Prawo do informacji publicznej gwarantuje nam artykuł 61 Konstytucji RP, artykuł 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka oraz ustawa o dostępie do informacji publicznej z 2001 roku. Czy korzystamy z tych praw? Na jakie problemy natrafiamy, kiedy już odważymy się zapytać? Jaka jest praktyka stosowania prawa w polskich instytucjach?
Z dokumentem wewnętrznym urząd śpi spokojnie
Michał, mieszkaniec 40 tys. miasta wystąpił do urzędu o rejestr zawieranych umów zleceń. Chciał wiedzieć, kogo i za ile władze zatrudniły do opracowania folderu o walorach turystycznych gminy. Spotkał się jednak z odmową.
Zdarza się, że organy administracji nie udostępniają takich informacji, wykorzystując instytucję, tzw. „dokumentu wewnętrznego”, nazywanego też czasem „roboczym”. Czy słusznie, można mieć poważne wątpliwości.
Naczelny Sąd Administracyjny (NSA) wypracował wyjątek nazywany „dokumentem wewnętrznym”. Ustawa nigdzie o nim nie wspomina, jednakże niektórzy sędziowie są przekonani o potrzebie jego istnienia. Taki dokument, jak wynika z orzecznictwa, nie jest informacją publiczną i nie podlega udostępnieniu. Sędzia Irena Kamińska, pytana przez PAP stwierdza: „oczywiście, zdajemy sobie sprawę z tego, że taka wykładnia jest bardzo krytykowana przez grono konstytucjonalistów, obrońców prawa do informacji”.
Rozstrzygnąć o tym, czy coś jest informacją publiczną, muszą w takich wypadkach sądy, ale nie każda osoba spotykająca się z odmową udostępnienia informacji, skłonna jest złożyć skargę. Szczęśliwie, kiedy już sprawa dotrze na salę sądową, sędziowie - w większości przypadków wyglądających na celową obstrukcję - rozstrzygają na korzyść osób wnioskujących o dostęp do informacji.
Płacić, czy nie płacić?
Martyna, mieszkanka jednego z powiatów w województwie mazowieckim była zaskoczona, gdy dowiedziała się, że musi zapłacić za udostępnienie skanów projektu przebudowy obwodnicy. Urzędniczka oświadczyła, że to koszty związane z kopiowaniem dokumentów na płytę CD, o którą prosiła Martyna.
Proszę o odpowiedź...
– Egzekwowanie informacji zależy od nas samych, od naszego uporu, ponawiania pytań, samodzielnego skarżenia się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W praktyce, w sądach wnioskodawcy często wygrywają, ale wymaga to determinacji – zapewnia Bartosz Mendyk.
Tych, którzy egzekwują realizację swoich praw, w nierównej walce z instytucjami publicznymi wspierają, np. organizacje pozarządowe, takie jak Sieć Obywatelska Watchdog Polska.
Sieć Obywatelska Watchdog Polska
Organizacja pomaga egzekwować prawo, monitoruje jego realizację oraz chroni standardy przejrzystości i rozliczalności władzy. Tworzy też obywatelską sieć lokalnych strażników (Watchdogs). Można się z nią dosyć łatwo skontaktować telefonicznie i mailowo.
Czasem zdarza się jednak, że ktoś boi się składać wniosek o udostępnienie informacji publicznej, gdyż w mniejszych miejscowościach jest to wciąż rodzaj działalności wywrotowej (to, niestety, słabość polskiej demokracji).
– Również na takie problemy staramy się mieć jakieś rozwiązania, w miarę możliwości nie wyręczając osób wnioskujących. Nie chcemy bowiem, żeby lokalne władze uczyły się zastraszać mieszkańców gmin i żeby rozwiązaniem było wnioskowanie przez „organizację z Warszawy” – przyznaje Katarzyna Batko-Tołuć.
Potrzeba zmian
– Wiele rzeczy można by w polskim prawie poprawić, ale w pewnym sensie, przy obecnej praktyce i podejściu administracji do jawności, to strach wprowadzać rozwiązania znane w Europie, jak np. „test szkody”. Chodzi w nim o to, aby w wątpliwych sytuacjach, gdy trzeba rozważyć konflikt dwóch praw, dajmy na to – prawa do informacji i prawa do prywatności – administracja zastanowiła się, co przyniesie większą szkodę społeczną: ujawnienie informacji, czy jej nieujawnianie ze względu na czyjąś prywatność – mówi Katarzyna Batko-Tołuć. – Typowym przykładem może być to, że mamy prawo znacznie więcej wiedzieć o majątku i dochodach niektórych osób sprawujących funkcje publiczne niż o majątku i dochodach sąsiada. Jawność informacji w tym pierwszym przypadku stanowi zabezpieczenie przed różnego rodzaju nieprawidłowościami w zarządzaniu publicznymi pieniędzmi i w procesie podejmowania decyzji. Jednak przy nastawieniu wielu instytucji na poszukiwanie pretekstu, aby informacji nie ujawniać, czego pośrednim wskaźnikiem jest fakt, że na rynku świetnie sprzedają się szkolenia z „nieudostępniania informacji” – taki „test szkody” jest ryzykiem (pozwala na swego rodzaju uznaniowość). Brzmi to dosyć gorzko, ale niestety tak jest… Bez aktywności samych obywateli i ich konsekwencji w egzekwowaniu prawa nie będziemy w stanie wprowadzić skutecznej zmiany na masową skalę. Mamy więc ambiwalentne uczucia co do zmiany prawa, ale oczywiście monitorujemy dosyć niemrawą debatę wokół tej kwestii i mamy swoje postulaty związane ze zwiększeniem skutecznej egzekucji prawa – twierdzi Katarzyna Batko-Tołuć.
Podstawa prawna:
Prawo do informacji publicznej gwarantuje nam artykuł 61 Konstytucji RP, artykuł 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka oraz ustawa z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2001 r. Nr 112, poz. 1198).
Każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną i podlega udostępnieniu.
Prawo do informacji przysługuje każdej osobie (prawa do informacji uznane zostało prawem człowieka) i obejmuje ono uprawnienie do niezwłocznego uzyskania informacji publicznej zawierającej aktualną wiedzę o sprawach publicznych.