Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Zbiór przemyśleń na temat polskich i islandzkich doświadczeń w budowaniu demokracji uczestniczącej.
Gdyby twórcy filmu „Wielkie nadzieje” zawitali w początkach grudnia do Instytutu Spraw Obywatelskich, tytuł ich ekranizacji z pewnością oddałby nastrój panujący w INSPRO. Wszystko to za sprawą zbliżającego się wyjazdu do Islandii, organizowanego w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Reklama
Zamrożona konstytucja
Wyjazd, choć zimowa Islandia jest nader urokliwa, zdecydowanie nie miał służyć zamorskiej turystyce. Naszą misją było nawiązanie współpracy z islandzkimi organizacjami pozarządowymi oraz poznanie ich doświadczeń w zakresie budowania demokracji uczestniczącej. Prognozy na ten temat były optymistyczne. „Obywatele Islandii zrealizowali w pełni swój projekt zmiany systemu politycznego, opracowując tekst konstytucji, której zasady – jeśli zostaną wcielone w życie – gwarantowałyby prawdziwą demokrację i poszerzenie fundamentalnych praw człowieka” – pisał Manuel Castells[1]. Autor „Sieci oburzenia i nadziei” odnosi się w swoim tekście do nowej konstytucji Islandii, której utworzenie przez obywateli było reakcją na kryzys ekonomiczny i powiązany z nim kryzys zaufania społecznego po 2008 roku. Castells wskazuje w tym samym opracowaniu, że według badań społecznych, tylko 11% islandzkich obywateli miało w owym czasie zaufanie do parlamentu, co jest wartością skrajnie niską, biorąc pod uwagę ponad tysiącletnią tradycję parlamentarną w tym kraju.
Sam proces tworzenia nowej konstytucji był rzeczywiście dość rewolucyjny. Mianowana przez Parlament, 25-osobowa obywatelska Rada Konstytucyjna, w oparciu o nieustanne konsultacje społeczne, prowadzone przy użyciu takich m.in. mediów jak Facebook czy Twitter, opracowała piętnaście wersji dokumentu, z których po dalszych uzgodnieniach wybrano jedną. Co dalej? Odbyło się referendum, nowa ustawa zasadnicza została przyjęta przez obywateli, po czym… wylądowała w zamrażarce (choć, biorąc pod uwagę tak klimat samej Islandii, jak występujący w tym kraju klimat polityczny, należałoby raczej mówić o wiecznej zmarzlinie...). W następstwie dość mglistych działań opozycji, islandzki parlament – Althingi – nie podjął głosowania nad nową Konstytucją[2], przekreślając wielomiesięczne wysiłki włożone w jej powstanie. Wraz ze zwycięstwem konserwatystów w kolejnych wyborach parlamentarnych w kwietniu 2013 roku, szanse na przyjęcie obywatelskiej konstytucji zostały całkowicie utracone na wiele najbliższych lat[3]. Obywatelom, z jednej strony zniechęconym porażką, z drugiej, mniej już zdeterminowanym dzięki zażegnaniu kryzysu finansowego, brakło woli i energii do działania, by skutecznie walczyć o uznanie własnych postanowień.
Rozmawialiśmy o tej sytuacji z przedstawicielami organizacji Citizens Foundation, opowiadając zarazem, jak wygląda kwestia uznawalności referendów oraz Obywatelskich Inicjatyw Ustawodawczych w Polsce. Nie są zdziwieni – mówią, że w większości państw europejskich, do których jeżdżą, słyszą tę samą historię – demokracja uczestnicząca to fikcja, bo narzędzia mające ją umożliwiać nie funkcjonują należycie. Przekształcenia prawa na poziomie makro są prawie niemożliwe do przeprowadzenia, bo za każdym razem blokuje je naturalna impregnacja systemu na zmianę.
Better Reykjavik
Zarazem jednak nasi rozmówcy podkreślają, że problem leży głębiej, niż tylko w samych narzędziach systemowych. Jego źródłem jest również niechęć zmęczonych polityką obywateli do uczestniczenia w życiu publicznym. Dopóki ludzie nie nauczą się brać spraw w swoje ręce, będą musieli godzić się na reguły, jakie narzuca im system. Uczestnictwo zaś zaczynać się powinno już na poziomie lokalnym – miasta czy gminy. Stąd właśnie członkowie Citizens Foundation wpadli na pomysł inicjatywy, która będzie angażowała ludzi właśnie na najprostszym poziomie. Better Reykjavik, bo tak nazywa się ich akcja, ma służyć włączeniu głosu obywateli w procesy decyzyjne dotyczące miasta i jego mieszkańców. Twórcy inicjatywy i władze miasta uważają, że wybrana przez nich forma udziału w lokalnym życiu politycznym powoduje znaczne zwiększenie stopnia uczestnictwa w porównaniu do tradycyjnej, formalnej drogi partycypacji.
