Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
O wadach i zaletach warszawskich ulic i placów rozmawiamy z Pauliną Sikorską i Maciejem Sulmickim, autorami raportu: „Czy Warszawa jest otwarta na przestrzenie publiczne?”
Rafał Gębura, warszawa.ngo.pl: – Spotykamy się na placu Unii Lubelskiej. W raporcie, który przygotowaliście, można przeczytać, że to zły przykład przestrzeni publicznej. Dlaczego?
Maciej Sulmicki: – Zdecydowana większość przestrzeni na placu podporządkowana jest samochodom. Brakuje tu miejsca dla pieszych, którzy chcieliby pospacerować, zajrzeć w sklepowe witryny, zatrzymać się i porozmawiać.
Reklama
Paulina Sikorska: – Poza tym, jest głośno i nieprzyjemnie. A skoro sama przyjemność przebywania w tym miejscu jest wątpliwa, to znak, że coś z tą przestrzenią jest nie tak.
Jak zmienilibyście to miejsce?
M.S.: – Plac jest dość duży, ale większość jego powierzchni zajmują wielopasmowe ulice. Należałoby je zwęzić, za to poszerzyć chodniki, wyznaczyć drogę dla rowerów, zasadzić kilka drzew, postawić ławki...
P.S.: – 750 metrów na północ znajduje się plac Zbawiciela. Oba place są do siebie bardzo podobne pod względem architektonicznym, ale tak naprawdę są całkowicie inne, bo plac Zbawiciela, w odróżnieniu od placu Unii Lubelskiej, to jedno z ulubionych miejsc warszawiaków.
Dlaczego tak jest?
P.S.: – Na placu Zbawiciela są szersze chodniki, są drzewa i żywopłoty. Ulice, które przecinają plac, są węższe, przez co ruch uliczny jest mniejszy. Zabudowa jest bardziej jednolita, są arkady…
M.S.: – … i nie ma świateł. Można przechodzić przez pasy w swoim tempie, co sprawia, że poruszanie się wokół placu zajmuje znacznie mniej czasu niż w przypadku placu Unii Lubelskiej.
Plac Unii Lubelskiej wypada więc blado. A jak wygląda jakość przestrzeni publicznej w całym mieście?
P.S.: – Z roku na rok jest coraz lepiej, ale widać, że działania podejmowane przez miasto są doraźne. Tu kawałek, tam kawałek. Ja nie wiem na przykład, jak za rok albo pięć lat będzie wyglądała przestrzeń w okolicy mojego domu. Brakuje spójnego planu działania, który mówiłby jasno, że w tym i tym roku zostanie zrobione to i to. Wiele spraw nie jest uporządkowanych. W Warszawie są miejsca, których zielenią zajmują się… 24 podmioty. Łatwo wyobrazić sobie, jak wygląda współpraca pomiędzy nimi. To nie ma prawa się udać, nawet gdyby intencje wszystkich były jak najlepsze.
M.S.: – Zasadniczy problem w Warszawie jest taki, że ulice, które mogą i powinny być przestrzenią publiczną, przeznaczane są głównie pod ruch samochodowy i parkingi. Przykładem niewykorzystanego potencjału jest chociażby ulica Lwowska, położona przy placu Politechniki. Jej architektura jest dość przyjemna, ale pieszy właściwie nie ma możliwości się nią delektować, bo jest ściśnięty na wąskim chodniku. Co ciekawe, chodnik po obu stronach ulicy mógłby być szerszy, ale nie jest, bo na jego większej części wydzielono miejsca parkingowe.
P.S.: – Analizowaliśmy, jak dokładnie wygląda tam podział przestrzeni. Dla samochodów przeznaczono około 81 proc. szerokości ulicy, dla pieszych – około 19 proc. Podobnie jest w wielu innych miejscach, ale na szczęście są też pozytywne przykłady, gdzie proporcje zmienia się na korzyść pieszych. Po remoncie ulicy Świętokrzyskiej, spacerujący mają do dyspozycji mniej więcej połowę ulicy, co zdecydowanie poprawiło jakość tej przestrzeni. Niestety nie obyło się bez wpadek – zabrakło miejsca na zieleń, czego efektem są stojące donice.
Z raportu wynika, że rola zieleni w Warszawie jest niedoceniona.
