Wychowują menedżerów kultury, pomagają początkującym artystom, docierają do małych społeczności. Spiritus movens Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, Marta Białek-Graczyk, zdradza NGO.pl, co ją prywatnie mobilizuje do pracy, dlaczego kocha wizjonerów, ale nie trawi guru i jaka jest „instrukcja obsługi” prezeski „ę”.
Pomysł na pracę z ludźmi i ich wspieranie? To był przypadek. Kiedy w 2002 roku współtwórczyni „ę” wyruszyła ze znajomymi ze studiów, m.in. filmowcem Piotrem Stasikiem, w Polskę starym fordem wypakowanym sprzętem fotograficznym i filmowym, nastawiła się na pojedynczą przygodę. – Z grupą przyjaciół nosiło nas. Chcieliśmy zrobić coś, co pozwoli zrealizować swoje pasje i podzielić się nadmiarem energii. Nie myślałam wtedy, że to będzie mój pomysł na życie. Wciągnęła mnie intensywna i bliska praca z ludźmi, łączenie różnych energii i wspieranie innych w szukaniu swojej pasji. Poczułam, że to jest to.
10 lat później…
Teraz należy włączyć Fast Forward. Niepewna swojej przyszłości młoda kobieta współtworzy obecnie jedną z najprężniejszych organizacji – inkubatorów innowacji społeczno-kulturalnych w Polsce. Towarzystwo „ę” pracuje w trzech wyraźnych liniach programowych: „spółdzielnia młodych twórców” to wsparcie dla początkujących artystów w realizacji pierwszych projektów, „obywatele działają” pomaga realizować działania na rzecz społeczności, „otwarty sektor kultury” to wsparcie dla ludzi i instytucji kultury we wdrażaniu zmian.
– Pracujemy na wsiach, w małych miastach i Warszawie. Działamy międzysektorowo – wspieramy organizacje, ale też publiczne instytucje kultury. Myślę, że wyjątkowe jest w nas łączenie różnych potencjałów, spotykanie grup, które rzadko mają szansę działać wspólnie: młodych i seniorów, artystów i animatorów, urzędników i działaczy. Swoją rolę widzimy w tworzeniu tych połączeń, przepływów w wymianie – wyjaśnia Marta Białek-Graczyk.
Prezeska „ę” nie czuje się w swojej organizacji głównym zarządcą. – „ę“ zawsze wyrastało z ludzi, którzy je tworzą. To nie jest organizacja, w której ja, jako prezeska, wybieram jedynie słuszne programy i jedynie słuszną wizję rozwoju. Wszystko, co u nas powstaje, wynika z obserwacji świata i osobistych pasji, motywacji – tego, co kogo uwiera, co chciałby zmienić. Naszą misją jest tworzyć świat, w którym ludzie z pasją działają dla siebie i dla innych. To łączy wszystkie nasze działania. „ę“ rozwija się od początku bardzo organicznie, rośnie, rozgałęzia się – opowiada Marta Białek-Graczyk.
„Ludzka” skala działań
Stworzenie przestrzeni twórczości, aktywności, wzajemnego zasilania i pomoc kreatywnym ludziom – tak rolę Towarzystwa „ę” widzi jego prezeska. – Myślę, że sukcesem jest pewna specyficzna metoda działania. Zawsze stawiamy na człowieka – uczestnika naszych działań. Nasze programy mają małą, „ludzką“ skalę. Pracujemy z ludźmi bardzo blisko i długofalowo. To procentuje.
Po kilku latach realizacji programu „Młodzi menedżerowie kultury” Towarzystwo „ę” postanowiło zapytać, jak program wpłynął na wybory życiowe jego uczestników. – Okazało się, że 87% naszych absolwentów pracuje w kulturze, bądź aktywnie w niej działa. Są właścicielami kin, animatorami, mają swoje zakłady fotograficzne, prowadzą domy kultury albo działają w lokalnych stowarzyszeniach. Podobnie jest w innych projektach – nasze działania przynoszą trwałe zmiany, a nie krótkotrwałe przygody – podkreśla prezeska.
„ę” przyznaje się również do potknięć. Niepowodzeniem okazała się próba zbudowania koalicji w środowisku organizacji kulturalnych. – Nie mam tu na myśli pojedynczej współpracy przy projektach, ale konsekwentną robotę na rzecz zmian na przykład na poziomie miasta. Parę lat temu zdarzył nam się w Warszawie projekt REanimator – udało się wyzwolić wielką wspólną energię wśród ludzi działających w kulturze i troskę o kulturę w Warszawie. Niewiele z tej energii niestety zostało. Kilka lat temu zainicjowałam na przykład cykl spotkań „Przyjdź i podziel się“. Pomyślałam, że jeśli ktoś z naszego środowiska pozarządowego był gdzieś w Europie, poznał ciekawe organizacje czy inicjatywy, może przyjść i opowiedzieć o tym innym. Wymienić się. Nie podziałało. Te porażki cały czas zmuszają mnie do nowych poszukiwań.
