Czego nas historia uczy
Sam Wolski doskonale to rozumiał. W 1936 r. pisał tak: „Dzieje spółdzielczości pracy w ustroju prywatno-kapitalistycznym wymownie i niezbicie wykazują, że ruch ten w obu jego obecnych odmianach (spółdzielczość pracy w znaczeniu bardziej wąskim oraz spółdzielczość wytwórcza) primo – nie znajduje dla siebie warunków szerszego zastosowania i czepia się jedynie nieopanowanych jeszcze przez system kapitalistyczny marginesów życia gospodarczego, a secundo – wyrodnieje w niepomyślnych, a nawet wrogich dla siebie warunkach ustrojowych. Cały system otamowań, mających chronić spółdzielnie pracy przed wykolejeniem i degeneracją, przedstawiony w pracy niniejszej, jest jaskrawym świadectwem, jak dalece obecne warunki ustrojowe nie sprzyjają zdrowemu rozwojowi interesującego nas ruchu”.
Czy dzisiaj jest inaczej? Cóż więc może nauczyć nas ta historia? Chyba tylko tyle, że nie zawsze potrafimy wyciągać z niej odpowiednie wnioski.
Z ziemi włoskiej do Polski
Tu dochodzimy do istoty rzeczy. Dlaczego tak dobry pomysł jak spółdzielnie pracy z początku XX wieku i spółdzielnie socjalne z początku XXI wieku, choć bujnie rozwinął się we Włoszech, w Polsce nie miał i chyba wciąż nie ma takiego zamiaru?
Przypomnijmy, że Wolski zainteresował się włoskimi doświadczeniami, bo istniał tam szeroki ruch społeczny, który po latach przekształcił się ruch spółdzielni pracy, opierających się na zadaniach zleconych od samorządów. Te dobre doświadczenia zostały ubrane w przepisy prawne, co sprawiło, że ruch się rozwijał i czerpał ze zleceń państwowych.
Oto praktyka spowodowała, że uchwalono prawo. U nas takich doświadczeń nie było, więc władza nie widziała sensu zlecania, bo nie było kontrahentów po stronie społecznej. I odwrotnie, inicjatywy nie powstawały, bo nie było zleceń. Tak samo było ze spółdzielniami socjalnymi. Ich rozwój był wynikiem rozwoju inicjatyw zajmujących się usługami społecznymi. Problemem było iż „rozwój ten jednak napotkał przeszkodę w postaci przepisów prawnych: we Włoszech stowarzyszenie nie mogło bowiem prowadzić działalności wytwórczej ani żadnej mającej wymiar ekonomiczny. (…) Zrodził się zatem pomysł wykorzystania spółdzielni, jako prawnej formy działania takich organizacji” [Borzaga, Santuari 2005 s. 10].
Najpierw było działanie. Potem dopiero ustanawiano prawo. Czy da się odwrotnie? Tak jak jest dzisiaj w Polsce? Stworzyć prawne możliwości działania i czekać aż powstanie z tego ruch społeczny? Ja w to nie wierzę. Jeśli te dwie rzeczy się spotkają, będzie to raczej przypadek, a nie sprawcze działanie oświeconego rządu.
Budujemy od dachu
Miałem ostatnio burzliwą dyskusję na temat systemowego wsparcia, które realizowane jest dla przedsiębiorstw społecznych. Według mnie, poza stwierdzeniem, że system wsparcia jest potrzebny, nie ma w całej tej działalności sensu. System wsparcia jest potrzebny w sytuacji, kiedy istnieją podmioty ekonomii społecznej.
Co więcej próbuje się stworzyć system wsparcia dla tych, którzy tego wsparcia udzielają. Znów nie wierzę, że można wesprzeć systemowo system wsparcia, który powstał za wcześnie, zanim wykrystalizowały się potrzeby. Chociaż oczywiście każdą instytucję można jakoś wesprzeć – finansowo czy merytorycznie
I teraz to nie potrzeby ekonomii społecznej decydują o podaży usług, a wyobrażenia sponsorów i możliwości ośrodków wsparcia. Czy ta pomoc nie jest potrzebna? Myślę, że często jest. Mało tego, wierzę, że część tych porad i szkoleń może jakoś przyczynić się do rozwoju tego czy innego przedsiębiorstwa społecznego. Ale co do systemowej zmiany mam złe przeczucia…
Piotr Frączak
Przeczytaj wcześniejsze głosy w dyskusji:
Cytaty za:
Pobierz
-
201104271326560185
638766_201104271326560185 ・38.72 kB
-
201105041557020046
655777_201105041557020046 ・38.72 kB
-
201105111716580869
657472_201105111716580869 ・38.72 kB
-
201105151819460497
658157_201105151819460497 ・38.72 kB
Źródło: Ekonomiaspoleczna.pl