie działa od pięciu lat i prowadzi osiem stron, których celem jest angażowanie obywateli w procesy demokratyczne, zachęcanie do udziału w podejmowaniu decyzji ważnych dla społeczności lokalnych oraz promowanie przejrzystości działań polityków. 22 września 2009 r., Stowarzyszenie 61 zaprosiło Tony’ego Bowdena do dyskusji m.in. z polskimi organizacjami i aktywistami.
Hello! We are mySociety
Strony mySociety to najpopularniejsze w Wielkiej Brytanii serwisy e-demokracji, mimo małego nakładu kosztów i pracy związanych z ich stworzeniem. Kilka lat temu, w Izbie Lordów, działalność organizacji nazwano „najważniejszym katalizatorem zmian społecznych w kraju”. Serwisy kierowane są do osób o różnym doświadczeniu w aktywności obywatelskiej. Statystyki pokazują, że aż 70% osób z nich korzystających po raz pierwszy w życiu nawiązało bezpośredni kontakt z reprezentującym ich interesy politykiem. Na dowód kilka sukcesów mySociety:
- 200 000 osób po raz pierwszy w życiu wysłało list do swojego MP (Member of Parlament, polityka będącego członkiem Izby Gmin, reprezentującego dany okręg wyborczy),
- naprawiono 19 000 „problemów” na ulicach brytyjskich miast,
- zebrano 10 500 000 podpisów pod petycjami do Premiera.
– Wszędzie na świecie, tam gdzie ludzie chcą się angażować w procesy demokratyczne, świetnym narzędziem do osiągania tego celu jest internet. Nasze strony są osadzone w realiach brytyjskich, więc oczywiście trzeba je dostosować do warunków lokalnych, ale koncepcja większej przejrzystości i budowania społeczeństwa obywatelskiego jest uniwersalna – tłumaczył Tony Bowden.
Reakcje polityków na poczynania mySociety z reguły są pozytywne, między innymi dlatego, że nie wypada im oficjalnie krytykować bądź odmawiać uczestnictwa w prodemokratycznych inicjatywach obywatelskich. Oczywiście nie każdemu się podoba, że wiedza o jego działaniach staje się ogólnodostępna i są one tak silne naświetlane. Ale mySociety się tym nie zraża.
– Nie pytamy władz o zgodę na tworzenie stron, ani o to, jaki model komunikacji najbardziej im odpowiada. To ma być rozwiązanie wygodne dla obywateli, a politycy mają się dostosować. Oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że nasza organizacja jest całkowicie apolityczna i że nie przyjmujemy od władz żadnych pieniędzy – mówił Bowden.
Większość działań organizacji jest bezkosztowa, jej szeregi zasilają liczni wolontariusze. Bowden przyznał jednak, że bez silnego zaplecza technologicznego uruchamianie i obsługa takich stron nie byłaby możliwa: – Większość personelu naszej organizacji to programiści – aktywiści – wyjaśniał.
Jednym z priorytetów mySociety jest tworzenie stron jak najprostszych w replikacji. Oprogramowanie jest udostępniane na otwartej licencji. Kody źródłowe można pobrać za darmo i swobodnie je wykorzystywać – przystosowując do lokalnych potrzeb. Mimo że twórcy stron starają się, aby korzystanie z oprogramowania było banalnie proste, są pewne kwestie techniczne mogące stanowić barierę. Dlatego też chcą służyć wsparciem zarówno merytorycznym, jak i finansowym. Aktualnie mySociety planuje ogłoszenie konkursu na tworzenie stron poświęconych partycypacji społecznej w Europie Środkowowschodniej. Wkład finansowy zapewni Open Society Institute.
Dobre pomysły w zasięgu ręki
– To dobry sposób na wprowadzenie władz w zakłopotanie. To także swoista forma nacisku i dobre źródło informacji dla lokalnych mediów. Nie zawsze zgłaszający informują o tym, jak sprawa postępuje i coraz częściej to Rady Miejskie umieszczają informację o tym, że jakiś problem został rozwiązany. Co ciekawe, urzędnikom miejskim podoba się także funkcjonalność strony, bo sami mają bałagan w dokumentach. Ostatnio uruchomiliśmy mobilną wersję strony – na smartphone. Uważam, że to jest przyszłość. Zgłaszanie problemów będzie jeszcze prostsze: idziesz ulicą, widzisz dziurę. GPS pokazuje dokładnie, gdzie jesteś, robisz zdjęcie, wysyłasz zgłoszenie i sprawa jest w toku! – tłumaczył Bowden.
Mimo że promocja strony dokonuje się głównie drogą szeptaną, jej popularność w Wielkiej Brytanii jest ogromna. Twórcy wychodzą z założenia, że jeśli ich produkt będzie wystarczająco użyteczny i skuteczny, zainteresowanie rozwijać się będzie samo.
