Działalność gospodarcza organizacji pozarządowych – wstyd czy pożądanie?
Niewątpliwie to, że organizacje działają społecznie, to ich olbrzymi atut i ogromny szacunek należy się ludziom, którzy bezinteresownie pracują w różnych wymiarach na rzecz dobra wspólnego. Nie oznacza to jednak, że wszystko im się należy, że każdy wójt, burmistrz czy prezydent jest zobowiązany, aby łożyć na tego rodzaju działalność. Często tak jest, ale budżety gmin mają swoje dno, ostatnio zbyt często widoczne.
Na działalność społeczną potrzebne są pieniądze. To oczywiste. Skąd je pozyskać? Pierwsze kroki kierowane są zazwyczaj do samorządu. Trochę pieniędzy mamy ze składek. Warto dodać, że choć jesteśmy coraz bardziej zamożni, maniera niepłacenia skromnych z reguły składek jest rozpowszechniona. O działalności gospodarczej myślimy rzadko, najczęściej lokujemy taką możliwość w statucie, ale odkładamy na potem.
Stołek na dwóch nogach
Nie bez racji powiada się, że każda organizacja powinna dywersyfikować swoje dochody. Oznacza to, że powinna wypracować kilka źródeł swojego finansowania, aby w sytuacji, gdy jedno źródło zawiedzie, móc kontynuować pracę w oparciu o inne. Jednym ze źródeł jest „pisanie projektów” – to żelazna umiejętność organizacji, bo świat w pozarządówce opiera się na projektach. Nie jesteśmy instytucjami, gdzie wiele tych samych czynności powtarzanych jest przez dziesięciolecia, wprowadzamy zmiany społeczne określone w czasie, interweniujemy, często działamy akcyjnie. Taka nasza rola.
Inne źródła to sponsorzy (organizacje sportowe), darczyńcy, wpływy z 1% podatku, zbiórki publiczne, loterie etc. Metod fundraisingowych jest moc.
Ta wstydliwa działalność gospodarcza
Obserwuję, że organizacje, które prowadzą działalność gospodarczą, jakby wstydziły się o tym mówić. Tam, gdzie panuje szlachetna praca społeczna, pojawia się prostacki, wręcz naganny zysk… Niektórzy przedsiębiorcy społeczni mówią o reakcji otoczenia wobec prowadzonej działalności gospodarczej: ludzie są niechętni, mówią że na działalności społecznej zbijamy kasę, że tak nie powinno być. Niezrozumienie? Zawiść? Słaba powszechność prowadzenia działalności gospodarczej przez stowarzyszenia? Dość powiedzieć, że społeczności lokalne rzeczywiście raczej nieufnie patrzą na działalność gospodarczą organizacji. Tam, gdzie pojawiają się pieniądze, pojawiają się różne domysły. Trzeba to brać pod uwagę, pracować transparentnie i solidnie informować o przeznaczaniu zysków na działalność społeczną. Im więcej organizacji będzie akuratnie prowadziło działalność gospodarczą przeznaczając zysk na działalność społeczną, im bardziej będzie to powszechne, tym mniej będzie budziło zdziwienia i niechęci.
Demoralizująca łatwość
W czasach „pokalowych” łatwiej jest pozyskać 1 mln złotych poprzez napisanie projektu w ramach konkursów o różnych konfiguracjach cyferek, niż zarobić 10 tys. zł. Ten dostatek hamuje parcie organizacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej. W mojej organizacji też tak było. Ale to jednak w czasach prosperity należy dokonywać radykalnych zmian rozwojowych, a nie w czasie posuchy – wtedy takie zmiany mogą być jak gwóźdź do trumny organizacji. Za późno. Wychodząc z tego założenia, zacisnęliśmy zęby (mało, że tyle projektów, to jeszcze i to!) i postanowiliśmy założyć działalność gospodarczą, którą po kilku latach wyprowadziliśmy na zewnątrz, w formie spółki będącej własnością stowarzyszenia. Wyposażyliśmy nowy byt w ciężko zarobione pieniądze – z czegoś musi na początku żyć, czuwamy nad jej rozwojem. Powoli ten nasz biznes się rozkręca, ale wiemy, że trzeba dużego wysiłku, aby zaczął przynosić nam odczuwalny dochód.
