Dawno temu, w PRL… władza szukała "wentyli" dla młodzieży
KUBA WYGNAŃSKI: W drugiej połowie lat 80. władza postanowiła „ratować” młodzież przed zaangażowaniem w opozycję, oferując propozycje alternatywne – koncerty i festiwale kabaretowe.
W 1989 roku trafiłem do jednego z powstających wówczas w całej Polsce Komitetów Obywatelskich. Wokół nich wrzała aktywność. Ludzie angażowali się w nie z różnymi intencjami, od roszczeniowych po altruistyczne, ale były to moim zdaniem złote godziny aktywności obywatelskiej. I nie wiem, czy kiedyś jeszcze takie nastaną.
Jak wszyscy wiedzą, w Komitecie „nosiłem teczkę” za Henrykiem Wujcem – byłem (i wciąż jestem) bardzo z tego dumny. W Komitecie, bodajże w Komisji Charytatywnej, spotkałem niejakiego Pawła Łukasiaka, który musiał uporać się m.in. z napływającymi do Komitetu listami. Były ich tysiące. Ludzie intuicyjnie czuli, że w Komitetach wykluwa się nowa władza i nowa nadzieja na to, że sprawy często od dawna nierozwiązane uda się jakoś naprawić. Olbrzymia też była liczba ofert pomocy, informacji o spontanicznie formujących się inicjatywach pomocy i solidarności. W Komisji starano się tym zająć, co często polegało na łączeniu tych, którzy pomocy potrzebują z tymi, którzy jej mogą udzielić. W ten sposób powstawały liczne wtedy w Polsce grupy i instytucje samopomocowe, bo na państwo – ani wcześniej, ani w momencie zakładania komitetów, nie można było (jeszcze) liczyć.
Ja przyszedłem do Komitetu jako „chłopak znający się na komputerach” i stworzyłem dla kogoś z Komisji rodzaj bazy danych porządkującej informacje o takich właśnie oddolnych inicjatywach. Później przerodziło się to w Bank Informacji Samopomocy Społecznej KLON. Najpierw jako projekt Uniwersytetu Warszawskiego, potem jako część Fundacji Bez Względu na Niepogodę, a następnie jako odrębne Stowarzyszenie Klon/Jawor.
Z czasów studenckich pamiętam natomiast, jak w drugiej połowie lat 80. władza postanowiła „ratować” młodzież przed zaangażowaniem w opozycję, oferując propozycje alternatywne. Powstawały więc różnego rodzaju koncesjonowane przez władzę ruchy i organizacje – na przykład Ruch Ekologiczno-Pokojowy „Wolę Być”, który wyłonił się w 1984 r. z grona czytelników tygodnika „Na przełaj”. W moim odczytywaniu ówczesnej sytuacji były to pewnego rodzaju „wentyle”. Władza próbowała znaleźć miejsce, w którym młodzież, owszem, znajdzie miejsce dla swojej aktywności, ale nie bezpośrednio w kwestiach politycznych.
Nieco podobne funkcje pełniło Zrzeszenie Studentów Polskich (ZSP), założone jeszcze w latach 50. popularnie określana jako „zsyp”. Sponsorowano więc również rozmaite koncerty lub festiwale kabaretowe – z założeniem: niech sobie młodzież użyje. Nie bywałem na nich i w ogóle wydawało mi się to wtedy formą „rozmiękczania” oporu – co zresztą nie było szczególnie trudne, bo środowisko młodzieżowe było już bardzo zmęczone, znużone i przytłoczone wszechobecną beznadzieją i szarością. Formą skromnego bardzo oporu było niezapisywanie się do tego rodzaju przedsięwzięć. Należałem wtedy do środowiska, w którym słuchało się niemal wyłącznie trzech „panów K.” (Kaczmarski, Kleyff, Kelus).
Oczywiście, różnice te były znacznie głębsze i dotyczyły czegoś więcej niż muzyczne gusta. Trzeba pamiętać o dużym znaczeniu, jakie odegrało wtedy środowisko odbudowującego się NZS (Niezależne Zrzeszenie Studentów), ruch "Wolność i Pokój", które stanowiły bardzo ważny (chwilami wybuchowy) składnik recepty na zmianę, jakiej byliśmy świadkami 25 lat temu.
Źródło: inf. własna ngo.pl