Liczba cudzoziemców przebywających w Polsce nielegalnie stale wzrasta. Nieuregulowany status prawny nie jest jednak tylko wynikiem ich zaniedbania. Urzędy same „produkują” nielegalnych imigrantów – mówią przedstawiciele organizacji pozarządowych. Migranci będą apelować o przeprowadzenie abolicji i proszą o wsparcie. Pod Sejm wyjdą 22 października.
– Dam ci prosty przykład: za minutę kończy ci się czasowy bilet albo światło na przejściu dla pieszych zaczyna migać na czerwono, kiedy jesteś w połowie pasów. Co czujesz? Chciałabyś tak żyć cały czas? – pyta Sasza.
Sasza pochodzi z Ukrainy, jest opiekunką. Mija ósmy rok jej pobytu w Polsce. Nie ma uregulowanego statusu prawnego – w Warszawie przebywa nielegalnie.
– Nie chcę mieć przywilejów. Chcę płacić podatki, wystawiać rachunki - mówi. - Jeśli stanie mi się coś poważnego, polski szpital narażę na koszty. Po co?
Do Centrum Powitania przy ul. Górskiego zapukała tuż po jego otwarciu.
– Chciała dowiedzieć się, czym nasza oferta różni się od tej, którą proponują urzędy i instytucje publiczne. Pytała o dostępne rozwiązania, które pomogłyby jej zalegalizować pobyt i wyjść z szarej strefy – wspomina Ksenia Naranovich, prezeska Zarządu Fundacji Rozwoju "Oprócz Granic", prowadzącej Centrum.
To do Kseni Sasza napisała w styczniu 2010 mejla, w którym podzieliła się z nią swoim noworocznym postanowieniem: chciała zmienić nie tylko własną sytuację, ale nagłośnić szerzej problemy nielegalnych imigrantów przebywających w Polsce. Obiecywała, że zrobi wszystko, co będzie mogła, ale potrzebuje wsparcia.
– Usłyszałam, jak ówczesny rzecznik praw obywatelskich, Janusz Kochanowski zaapelował o abolicję podczas rozmów o nowelizacji ustawy o cudzoziemcach. A tak już mam, że muszę działać – mówi Sasza.
Abolicja bez odzewu
Od wprowadzenia demokracji w Polsce przeprowadzono dwie abolicje – w 2003 i 2007 roku. Skorzystał z nich śladowy procent imigrantów. Powód?
– W obydwu przypadkach abolicje były bardzo słabo nagłośnione. Tak jakby celowo miały przejść niezauważone – mówi Sasza. – Zabrakło rzetelnej kampanii informacyjnej przeprowadzonej w odpowiedni sposób.
– Drugim błędem były zaporowe warunki, których wymagano od imigrantów, np. udokumentowany 6- bądź nawet 10-letni pobyt, zezwolenie na wykonywanie pracy czy umowa najmu mieszkania – dodaje Ksenia Naranovich.
– Samo słowo „abolicja” niewiele cudzoziemcom mówi – wymienia dalej Sasza.
Przedstawiciele kilku organizacji pozarządowych mieli okazję spotkać się z Piotrem Stachańczykiem, podsekretarzem stanu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji na początku lipca. Przekonywali go o znaczeniu abolicji dla sytuacji migrantów oraz zapewnili, że są gotowi aktywnie wesprzeć MSWiA w przeprowadzeniu abolicji na odpowiednią skalę. P. Stachańczyk mówił, że abolicja jest prawdopodobna, ale projekt nowelizacji ustawy, w którym znajdą się odpowiednie przepisy, będzie konsultowany z organizacjami pozarządowymi we wrześniu. Wrzesień minął, a na stronie MSWiA nadal nie ma projektu o zmianie ustawy o cudzoziemcach.
Jeden imigrant, jeden powód
Jeszcze w lutym, z inicjatywy Saszy, w Centrum przy ul. Górskiego odbyło się pierwsze spotkanie szerszego grona osób, które mają nieuregulowane sprawy związane z pobytem w Polsce. Ktoś zgubił dokumenty, inny został oszukany przez pracodawcę, a jeszcze inny przegapił termin wizy lub ciężko się rozchorował. Łączy ich jedno: chcą pozostać w Polsce i uregulować swój prawny status.
– Przyczyny nielegalnego pobytu są najróżniejsze. Zależą w dużej mierze od kraju, z którego pochodzą imigranci. Obywatelom Ukrainy jest obecnie łatwiej i szybciej wyjechać do domu, żeby pozyskać wizę. Tym bardziej, że aktualny system wizowy wciąż się liberalizuje. Jednak przed wejściem Polski do Unii Europejskiej znaczna część osób nie miała nawyku uzupełniania dokumentów czy porządkowania spraw urzędniczych. Większość z nich nie miała świadomości konsekwencji związanych z nielegalnym pobytem. Nie chodzi tylko o obawę przed tak restrykcyjnymi rozwiązaniami, jak umieszczanie w zamkniętych ośrodkach, ale o brak możliwości odwiedzenia rodziny na święta, wystawiania rachunków, korzystania z publicznych usług medycznych – wylicza Ksenia Naranovich.