P.S.: – W sferze deklaracji urząd miasta bardzo troszczy się o przestrzenie zielone, ale kiedy przeanalizuje się działania, które w rzeczywistości są podejmowane, można wywnioskować coś zupełnie odmiennego. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, bilans drzew w Warszawie rok w rok jest ujemny. Jest ich po prostu coraz mniej.
M.S.: – Z drugiej strony, gołym okiem widać, że mieszkańcom bardzo zależy na zieleni. Przeanalizowaliśmy projekty zgłaszane w ramach budżetu partycypacyjnego i okazało się, że ogromna przewaga projektów związanych z przestrzenią publiczną dotyczy właśnie zieleni. Zieleń mogłaby zastąpić wiele sztucznych elementów, takich jak chociażby metalowe barierki, których mamy w tej chwili zdecydowanie za dużo.
Nie są potrzebne?
M.S.: – Często mówi się o grodzeniu osiedli i zawłaszczaniu przestrzeni przez podmioty prywatne, ale jakoś na drugi plan schodzi fakt, że największym grodzącym w mieście jest… miasto. Urzędy stawiają różnego rodzaju płoty i barierki wzdłuż jezdni, wiat przystankowych czy dróg dla rowerów.
Tego typu ogrodzenia są gdzieniegdzie przydatne, jednak w Warszawie są zdecydowanie nadużywane. Na ulicy Żelaznej, około 100 metrów od siedziby Zarządu Dróg Miejskich, jest pięć rzędów barier, z czego każda w innym stylu. Jest nieestetycznie, ale też trudniej jest się poruszać.
Barierki i słupki stawia się mówiąc, że chodzi o bezpieczeństwo, ale z tym różnie bywa. Ostatnio na Puławskiej doszło do wypadku, na skutek którego autobus rozgniótł pieszego o barierkę. Przez to, że tam stała, nie mógł się ewakuować.
P.S.: – Przykład Londynu pokazuje, że od metalowych płotków już się odchodzi. Do tej pory zlikwidowano tam już ponad 100 km barierek.
A jak wypada przestrzeń publiczna w centrum miasta?
P.S.: – Na wstępie warto zastanowić się, co nim w ogóle jest. Na potrzeby raportu przeprowadziliśmy ankietę na niedużej próbie mieszkańców Warszawy. Okazało się, że największa grupa badanych (36 proc.) utożsamia centrum miasta z rondem Dmowskiego, czyli skrzyżowaniem Alej Jerozolimskich z Marszałkowską. Gdybyśmy przeprowadzili podobną ankietę w mniejszym mieście, z pewnością większość osób powiedziałaby, że centrum jest gdzieś przy rynku albo jakimś głównym placu. Tymczasem w Warszawie ludzie wskazują główne skrzyżowanie. Kiedy pytaliśmy ich, dlaczego akurat rondo Dmowskiego, większość osób nie potrafiła odpowiedzieć. Wskazywali jedynie na fakt, że są tam przystanki komunikacji miejskiej o nazwie „Centrum”.
Jeśli więc uznamy, że centrum miasta to rondo Dmowskiego, to centrum Warszawy nie wypada najlepiej. Nie ma tam specjalnie atrakcyjnych terenów, w których można by usiąść i porozmawiać. Są za to nieprzyjemne przejścia podziemne, drogi z szerokimi jezdniami, duże skrzyżowania i permanentny hałas.
Paulina Sikorska – członkini Zarządu Oddziału Warszawskiego Towarzystwa Urbanistów Polskich, odznaczona srebrną odznaką honorową TUP; przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. Ochrony Dziedzictwa Kulturowego przy Biurze Stołecznego Konserwatora Zabytków; autorka licznych publikacji z zakresu planowania strategicznego i zagospodarowania przestrzennego.
Maciej Sulmicki – prezes stowarzyszenia Zielone Mazowsze; współautor Strategii rozwoju województwa mazowieckiego do 2030 roku (w tym obszaru „Przestrzeń i transport”); autor monografii na temat obsługi komunikacyjnej Obszaru Metropolitalnego Warszawy pod kątem trwałego i zrównoważonego rozwoju, koordynator projektu „Miasto dla ludzi: współpraca na rzecz przestrzeni przyjaznej dla mieszkańców”.
Raport „Czy Warszawa jest otwarta na przestrzenie publiczne?” został przygotowany w ramach projektu „Miasta dla ludzi: współpraca na rzecz przestrzeni przyjaznej dla mieszkańców”, realizowanego w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.