Dr Tyszecki: Jeden pocisk może sparaliżować połowę systemu energetycznego kraju
Rząd PiS, lokalizując elektrownię jądrową (EJ) w gminie Choczewo na wybrzeżu Bałtyku, nie zważał na bezpieczeństwo Polski – energetyczne, militarne i strategiczne. Różni ważni politycy, jak również część mediów i osób spoza branży, powtarzają jak mantrę, że atom jest niezbędny w tej lokalizacji, jak najszybciej, bez opóźnień.
– Pośpiech w procedurach wyboru lokalizacji i wariantu technologicznego EJ, brak otwartości w wyborze partnerów i dostawców technologii, nie powinien towarzyszyć tak wielkiej, wyjątkowej inwestycji, gdzie Polska nie ma doświadczeń i fachowców – przekonują eksperci.
Działanie służb państwa powinno cechować dotrzymanie wysokich standardów planowania i wykonania tej pracy. Przeciwne działania mogą być odczytywane jako przeciw skuteczne, grożące różnymi ryzykami, na które zwraca uwagę Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA.
– EJ w Lubiatowie-Kopalinie nie zaplanowano racjonalnie. Są dwa zasadnicze błędy w procedurze i decyzji środowiskowej; dotyczą bezpieczeństwa kraju oraz braku poprawnej analizy tzw. oddziaływań skumulowanych – mówi dr Andrzej Tyszecki, ekspert od ocen oddziaływania na środowisko.
Opinia dr. Tyszeckiego, przygotowana społecznie na prośbę EKO-UNII*, została wysłana do polityków krajowych i regionalnych (wojewoda i marszałek). Udostępniono ją dziś także dziennikarzom oraz opinii publicznej.
Plany rządu PiS, podzielane jak na razie przez nowy rząd, zmierzają do wyprodukowania przyszłego energetycznego węzła gordyjskiego. Mamy skupić na kilku kilometrach wybrzeża ok. 13-15 GW mocy z energetyki wiatrowej na morzu (9-11 GW) oraz z elektrowni atomowej (ok. 4 GW), tj. ok połowy dzisiejszej wykorzystywanej mocy kraju.
– Brak było i jest analizy, jak optymalnie wybrać wariant pierwszej EJ. To, co jest proponowane w Choczewie grozi, że jeden pocisk może sparaliżować połowę systemu energetycznego kraju. Do niebezpieczeństw militarnych i energetycznych dochodzą zagrożenia ekologiczne dotyczące Bałtyku i wybrzeża oraz niedopuszczalny w prawie UE brak oceny oddziaływań skumulowanych. Poprzez inwestycje towarzyszące, jak pirs rozładunkowy, przebudowa infrastruktury drogowej i kolejowej oraz energetycznej (min. 4 linie wysokiego napięcia, które wymagają korytarza szerokości 400-700 m) – mamy do czynienia z wielokrotnie większym wpływem na przestrzeń i ludzi niż opisuje raport OOS i decyzja środowiskowa – dodaje dr Tyszecki.
Nawet, jeśli by tak było, że elektrownia jądrowa w Polsce jest konieczna, a jest co do tego wiele wątpliwości**, nie zwalnia nas to z obowiązku racjonalnego zaplanowania największej elektrowni atomowej w kraju, która ma działać bezpieczne do końca XXI w.
– Z tym się powinni zgodzić i lobbyści, i przyrodnicy, którzy wierzą w ochronę klimatu i zastąpienie węgla przez budowę energetyki atomowej. Planowanie tak wielkiej EJ na szybko, bez solidnych wielokryterialnych analiz to populizm i nieodpowiedzialność polityczna, też wielka słabość instytucji państwa, które upolitycznił PiS. Jeśli rząd Koalicji 15 października nie zmieni tej polityki, prowadzić może podobnie jak we Francji, Finlandii i Wielkiej Brytanii do 2-3 krotnego wzrostu kosztów i wieloletnich opóźnień uzyskania efektu z atomu – mówi Radosław Gawlik, prezes Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA.
O ekspercie:
Andrzej Tyszecki – studia na Politechnice Gdańskiej (1974 r.) i doktorat (1993 r.) z metody lokalizacji elektrowni jądrowych. Założyciel i właściciel firmy konsultingowej EKO-KONSULT (1992-2019). Autor i współautor kilkuset raportów OOS, redaktor Kwartalnika Problemy Ocen Środowiskowych (1998-2009).
Źródło: Stowarzyszenie Ekologiczne "Eko-Unia" z siedzibą we Wrocławiu