– Nigdy nie byłem klubowiczem. Nie spędzałem dużo czasu w knajpach. Teraz prowadzę dwie i są tygodnie, kiedy właściwie z nich nie wychodzę – śmieje się Michał Borkiewicz, jeden z założycieli Planu B i niedawno otwartego Powiększenia.
Czym się zajmuje
Prowadzi dwa warszawskie kluby - Plan B przy Pl. Zbawiciela i Powiększenie przy Nowym Świecie. Jest także jednym z pomysłodawców działającego w okresie wiosenno-letnim na Agrykoli miejsca spotkań - Plac Zabaw. - Kluby są tylko środkiem do celu. Chodzi o to, żeby stwarzać przestrzeń do robienia ciekawych rzeczy. Takich, które dają satysfakcję, takie, o których myślimy, że są ważne. To czym zajmuję się tak naprawdę, to promocja sztuki awangardowej, niezależnej muzyki, młodych artystów. Sztuki autorskiej. Sztuki autentycznej. Robię to, bo to jest moja pasja - tłumaczy Michał Borkiewicz (Borek).
Najważniejsza dla niego jest muzyka. Zajmuje się nią od wielu lat. Sam gra, min. z Piotrem Bukowskim, z którym kiedyś koncertował jako Stwory Wodne. Mówi o sobie - animator kultury. Angażuje się w prace Komisji Dialogu Społecznego ds. Muzyki, która działa przy stołecznym Biurze Kultury.
Wspólnie z przyjaciółmi założył Stowarzyszenie Plan B. W czerwcu będzie współorganizował festiwal sztuki dźwięku "Musica Genera", który w tym roku będzie proponował koncerty i akcje min. w Teatrze Dramatycznym, Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Powiększeniu. Od 6 lat impreza odbywa się w Szczecinie – w tym roku cieszące się ogromną popularnością święto muzyki eksperymentalnej dzięki staraniom stowarzyszenia przywędruje do Warszawy.
Dlaczego to robi?
Chciał otworzyć prężnie działające centrum muzyczne. - Często słyszę, że powtarzamy Le Madame, Jazzgot, ale tak naprawdę brakowało nam w mieście takich miejsc, gdzie moglibyśmy uczestniczyć w rzeczach, które nas naprawdę interesowały. Chcieliśmy ściągać do siebie młodych artystów, ludzi jeszcze nieznanych, którzy mają duży potencjał. Takich, którzy dużo potrafią z siebie dać - wspomina Borek.
Miejsca na klub szukał ze znajomymi przez długi czas. Przygodę z Planem B zaczął jeszcze, będąc na Politechnice Warszawskiej. Studiował ochronę środowiska na Wydziale Inżynierii: - Wtedy chciałem walczyć o czystą atmosferę, okazało się, że niedługo po skończeniu szkoły zająłem się budowaniem pozytywnej atmosfery w mieście. Nie żałuję - śmieje się. I dodaje: - Jak zaczynałem, nie wiedziałem, jak się za to zabrać. Wszytko było zupełnie nowe. Nieznane. Udało się, bo bardzo tego chciałem - przyznaje. Pomogły mu zebrane wcześniej doświadczenia. Miedzy innymi pół roku spędzone w fabryce PZO i współpraca z Martą Wójcicką przy realizacji związanego z tą przestrzenią projektu artystycznego.
Teraz, po kilku latach menegerowania wie, że oprócz zapału i pasji równie potrzebny jest dobry biznesplan. Do współpracy chętnie zaprasza niszowych artystów i jest otwarty na choćby najmniejsze działania społeczne. Coraz mniej interesuje go organizowanie imprez, na które przyjdzie garstka zapaleńców - choć jak deklaruje jest jednym z nich. Z myślenia o rozszerzaniu swojej działalności wzięło się Powiększenie. Duża przestrzeń, która generuje nowe możliwości.
W tym, co robi, zależy mu przede wszystkim na popularyzowaniu kultury niezależnej i wciąganiu w jej obieg ludzi, którzy wcześniej nie mieli z nią wiele do czynienia. - Chciałem stworzyć przestrzeń, w której ludzie będą mogli czuć się dobrze. U siebie. Miejsce dla takich ludzi, jak jeden z naszych menegerów - Krawiec, który trafił do nas z Lublina i był w Warszawie totalnie zaganiany, zestresowany. Czuł się obco. Chciałbym, żeby Warszawa mogła oferować takie miejsca, gdzie różni ludzie znajdą coś dla siebie, gdzie połączy ich podobna energia. Fajnie, jak promieniuje i pokazuje, że stolica nie zawsze musi być anonimowa i wielkomiejska - wyjaśnia Michał.
Największy sukces
- Wydaje mi się, że sporym sukcesem w kontekście tego, co zaczęliśmy w Planie B, jest to, że robiąc rzeczy niepopularne, staliśmy się naprawdę popularni. To jest dla nas ważne i budujące. Mówiąc krótko: konsekwencja działa - przyznaje Borkiewicz.
Na samym początku przygody z kulturą niezależną miał, podobnie jak pracujący z nim Bebech wiele wątpliwości. Nie raz wysiłek włożony w organizację jakiegoś wydarzenia był odwrotnie proporcjonalny do zainteresowania odbiorców. Michał przyznaje, że były momenty, kiedy zastanawiał się, czy to, co robi ma sens. Chwile zwątpienia pojawiały się wtedy, kiedy było za dużo pracy, kiedy na wiele rzeczy po prostu brakowało pieniędzy.
Najbardziej cieszy się, że przetrwał te trudne momenty. Teraz może robić to, co zawsze chciał: -Widzę, że jest dobra koniunktura na aktywność, na robienie fajnych rzeczy, na wychodzenie z inicjatywą. Może to przejściowa moda, może poza, ale to nic - liczy się przede wszystkim to, że coraz częściej ludziom się chce - podsumowuje.
Największa porażka
Nie przypomina sobie żadnej spektakularnej porażki. Codziennie coś się udaje, a coś wychodzi trochę mniej. Żałuje, kiedy z powodów formalnych upadają wartościowe inicjatywy. - Szkoda, jak biurokracja hamuje impet działania - mówi w kontekście uruchamianego Placu Zabaw i dodaje: - W tym roku pewnie też się spóźnimy, ale wystartujemy!
Najbardziej lubi
Lubi mieć luz. Bo ostatnio rzadko ma czas tylko dla siebie. Lubi czasem siedzieć i myśleć"o niczym". Lubi muzykę. Lubi grać.
Plany na przyszłość
- Nie powiem. Niech to pozostanie tajemnicą - żartuje.
Źródło: inf. własna