Dawno temu, w PRL... kolportowaliśmy bibułę w puszkach na brzoskwinie
PIOTR FRĄCZAK: U rodziców, w szafie pod butami zgodnie przechowywało się kilkanaście egzemplarzy różnych wydawnictw – od socjalistycznych po prawicowe. Zgodnie tam współegzystowały, bo ważniejszy w tamtych czasach był opór wobec państwa, a nie wzajemne animozje światopoglądowe – wspomina Piotr Frączak w naszym jubileuszowym cyklu „Dawno temu, w PRL…”.
Pamiętam, jak w czasach PRL kolportowano niezależne wydawnictwa. Moi rodzice prowadzili skład. Oznaczało to, że w szafie pod butami mają wyznaczone miejsce, w którym jednorazowo składowali po kilkanaście egzemplarzy różnych wydawnictw, od socjalistycznych po prawicowe. Ważniejsze w tamtych czasach był opór wobec państwa, a nie wzajemne animozje światopoglądowe, więc w szafie dość zgodnie współegzystowała bibuła różnych proweniencji – od „Niepodległości” po wydawnictwa PPS-u. Po bibułę zjawiał się ktoś zaufany i kolportował dalej – książki wędrowały do osób prywatnych, a prasa na uczelnie i do zakładów pracy. Jeśli kontakt nie był sprawdzony – rodzice nie wpuszczali do domu.
Ja nie mieszkałem już wówczas z rodzicami, tylko – niezameldowany – we własnym mieszkaniu. Brak meldunku się przydawał, bo po wylegitymowaniu milicja nie mogła do mnie trafić, choć trafiała do rodziców. Po jednej z takich wizyt rodzice dla bezpieczeństwa przerwali kontakt z siecią dystrybucyjną Tygodnika „Mazowsze”, zawracając na przystanku dziewczynę z bibułą. Jednak skrytka pod butami przetrwała aż do 1989 roku.
W ogóle byłem z innego nurtu niż rodzice i od 1984 r. współredagowałem lewicowe pismo „Front Robotniczy”, którego celem była samorządność pracownicza. Drukowaliśmy go w różnych drukarniach, po wpadce przenieśliśmy się m.in. do drukarni „Robotnika”, ale także na…. Śląsk. Współpracowaliśmy wówczas ze strukturami Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki, który propagował idee strajku czynnego, popularne w Solidarności w 1981 roku. Kolportowaliśmy też wydawane we Francji pismo IV Międzynarodówki „Inprekor” po polsku. W celu nawiązania kontaktu z Sekretariatem Międzynarodówki udaliśmy się do Francji. W podaniu o paszport napisaliśmy „wizyta towarzyska na zaproszenie prywatne”. Faktycznie, ktoś wystawił nam prywatne zaproszenie i… udało się. Transporty „Inprekora” przychodziły do Polski zamknięte… w puszkach na brzoskwinie w syropie.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)