Dostęp do aborcji powinien być jednym z wiodących tematów kampanii wyborczej [polemika]
Aborcja to nie problem – aborcja to doświadczenie 1/3 kobiet w Polsce. Odpowiadamy na komentarz Aliny Kozińskiej-Bałdygi „Brak zgody na grę polityczną problemem aborcji”.
Autorka komentarza, z którym polemizujemy stawia tezę, że to nie politycy, ale NGO-sy powinny wypracować nowe rozwiązania prawne dotyczące aborcji. Nie ma sensu wyważać otwartych drzwi. Zapraszamy do zapoznania się z obywatelskim projektem ustawy „Legalna Aborcja Bez Kompromisów”, pod którym mimo pandemii zebrałyśmy ponad 200 tysięcy podpisów.
Obywatelski komitet tworzyły organizacje kobiece (Federa, Strajk Kobiet, Aborcyjny Dream Team, Kobiety w Sieci, Łódzkie Dziewuchy, Akcja Demokracja). Projekt miał pierwsze czytanie w Sejmie 22 czerwca 2022 r. i został odrzucony głosami PiS, Konfederacji, PSL i Kukiza. Ale wciąż jest na stole, gotowy do przyjęcia w każdej chwili.
→ Przeczytaj: Brak zgody na grę polityczną problemem aborcji [komentarz]
Z tą tezą poszło szybko, ale Kozińska-Bałdyga pisze również, że środowisko pozarządowe powinno protestować przeciwko „wykorzystywaniu problemu aborcji do przedwyborczej gry politycznej”. Głęboko nie zgadzamy się z tym podejściem.
Nie interesuje nas, co jakikolwiek ksiądz lub biskup miał do powiedzenia na temat aborcji 30 lat temu. Interesuje nas, żebyśmy nie musiały się bać ani wstydzić, że miałyśmy lub potrzebujemy aborcji.
Dostęp do legalnej, bezpiecznej, darmowej i lokalnej aborcji oraz dekryminalizacja pomocnictwa w aborcji to kwestie, które powinny priorytetowe dla polskiej polityki – bo są fundamentalne dla społecznego bezpieczeństwa. Żeby zrozumieć dlaczego, opiszemy, jak wygląda aktualnie rzeczywistość aborcyjna w Polsce.
Dostęp do aborcji reguluje ustawa z 1993 r. i kodeks karny. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży ustanawia zakaz aborcji i dwa wyjątki od tego zakazu: gdy ciąża jest zagrożeniem dla życia lub zdrowia oraz gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego. Kodeks karny penalizuje pomocnictwo w aborcji oraz wykonywanie aborcji z przyczyn pozaustawowych. WAŻNE: osoba, która przerywa swoją ciążę nie łamie prawa i nie grożą jej żadne konsekwencje prawno-karne.
W ostatnich kilku latach przed pseudowyrokiem Trybunału Przyłębskiej z 2020 r. w polskich szpitalach rocznie wykonywano 1000-1100 aborcji. Funkcjonował wtedy jeszcze trzeci wyjątek od zakazu: ciążę można było przerwać w przypadku, gdy płód był obciążony ciężkimi i nieodwracalnymi wadami. Po wykreśleniu tej przesłanki z ustawy w szpitalach drastycznie zmalała liczba aborcji – w 2021 r. było ich 107, w 2022 r. – 161. W zeszłym roku w aż 9 województwach szpitale nie wykonały ani jednej aborcji.
To nie znaczy, że aborcje się w Polsce nie dzieją!
Szacunkowo w Polsce rocznie ok. 100 tysięcy osób przerywa ciąże – przede wszystkim dzięki grupom samopomocowym i organizacjom pozarządowym. W Polsce działa Aborcyjny Dream Team, który współtworzy międzynarodową sieć #AborcjaBezGranic. Grupa edukuje, prowadzi aborcyjną infolinię (22 29 22 597) i pomaga w przerywaniu ciąży: metodą farmakologiczną (rekomendowaną przez WHO, czyli tabletkami: mifepristonem i misoprostolem, które można bezpiecznie przyjąć samodzielnie we własnym domu) oraz w zagranicznych klinikach. Sama #AborcjaBezGranic pomaga rocznie 44 tysiącom osób.
Udając się do polskiego szpitala w ciąży, która nam zagraża, lepiej wyposażyć się w numer telefonu do prawniczki Federy (Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny). Ginekolodzy i ginekolożki w ogromnej większości nie umieją i nie chcą robić aborcji, nawet z przesłanek gwarantowanych ustawą. Federa prowadzi w takich sprawach interwencje i pomaga pacjentkom egzekwować ich prawa.