– Należy jeszcze zaznaczyć, że wina nie leży wyłącznie po stronie cudzoziemców. Nasze nieprzystosowane do fachowej obsługi urzędy, same „produkują” nielegalnych imigrantów na skutek błędnych decyzji administracyjnych. Takie poszkodowane przez administrację osoby zgłaszają się do nas coraz częściej. Staramy się im pomagać w składaniu odwołań od kuriozalnych decyzji, co przynosi pozytywne skutki. Jednak tylko niewielka część imigrantów sama szuka u nas pomocy. Inni, z braku informacji, decydują się na nielegalny pobyt – dodają pracownicy Fundacji.
Sasza mówi też o braku kompetencji w udzielaniu informacji.
– Pamiętam jak weszłam do Urzędu ds Cudzoziemców. Pytałam, jak w ogóle mam podjąć pracę. Usłyszałam: „Proszę przeczytać na tablicach informacyjnych”. A przecież ja wtedy nawet nie czytałam po polsku. Od tego czasu sytuacja nieco się poprawiła, ale diametralnej zmiany nie widać.
Skoro nie ma innego wyjścia?
Osoby skupione wokół Centrum Powitania postanowiły działać wspólnie. W marcu opublikowali apel w sprawie abolicji. Do teraz zebrali pod nim już ponad 1000 podpisów, w tym nazwiska przedstawicieli organizacji pozarządowych, dziennikarzy, polityków, ale przede wszystkim migrantów, którzy przybyli do Polski ze wszystkich stron świata.
– Brakuje dokładnych statystyk, ilu nielegalnych imigrantów przebywa aktualnie w Polsce. Mówienie jednak, że problem nie istnieje jest kompletną bzdurą, wystarczy popatrzeć, ile osób zgłasza się do organizacji pozarządowych z pytaniem o abolicję. Jedynym wyjściem jest więc ujawnienie się i wyjście z podziemia – mówi Sasza. Migranci solidnie przygotowują się do tego „comming outu”. Nie chodzi im jednak wyłącznie o własny interes.
Z jabłkami na Wiejską
– Wyobrażasz sobie polski dom bez pachnącej szarlotki? – pyta mnie Sasza. – A wiesz, że ponad 80% osób zbierających jabłka w Polsce to ludzie zza wschodniej granicy?
O tym napisali na ulotce, którą przygotowali. Przez symbol zielonego jabłka chcą zwrócić Polakom uwagę, co tracą dając czerwoną kartkę imigrantom ze wschodu.
– Wy zbieracie truskawki w Niemczech, my u was jabłka. To takie dziwne? Przecież nie uciekamy z własnego kraju, bo mamy taką fanaberię. Zmusza nas do tego sytuacja ekonomiczno-gospodarcza państwa, w którym się urodziliśmy. Chcemy żyć choć trochę po “europejsku” – przekonuje Sasza.
Umożliwienie imigrantom legalizacji pobytu i zgoda na podjęcie legalnej pracy to w praktyce ograniczenie szarej strefy, bo pracujący imigranci mogliby wywiązywać się ze swoich zobowiązań podatkowych i opłacać składki na ubezpieczenie społeczne. W wielu przypadkach, abolicja pozwoliłaby też na swobodny wyjazd za granicę migrantom, którzy od wielu lat nie widzieli swoich rodzin.
Otwórz oczy, przyjmij jabłko
Nielegalni migranci zdecydowali, że 22 października pójdą na ul. Wiejską. Apel o abolicję chcą złożyć na ręce Marszałka Sejmu. Do apelu dołączą rekomendacje – propozycje brzmienia tekstu ustawy, która pozwoliłaby uczynić kolejną abolicję skuteczniejszą od poprzednich. Chcą też przekazać posłom kosz jabłek zebranych w sadzie w Grójcu.
Nie chcą jednak iść sami, ale zabrać ze sobą Polaków.
– Chcemy zwrócić uwagę, że problem nielegalnych imigrantów istnieje. Niczego nie żądamy. Nasze wyjście będzie miało charakter pokojowy. Przecież nie tylko o coś prosimy, ale chcemy tez dać coś od siebie. Chcemy opłacać świadczenia i łożyć na rozwój Polski. Żyć z państwem w zgodzie. Jest cała masa pracodawców, którzy chcieliby nas zatrudnić oficjalnie, ale nie mają takiej możliwości. Pozwólcie nam na legalizację, a my będziemy z wami współpracować. Owszem, zostaliśmy tu na własną odpowiedzialność, ale nie oznacza to, że nie chcemy godnie żyć. Pamiętajmy też, że obecnie deportacja oznacza dla nas zakaz wjazdu do całej strefy Schengen – apeluje Sasza.
Według Kseni Naranovich przyszedł czas, aby rozprawić się z niewiedzą Polaków.
– Zależy nam na tym, żeby zaczęła wzrastać świadomość. Nie tylko imigrantów, ale i polskich obywateli. Przecież nielegalność nie jest dobra, nie chodzi o to, żeby ją promować. Jeśli damy chociaż kilku osobom do myślenia, to już będzie sukces. Potrzeba zmiany nastawienia. Tragiczne majowe wydarzenia na Stadionie Dziesięciolecia zapoczątkowały już pewne dyskusje. Trzeba wykorzystać ten moment i przekierować polskie myślenie na hasło “Jestem za!”, za legalnością migrantów.
Pobierz
-
592164
594087_201010131830070318 ・38.72 kB
-
201010191107290664
595253_201010191107290664 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna (ngo.pl)