Marta Białek-Graczyk uważa, że robi dużo mniej, niż mogłaby w rzeczywistości. – Brakuje mi czasu i determinacji do naprawdę ciężkiej pracy.
„Ostatnio fascynują mnie sportowcy”
Na czym/kim wzoruje się prezeska „ę” na co dzień? – Mój autorytet to byłaby na pewno konstrukcja kobieca złożona z Mary Poppins, nieżyjącej już profesor Hanny Świdy-Ziemby, dzięki której wybrałam swój kierunek edukacji i mojej zmarłej babci – najbardziej pogodnej osoby pod słońcem.
Przyznaje, że przeżywa mnóstwo olśnień i fascynacji różnymi osobami. Ceni jednak przy tym pogodę ducha, niezłomność charakteru, odwagę i jasność umysłu. – Lubię wizjonerów, ale nie lubię guru. Nawet autorytet musi być dla mnie partnerem – podkreśla. – Ostatnio fascynują mnie sportowcy. Ich dyscyplina i zdolność koncentracji. Zainspirował mnie jeden ze skoczków, który zapytany przez dziennikarza co robić, żeby oddać dobry skok, powiedział: Usunąć parę myśli i skoczyć. To jest to!
Koszyk, piżama i rewolucje kulturalne
Pierwszą, długoletnią, siedzibą biura Towarzystwa „ę” było prywatne mieszkanie Marty Białek-Graczyk, a właściwie koszyk pod biurkiem. – Ostatnio uświadomiłam sobie, jak długa droga jest za nami. Pierwsze warsztaty dla młodych menedżerów kultury w 2002 roku odbyły się w moim mieszkaniu. Warsztaty zaplanowane były od godz. 11. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Mogłam położyć się spać. Aż tu o godzinie 6 rano dzwonek do drzwi. Przyjechały pierwsze menedżerki kultury z podkarpackiej wsi – Wojtkowej – pierwszy raz w Warszawie. Powitałam animatorki w piżamie i zaprosiłam na herbatę – wspomina.
Inspirujące dla współtwórczyni „ę” są także historie pojedynczych osób, które przewinęły się przez Towarzystwo. – Młodzi menedżerowie kultury robią prawdziwe rewolucje kulturalne w swoich miejscowościach. 16-letni Jakub Piątek, dziś członek naszego zespołu, organizował w rodzinnym Sieradzu pierwszy DKF. Napisał do lokalnej gazety: „W naszym mieście kultura leży na stole operacyjnym i trzeba ją reanimować!!!”. Natychmiast dostał telefon z urzędu miasta i propozycję zostania dyrektorem domu kultury. Od „koszyka i piżamy” program „Młodzi menedżerowie kultury” rozrósł się do sześciu edycji. Mamy 100 absolwentów programu w całej Polsce.
Instrukcja obsługi innowatora
W Towarzystwie „ę” pewnego dnia miało miejsce szkolenie dotyczące kompetencji i ról w zespole. – Skłoniło nas to do wielu refleksji, było też dużo śmiechu. Wszystkie możliwe testy wykazały, że jestem typem innowatora, który nie lubi powtarzalnych czynności. Kiedy przeczytałam swój opis – eureka! – bardzo trafny.
Wyniki testu to, zdaniem prezeski, jej „instrukcja obsługi”. Zespół dostał wskazówki, jak szefową motywować do pracy. – Nie wolno mi mówić, że coś przeprowadziłam sprawnie czy zgodnie z procedurami – trzeba mnie chwalić za doskonałe pomysły. To naprawdę lubię. Wtedy kwitnę. Oczywiście, gdy pochwały są szczere…A trzeba pamiętać, że w organizacji nawet tak małej jak nasza – rzadko ktoś z zespołu pomyśli, żeby pochwalić prezeskę. Lubię pracę w grupie, przepływ energii, flow, który czasem udaje nam się osiągnąć. W „ę” mamy dużo przestrzeni do rozmowy, wymyślanie i twórczą stymulację. To jest bezcenne. Odpoczywam czytając (dużo i szybko) w hamaku na wsi nad Narwią. Nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba.
Źródło: Towarzystwo Inicjatyw Twórczych "ę"