Spokój za 600 zł
Niektóre organizacje po cichu robią pieniądze (np. sprzedają od czasu do czasu swoje wyroby), zastanawiając się ciągle, czy to zgodnie z prawem, co się stanie, jak to się wyda, jak to można robić inaczej. Urzędy Skarbowe dość spolegliwie patrzą na takie procedery. Jeszcze spolegliwie. Niektóre służby robiły już zamieszanie na festynach, nakładając kary na społecznych sprzedawców pierogów…
Rejestracja działalności gospodarczej kosztuje 600 zł – wpis do Krajowego Rejestru Sądowego. Trochę pieniędzy i wysiłku, i w spokoju możemy zarabiać na potrzeby organizacji i jej podopiecznych. Podatku dochodowego nie płacimy, cały zysk idzie na działalność statutową. Czy nie warto?
Ekonomia społeczna
Kto powiedział, że metody ekonomiczne są mniej skuteczne w pracy z naszymi beneficjentami, niż metody społeczne? Jeżeli poprzez danie pracy w ramach naszej działalności gospodarczej przyuczymy kogoś do zawodu i wypuścimy na otwarty rynek pracy – róbmy to. Jeżeli damy osobom niepełnosprawnym sens i godność życia – róbmy to. Jeżeli zapracujemy na ufundowanie kilku stypendiów – warto. Ekonomia społeczna to nowy (stary) nurt społeczny, który powiada, że zamiast zasiłków dajmy pracę.
Działalność gospodarczą należy traktować jako jedno z naszych narzędzi oddziaływania oraz źródło dochodu.
Pożądana niezależność
Brakuje w Polsce organizacji niezależnych. Organizacji, które mają zaplecze finansowe i są ważnym aktorem życia publicznego – potrafią artykułować problemy społeczne, potrafią nazwać sprawy po imieniu, wytknąć nieprawidłowości władz, wskazać potrzebne zmiany. Zbyt wiele organizacji, zwłaszcza w małych miejscowościach, wisi u klamek samorządów. Uzależnione od grantów, nie staną się trybunami potrzeb, nie odważą się wytknąć błędów, nie stać je na wypracowanie proponowanych kierunków zmian (koszt badań, ekspertów). No chyba, że zorganizują się oponenci polityczni obecnej władzy. Ale to już inna historia…
Dochód z działalności gospodarczej daje niezależność.
Organizacja w krainie biznesu
Powiada się, że istnieje konkurencja w sektorze pozarządowym. A w biznesie? To inny świat – wymagający, konkretny, zdecydowany. Ma być zysk. To pewnie jest ta trudność działaczy społecznych, którzy myślą nie kategoriami zysku, ale zmiany społecznej. To ona jest najważniejsza – trzeba pomóc choremu dziecku, a nie sprzedać produkt.
Róbmy biznes społeczny
Zakładać działalność gospodarczą czy nie? Nie wszystkie organizacje będą prowadzić działalność gospodarczą, nie wszystkie tego potrzebują – np. te realizujące zadania publiczne, zatrudniające wielu pracowników (chociaż, w którymś momencie mogą to zrobić). Są organizacje, które bazują tylko na wolontariuszach – i takie pozostaną. Ale jeżeli chodzi Wam po głowie, że przecież możecie na tym czy tamtym zarobić i mieć własną, nieobarczoną milionem przepisów, kasę – zróbcie to. Jeżeli możecie dać miejsca pracy osobom wykluczonym – zróbcie to.
W tej chwili kształtuje się rynek przedsiębiorstw społecznych w Polsce. Która organizacja rozezna niszę, wejdzie i rozgości się w niej, ma szansę na stabilną pozycję na rynku w przyszłości. Ale to nie automat, to wymaga ogromu pracy, jak każde pożyteczne działanie.
Ekonomia społeczna to zdroworozsądkowy trend społeczny. Gdyby rozwijał się od przedwojnia, bylibyśmy teraz świadkami istnienia wielu przedsiębiorstw społecznych: spółdzielni, spółek non-profit, towarzystw wzajemnościowych. Musimy to odtworzyć. Nie spóźnijmy się do tego pociągu. Jak mówi nasza koleżanka Lena – zwycięzcy piją szampana!
Źródło: Stowarzyszenie ESWIP