Mechanizm jest prosty: na specjalnie do tego powołanej platformie internetowej mieszkańcy dodają swoje pomysły na zmiany, innowacje itp. w swoim mieście. Przyporządkowane są one do kilku różnych obszarów tematycznych, odpowiadających konkretnym komisjom w Radzie Miasta. Są to m.in. takie pola jak: planowanie przestrzenne, transport, zdrowie i opieka społeczna, sport, kultura i sztuka[4]. Następnie ich koncepcje poddawane są pod dyskusję innych uczestników portalu. Twórcy witryny podzielili pojawiające się argumenty na dwie kolumny – „za” i „przeciw”. Sprzyja to konstruktywnemu kształtowaniu własnej argumentacji i zarazem przeciwdziała szermierkom słownym, skupionym jedynie na negowaniu cudzych wywodów. Nad każdym pomysłem trwa głosowanie. Co miesiąc władze miasta wybierają kilkanaście najbardziej popularnych idei i dyskutują nad wprowadzeniem ich w życie. Narzędzie pełni więc rolę analogiczną do inicjatywy uchwałodawczej, ale w przystępnej dla obywateli, wygodnej w obsłudze formie[5].
Ten sam schemat został po pewnych modyfikacjach wykorzystany przez władze Reykjaviku również przy inicjatywie Better Neighbourhood, poświęconej głosowaniu nad miejskim budżetem partycypacyjnym. A że Citizens Foundation chętnie dzieli się swym patentem z innymi miastami, może warto pomyśleć o przeniesieniu dobrych praktyk z Reykjaviku także na polski grunt? W większości naszych miast i gmin temat inicjatywy uchwałodawczej leży odłogiem. Jak mówi Joanna Załuska z Fundacji Batorego: „Jesienią tego roku uczestnicy akcji Masz Głos, Masz Wybór sprawdzili 199 gmin. Okazało się, że tylko w 27 z nich mieszkańcy mogą zgłaszać własne projekty uchwał”[6].
Wprawdzie dalecy jesteśmy od polecania narzędzia stworzonego przez Citizens Foundation jako panaceum na wszystkie problemy naszych samorządów, ale też dostrzegamy jego potencjał w działaniach na rzecz demokracji partycypacyjnej. Nie bez powodu zdecydowaliśmy się na skorzystanie z doświadczeń islandzkich przyjaciół, zapraszając ich do współpracy przy złożonym do oceny projekcie dotyczącym narzędzi demokracji uczestniczącej w Polsce. Jesteśmy bowiem przekonani, że połączenie budowanej oddolnie partycypacji społecznej z ciągłą pracą nad udoskonalaniem istniejących narzędzi, sprzyjać będzie swoistemu sprzężeniu zwrotnemu w podejściu obywateli do udziału w życiu politycznym. Im większe bowiem poczucie własnej mocy sprawczej, tym większa chęć do zwiększania własnego zaangażowania oraz do monitorowania, czy owo zaangażowanie jest właściwie przekuwane na działania polityków i dostępne instrumenty prawne.
Jak zauważył w trakcie rozmowy o edukacji inny z naszych islandzkich rozmówców, Kirsten Mar z ALDA: „Szkoła nie może uczyć dzieci demokracji, dopóki sama nie będzie demokratyczna”. To samo dotyczy jednak wszystkich innych instytucji życia publicznego. Jesteśmy przekonani, że dopiero działanie na wielu poziomach, począwszy od tego najniższego, najbardziej lokalnego, a skończywszy na poziomie ogólnonarodowym, umożliwi budowanie demokracji takiej, jaką chcielibyśmy ją widzieć. A zatem: próbujmy! Wszystko w naszych rękach.
Monika Stasiak
Instytut Spraw Obywatelskich
(śródtytuły pochodzą od redakcji)
[1] Manuel Castells, Sieci oburzenia i nadziei, Warszawa: PWN, 2013, s. 55.
[3] Ciekawą szczegółową analizę przypadku islandzkiego, można przeczytać na portalu Open Democracy: Thorvaldur Gylafson, Democracy on ice: a post-mortem of the Icelandic constitution,
[4] Jak pokazują jednak badania prowadzone na bieżąco przez Urząd Miasta, największą popularnością cieszą się te idee, które dotyczą właśnie kwestii planowania przestrzennego i zagospodarowania przestrzeni. Blisko połowa dodawanych na portalu pomysłów dotyczy właśnie tego obszaru.
[5] W dodatku cechuje się ono znacznie większą skutecznością, bo jak czytamy na stronie Better Reykjavk, na 377 zgłoszonych inicjatyw, 142 zakończyły się sukcesem. Odrzuconych zostało 80, a 155 jest dalej rozpatrywanych.
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.