– FixMyStreet sprawdza się nawet w krajach, w których demokracja i społeczeństwo obywatelskie dalekie są od standardów brytyjskich. Wszędzie są przysłowiowe „dziury w ulicach” i władze, których obowiązkiem jest je załatać. To świetny sposób na „przemycanie” demokratycznych zachowań, angażowanie ludzi w dbanie o sprawy swojej społeczności.
Innym przykładem strony promującej przede wszystkim działania wspólnotowe jest PledgeBank.com – Bank Zobowiązań. Hasłem przewodnim strony jest: „Powiedz światu: zrobię to, ale tylko jeśli i ty to zrobisz!”. Pierwszym i największym sukces PledgeBank było zobowiązanie złożone przez Danny’ego O’Breina, który obiecał płacić 5 funtów miesięcznie na ochronę praw cyfrowych, jeśli zgłosi się minimum 1000 innych osób i to zrobi to samo. W ten sposób powstała największa w Wielkiej Brytanii organizacja zajmująca się tym tematem.
W serwisie odpowiedzialność za promocję danego zobowiązania, jak i pilnowanie kwestii finansowych, spoczywa na autorze danego pomysłu. Wiele zobowiązań ma charakter lokalny, aczkolwiek jest to jedyna strona mySociety, która nie ma żadnego ograniczenia geograficznego. Ciekawostką jest, iż za administrację całej strony odpowiada tylko jeden wolontariusz. Strona czeka aktualnie na przetłumaczenie na języka polski. Potrzebni ochotnicy!
Oni pracują dla nas
Dzięki WriteToThem.com można się skontaktować z wybranym politykiem. Wiadomości są całkowicie poufne, jednak dostępny jest szereg statystyk pokazujących m.in., jaką liczbę listów otrzymała dana osoba i czy na nie odpowiedziała. W bazie serwisu są adresy mailowe prawie wszystkich samorządowców i parlamentarzystów. Strona jest popularna wśród organizacji prowadzących kampanie społeczne wokół tematyki przejrzystości polityki.
W serwisie HearFromYourMP.com obywatele deklarują chęć kontaktu ze swoim przedstawicielem. Jeśli zgłosi się 25 osób z danego okręgu, serwis przesyła informację do właściwego polityka. Powiadomienia ponawiane są za każdym razem, gdy liczba chętnych do dialogu zwiększy się o kolejne 25 osób. Już ponad 100 tys. Brytyjczyków się zapisało się do serwisu.
– Zdarza się, że jakiś MP jest bardzo popularny, ale odmawia kontaktu. My jednak uparcie bombardujemy go informacjami o tym, że kolejne osoby chcą z nim rozmawiać. Uważam, że to daje wyborcom do myślenia. Nie powinno być tak, że politycy nawiązują ze społeczeństwem dialog tylko raz na cztery lata, przed wyborami – mówił Bowden.
TheyWorkForYou.com to największa i najważniejsza strona prowadzona przez mySociety. Zamieszczane są tam informacje o wszystkim, co się dzieje w parlamencie, dzień po dniu. Serwis korzysta z informacji umieszczanych na stronach rządowych, ale przetwarza je tak, aby były znacznie bardziej przystępne i zrozumiałe. Można tu zadawać parlamentarzystom pytania na forum publicznym, uczestniczyć w szerokich dyskusjach i debatach. Autorzy strony zapewniają ułatwienia, takie jak tłumaczenie parlamentarnego żargonu i wyjaśnienia terminów politycznych. Na stronie obejrzeć można także zapisy wideo z posiedzeń parlamentu.
Warszawski UM idzie z duchem czasu
Podczas spotkania Anna Petroff-Skiba z Centrum Komunikacji Społecznej stołecznego Urzędu Miasta opowiedziała o planowanym uruchomieniu platformy internetowej, która służyć będzie do prowadzenia konsultacji społecznych i informowania obywateli o planowanych bądź realizowanych przedsięwzięciach w mieście.
– Na stronie znajdą się informacje o wszystkich inwestycjach i inicjatywach, które mogą budzić społeczne zainteresowanie. W niedługim czasie ogłosimy przetarg na opracowanie i wdrożenie platformy. Planujemy także szkolenia dla pracowników Urzędów Dzielnic i Biur Urzędu m.st. Warszawy, którzy będą ją obsługiwać. Platforma będzie narzędziem interaktywnym i wypełni lukę, jaką pozastawiają aktualnie działające strony: serwis Urzędu Miasta i miejski Biuletyn Informacji Publicznej.
Przedsięwzięcie sfinansowane zostanie ze środków Norweskiego Mechanizmu Finansowego i ruszy najwcześniej w połowie przyszłego roku. – Wszystko toczy się powoli, takie niestety są realia pracy urzędu i struktur finansujących – wyjaśniała A. Petroff-Skiba.
Źródło: inf. własna