Stosunek lekarzy i lekarek do aborcji oddają opisywane w mediach sprawy kobiet, którym odmówiono aborcji, mimo że była konieczna dla ratowania życia. Agata Lamczak, Justyna z Wodzisławia Śląskiego, Iza z Pszczyny, Anna ze Świdnicy, Agnieszka z Częstochowy, Marta z Katowic, Dorota z Bochni – to kobiety, które mogłyby dalej żyć, gdyby lekarze w porę zrobili aborcję. Obowiązujące w Polsce prawo – które zawdzięczamy również lekarzom – usprawiedliwia bierność i utrwala ich antyaborcyjne podejście. I nie jest to kwestia wyłącznie zaostrzenia prawa przez pseudowyrok Trybunału – Agata Lamczak, ofiara antyaborcyjnego prawa i lekarskiej bierności, zmarła w 2004 r.
Jakby tego było mało, proces działaczki Aborcyjnego Dream Teamu, Justyny Wydrzyńskiej, pokazał, że aktywistki, które wyręczają system zapewniając dostęp do aborcji są narażone na konsekwencje karne. Przepis z kodeksu karnego penalizujący pomocnictwo w aborcji zagraża również najbliższym osób w niechcianych ciążach: siostrom, matkom, przyjaciółkom, partnerom, mężom – bo to właśnie te osoby również pomagają w aborcjach.
Tak wygląda rzeczywistość aborcyjna w Polsce: lekarze nie chcą robić aborcji, prawo jej zakazuje, choć nie karze za przerwanie własnej ciąży, ale żaden zakaz nie sprawił jeszcze, że aborcji nie ma. Aborcja była, jest i będzie. Dzieje się codziennie, w każdej chwili, nawet teraz, gdy to czytasz. Ale nie dzieje się w ramach systemu ochrony zdrowia. System wyrzucił osoby potrzebujące aborcji poza swoje ramy i odpowiedzialność za nie przerzucił na barki organizacji pozarządowych i grup samopomocowych. To dzięki nim osoby w niechcianych ciążach mają dostęp do tabletek, którymi bezpiecznie mogą przerwać ciążę. To również dzięki nim mogą wyjechać na aborcję zagranicę, do klinik, w których zostaną potraktowane po ludzku, z empatią i poszanowaniem godności. To jednak obciążanie zagranicznych systemów opieki zdrowotnej.
Obecny układ jest totalnie nie fair.
I tutaj dochodzimy do kwestii, czy i jak temat aborcji powinien zaistnieć w kampanii wyborczej. Podkreślamy: temat, a nie „problem”, jak pisze Alina Kozińska-Bałdyga.
Aborcja nie jest problemem. Problemem jest ograniczanie dostępu do aborcji.
Kozińska-Bałdyga pisze, że „Obecnie istotą problemu aborcji jest pytanie: Co ważniejsze – prawo do życia czy prawo do wyboru; życie czy wolność? To jest pytanie filozoficzne. Każdy sam sobie musi na nie odpowiadać. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Dlatego jestem przeciwna zadawaniu go kandydatom do Parlamentu i wykorzystywaniu w kampanii wyborczej.”
To, co pisze Kozińska-Bałdyga w ogóle nie jest istotą dyskusji o aborcji. Dzięki pracy aktywistek i odwadze osób, które głośno mówią o swoich aborcjach, w mediach i szerzej, w dyskursie publicznym, pojawił się zupełnie nowy sposób mówienia o aborcji. Niewartościujący, ale bazujący na doświadczeniu. Mówienie prawdy o aborcji – o tym, że aborcja to doświadczenie 1/3 Polek, że pomagamy sobie nawzajem w aborcjach, gdy państwo ma nas gdzieś, że aborcje najczęściej mają matki, że podjecie decyzji o aborcji jest dla nas łatwe, a po aborcji czujemy ulgę, że w czasie i po aborcji krwawimy oraz że po aborcji jesteśmy głodne i jemy pizzę – buduje społeczne porozumienie i poczucie wspólnoty. Paradoksalnie także kolejne zamachy na nasze prawa zsolidaryzowały nas i przyczyniły się do rozpowszechnienia wiedzy o bezpiecznej aborcji farmakologicznej.
