BATKO-TOŁUĆ: Mówi się, że 1% nie osiągnął swoich celów, ponieważ o sukcesie nie decyduje kontakt organizacji z ludźmi, a inne czynniki. Uważam jednak, że właśnie mamy moment przełomu.
Reprezentuję organizację strażniczą z dosyć abstrakcyjną misją, którą jest zmniejszenie dystansu władzy od obywateli, uczynienie władzy bardziej służebną a obywateli bardziej świadomymi swoich praw i korzystającymi z nich. Centralnym narzędziem do osiągnięcia tego celu jest dla nas dostęp do informacji publicznej i to właśnie na straży prawa do informacji stoimy od lat.
Sprawdźmy, czy mamy dla kogo działać?
Trudno zebrać pieniądze od obywateli na taką działalność, a jeszcze trudniej przekonać ich do przekazania 1% podatku, który wszak ludzie mogą dać tylko jednej organizacji. Organizacją Pożytku Publicznego zostaliśmy bez większego przekonania o możliwości odniesienia sukcesu finansowego. Jednak zawsze wolne nawet kilka tysięcy złotych są na wagę złota w organizacji utrzymującej się z grantów.
Zainteresowanie mechanizmem 1% przyszło z czasem. Po pierwsze, od około 2010 roku zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że musimy zyskać zainteresowanie i zaangażowanie obywateli oraz finansowo zmierzyć, czy to, co robimy, jest dla nich ważne. W środowisku międzynarodowych watchdogów pojawił się bowiem temat posiadania „constituency”. Najchętniej, choć lekko kontrowersyjnie, tłumaczę to słowo jako „wyborcy”. Wprawdzie nie jesteśmy politykami, ale chodzi o to, czy są jacyś ludzie gotowi poprzeć nasze dążenia i cele. Czyli czy mamy dla kogo działać, nawet jeśli sprawa, którą się zajmujemy, to abstrakcyjna idea.
1% jest po to, by szukać zwolenników
Zainspirowani międzynarodową dyskusją zaczęliśmy pracować nad zbudowaniem grupy ludzi, którzy interesują się tym, co robimy, popierają to i są gotowi się zaangażować. Praca polegała na zmienianiu języka na bardziej obrazowy, adresowaniu komunikatów do konkretnych grup odbiorców, pokazywaniu w naszej działalności spraw dla ludzi istotnych, utrzymywaniu relacji i odpowiadaniu na potrzeby osób zgłaszających się, podwyższeniu poziomu przejrzystości i pokazywaniu naszych wydatków z darowizn i 1%, zmianach na stronie organizacji, aby ludziom łatwiej było się włączyć, przygotowaniu mechanizmów szybkich płatności na stronie i zmienieniu sposobu zarządzania na nastawiony przede wszystkim na kontakty z ludźmi.
W ten sposób stopniowo osiągaliśmy cele, do których – zgodnie z ideą twórców – miał nas zachęcić mechanizm 1%. Bo on powstał właśnie po to. Nie po to, żeby na organizacje spadł deszcz pieniędzy, ale po to, by zachęcić je do budowania grup zwolenników w ich społecznościach. Doszliśmy do tego nieco inną drogą, ale z całkiem niezłym skutkiem. W momencie, gdy z powodu naszych działań zostaliśmy zaatakowani przez posłankę Krystynę Pawłowicz – nasi „wyborcy” uruchomili swoją siłę i była ona wzruszająca.
Przełożyć atak na wpływy z 1%
Po pierwsze, wiele osób poczuło się osobiście dotkniętych i czuło, że to atak także na nich. Po drugie, na wielu profilach w mediach społecznościowych, na forach, na innych portalach dyskusję prowadziły osoby, których nawet osobiście nie znaliśmy – odpierały ataki, linkowały do naszego Biuletynu Informacji Publicznej, dowodziły, że jesteśmy obiektywni i niezależni. Z kolei przygotowane na finansowe działania biuro od razu zaczęło reagować na wpłaty od ludzi, które zaczęły nadchodzić przez system szybkich płatności.
Podziękowania i zachęty do dalszego wsparcia wychodziły na bieżąco. To wydarzenie przełożyło się też na wsparcie z 1%. Na pewno przyczynił się do tego fakt, iż dotarliśmy do szerszych kręgów społecznych, ale na pewno zadziałały również komunikaty, które w tym czasie były bardziej zrozumiałe i stale dostarczane oraz aktywny kontakt.
Moment przełomu w 1%
Przy narzekaniu na 1% mówi się, że nie osiągnął swoich celów, ponieważ o sukcesie nie decyduje kontakt organizacji z ludźmi, a inne czynniki – podatnicy przekazują wpłaty na konkretne osoby czy na szkoły swoich dzieci. Z tych dwóch problemów bardziej martwi mnie pierwszy. Uważam jednak, że właśnie mamy moment przełomu.
Po pierwsze – w ostatnich dwóch latach chyba znacznie więcej organizacji zrozumiało, że o pieniądze trzeba się starać u obywateli. Po drugie, pojawiły się dobre programy dla organizacji, np. taki, który prowadzi INSPRO z Łodzi, w których można nauczyć się lepszego prowadzenia kampanii finansowych wokół 1%.
Kto ma wpływ na władzę, powinien być OPP
Wydaje mi się jednak, że przemyślenia wymaga sam status, który osiąga się przez rejestrację organizacji pożytku publicznego. Wszak 1% stanowi tylko o finansowym wymiarze posiadania tego statusu. Coraz bardziej męczy mnie jednak, że w sferze publicznej pojawiają się organizacje, które lobbują na rzecz konkretnych rozwiązań prawnych, a nie czują się zobowiązane do ujawniania tego, kto je finansuje. Twierdzą, że są to środki prywatne. Jeśli ktoś lobbuje na rzecz usunięcia Rzecznika Praw Obywatelskich czy pozbawiania kobiet prawa do decydowania o sobie, to nie ma w tym nic prywatnego. Musi być jasne, kto to jest i kto ma ten podmiot wpływ.
I dlatego dla mnie to, co powinno się zmienić, to nie tyle mechanizmy finansowe – propozycje w tej dziedzinie zostawiam INSPRO – ale faktyczna wiarygodność organizacji pożytku publicznego i konieczność posiadania takiego statusu, gdy chce się wpływać na sprawowanie władzy. Musiałby on pewnie mieć inną formę, gdyż organizacje kontrolujące władzę mogą obawiać się nadmiernej kontroli państwa nad nimi. A chodzi nie o to, by aparat państwowy wiedział, a abyśmy my – społeczeństwo – wiedzieli, kto i z jakim interesem uczestniczy w polityce.
Dowiedz się, co ciekawego wydarzyło się w III sektorze. Śledź wydarzenia ważne dla NGO, przeczytaj wiadomości dla organizacji pozarządowych. Odwiedź serwis wiadomosci.ngo.pl.
1% powstał nie po to, żeby na organizacje spadł deszcz pieniędzy, ale po to, by zachęcić je do budowania grup zwolenników.