Ksiądz Jan Kaczkowski (bioetyk, wykładowca) z datków wybudował w Pucku Hospicjum im. Ojca Pio, a teraz częściowo z datków je utrzymuje. W Gazecie Wyborczej opowiada o żebraniu, o darczyńcach i o tym, dlaczego nie dręczy go sumienie, że wyręcza państwo w sprawach, którymi powinno się zajmować.
„W pewnym momencie miałem dylemat etyczny, że wyręczam państwo. I pewnie Jurek Owsiak i jego ludzie mieli podobny, bo zajmują się problemami, o które powinno zatroszczyć się państwo. Słyszałem kiedyś rozmowę, w której ktoś od Owsiaka mówił, że ludzie z Ministerstwa Zdrowia patrzą, na co pójdą pieniądze z Orkiestry i obcinają tam dofinansowanie. (…)
Ale po przemyśleniu uspokoiłem się - oczekiwanie, że państwo da, państwo zrobi, stwarza coś na kształt homo sovieticusa, o którym mówił ksiądz Józef Tischner. Jeżeli wszyscy będziemy myśleć, że państwo wszystko powinno, a co za tym idzie, wszystko może - to ta postawa zaowocuje społecznym bezruchem, swoistym otępieniem. Ruch społeczny polegający na tym, że jedni coś organizują, a inni dają na to pieniądze albo pomagają osobiście, jest bardzo ważny. Oczywiście ileś tam osób zarabia i żyje, pracując w wielkich fundacjach, ale inaczej się nie da. Można to nazwać dobroczynnym biznesem. I taka działalność ma swój dobroczynny wpływ na ludzi - aktywizuje ich, powoduje, że biorą sprawy w swoje ręce. Nie siedzą wkurzeni na fotelu, z nogą założoną na nogę i nie powtarzają: "niech państwo mi da, bo mi się należy". Akcje społeczne aktywizują, uczą odpowiedzialności za otoczenie, budują po prostu społeczeństwo obywatelskie. A oprócz tego, że Orkiestra wyposaży jakiś szpital, czy kupi respiratory dla placówek z połowy kraju, musimy pamiętać - dzięki akcjom Jurka Owsiaka uratowano życie i zdrowie iluś tam osobom."