Skutecznie zmieniamy też język jakim dotychczas mówiło się o aborcji. Sformułowania nt. aborcji, jakimi posługuje się Kozińska-Bałdyga odchodzą na stałe do lamusa. To nasz sposób na zwalczanie aborcyjnej stygmy, która każe nam myśleć o aborcji, jako o czymś z definicji złym i że „to zawsze dramat”. Mówiąc normalnym, niestygmatyzującym językiem o aborcji jako doświadczeniu, jednej z decyzji, jakie podjęłyśmy w życiu, o tym, że nie wstydzimy się tego po latach oraz że był to dobry wybór – rozbijamy mur aborcyjnej stygmy.
Kozińska-Bałdyga przytacza oświadczenie Fundacji Obrony Życia im. Księdza Jerzego Popiełuszki z końcówki lat 80., w którym była mowa o „potrzebie budowania porozumienia społecznego w celu eliminowania zjawiska aborcji”.
Dzisiaj społeczne porozumienie budujemy na wspólnocie doświadczenia aborcji i chęci posiadania elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Aborcji nie ma być jak najmniej – aborcja ma być dostępna zawsze wtedy, gdy jest potrzebna.
Czy politycy i polityczki ubiegający/e się o miejsce w parlamencie mają pomijać nasze doświadczenia? Czy mają ignorować, że poza polski system opieki zdrowotnej wypychane jest jedno z najpowszechniejszych świadczeń medycznych na świecie? Czy mają przymykać oczy na to, że karna odpowiedzialność za empatię i odruch serca – bo tym jest pomoc w aborcji – grozi zarówno aktywistkom, jak i najbliższym osób w niechcianych ciążach? Czy wreszcie mają udawać, że nie wiedzą, że 70% społeczeństwa popiera dostęp do aborcji na NFZ do 12 tygodnia ciąży bez podawania powodu?
Obowiązkiem polityków i polityczek jest odpowiadać na społeczne potrzeby – szczególnie, gdy kolejne miesiące dostarczają nam tragicznych informacji śmierciach osób, którym nie zrobiono aborcji lub o osobach, które są prześladowane przez państwo, bo zrobiły sobie aborcję, jak Joanna z Krakowa. Dodatkowej kuriozalności przepisu o karalności pomocnictwa w aborcji dowodzi historia Oli z Warszawy, która naturalnie poroniła, a prokuratura i tak wszczęła postępowanie ws. pomocnictwa w aborcji, której… nie było. To ta sprawa, w której prokuratorka kazała przecedzać szambo przez sitko w poszukiwaniu poronionego płodu.
Aborcja, a konkretnie zapewnienie do niej realnego dostępu oraz wykreślenie pomocnictwa z kodeksu karnego, powinno być ważnym tematem kampanii wyborczej, a politycy i polityczki powinni przedstawić nam konkretne propozycje rozwiązań. Osoby, które potrzebują aborcji, to wyborcy i wyborczynie, którzy/re pójdą do urn. Mamy prawo wiedzieć, jakie poglądy i rozwiązania na temat aborcji prezentują politycy i polityczki. Jesienne wybory będą pierwszymi od czasu masowych protestów po pseudowyroku Trybunału w 2020 r. ws. aborcji. Pamiętamy tamten czas i tamte emocje. Wrócimy do nich podejmując decyzję, na kogo zagłosować.
Kozińska-Bałdyga piętnuje stosowanie poparcia dla liberalizacji przepisów ws. aborcji jako klucza dla otrzymania miejsca na wyborczej liście. Pisze, że rozumie dyscyplinę partyjną w sprawach gospodarczych, bo nie każdy poseł zna się na gospodarce.
Nie każdy poseł i nie każda posłanka zna się na aborcji. Powiemy więcej: zdecydowana większość posłów i posłanek nie wie o aborcji nic.
Jako aktywistki popularyzujące wiedzę o aborcji i pomagające w aborcjach oczekujemy od partii politycznych nie tylko, żeby wreszcie przestały mówić o ogólnikach i przedstawiły konkrety, ale też, aby słuchały co mają w tej kwestii do powiedzenia organizacje i aktywistki, które się na aborcji znają, bo codziennie w niej pomagają.
Jako wyborcy i wyborczynie chcemy głosować na konkretne rozwiązania, które uwzględnią perspektywę osób potrzebujących aborcji – od tego zależą nasze życia, nasze zdrowie, nasze rodziny i przyszłość. Dostęp do aborcji to kwestia bezpieczeństwa – naszego i naszych bliskich.