Czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy chce zrobić sobie i innym krzywdę?
Ci, którzy czasem odwiedzają portal ngo.pl i czytują informacje o zmianach prawnych dotyczących organizacji pozarządowych, mogą kojarzyć moje nazwisko z Projektem KOMPAS, którego celem jest monitorowanie sytuacji prawnej trzeciego sektora. Wspominam o tym, ponieważ tym razem pisze po prostu jako Grzegorz Makowski – obywatel i wieloletni pracownik organizacji pozarządowych. A piszę ponieważ zupełnie niespodziewanie przeżyłem zdarzenie, które szokuje mnie tym bardziej im dłuższy czas upływa od chwili, gdy go doświadczyłem. Piszę również dlatego, że mam wrażenie, iż wysiłek wielu ludzi pracujących na rzecz organizacji pozarządowych bywa kwestionowany i zaprzepaszczany częstokroć z powodu błahych lub wymyślonych powodów. Ale do rzeczy.
Otóż zadzwoniłem do jednej z najlepiej znanych
w Polsce organizacji – Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej
Pomocy, ponieważ zaintrygowało mnie to, że na stronach tej
organizacji upubliczniono jedynie fragment statutu – dwa pierwsze
rozdziały. Bardziej zainteresowanych odsyła się natomiast do
siedziby fundacji lub publicznych organów nadzoru – ministra spraw
wewnętrznych oraz resortu zdrowia. Myślę sobie, co tam, taka miła
fundacja, zadzwonię do nich, na pewno wyślą mi statut mailem jak
ich o to ładnie poproszę. Przecież nie będę chodził po urzędach,
żeby dostać statut organizacji pozarządowej, na miłość Boską!
Jak pomyślałem, tak zrobiłem i jakież było moje
zdziwienie, gdy najpierw osoba, która wysłuchała mojej prośby
stwierdziła, że musi się z kimś naradzić, a po paru ładnych
minutach dowiedziałem się, żeby aby otrzymać pełny statut fundacji
WOŚP muszę wystąpić ze specjalnym pismem do prezesa i to on
podejmie decyzję, czy statut mi udostępnić. Przez chwilę trudno
było mi pojąć ten komunikat, ale po chwili wyraziłem swoje
zdziwienie i zakończyłem rozmowę.
Ktoś powie – błahostka. Ot, jakaś
wolontariuszka zmieszała się dziwnym pytaniem i chlapnęła co tam
jej do głowy przyszło. I tak też sobie w pierwszej sekundzie
pomyślałem, ale zaraz zdałem sobie sprawę, że tę sytuację skądś już
znam. Znam ją z dziesiątków urzędów, w kontaktach z którymi często
byłem zbywany i zniechęcany w dążeniach do uzyskania nawet
banalnych informacji. To czysta spychologia, za którą zawsze kryła
się albo zwykła ludzka złośliwość, albo czasem coś więcej – niechęć
do kontaktu z ludźmi lub nawet jakieś ciemne sprawy.
Piszę ten tekst nie tylko po to, aby wyrazić
zdziwienie postawą pracowników WOŚP. W ostatnim roku wiele nerwów i
wysiłku poświęciłem na śledzenie losów rządowego projektu nowej
ustawy o fundacjach. Każdy, kto interesował się tą sprawą wie, że
gdyby ów projekt stał się ustawą, fundacje zostałyby daleko
uzależnione od uznaniowości urzędników. Dlaczego? Dlatego, że
Kancelaria premiera Kaczyńskiego, która przygotowała ten projekt,
uznała, że działalność fundacji w Polsce jest nieprzejrzysta, w
związku z tym trzeba ograniczyć swobodę ich działalności, prawa
fundatorów i kompetencje zarządów. Zabronić prowadzenia
działalności gospodarczej i nałożyć kolejne obowiązki
sprawozdawcze. Krótko rzecz ujmując – wzmocnić nadzór i kontrolę.
Ten projekt mógłby odbić się bardzo negatywnie na funkcjonowaniu
całego sektora pozarządowego. Wiele osób włożyło mnóstwo pracy,
żeby z tego projektu zniknęły najbardziej absurdalne propozycje, a
kiedy już nie dało się negocjować z rządem, osoby te przygotowały
własną propozycję zmian w ustawie o fundacjach. Całą tę sprawę
zamknęły dopiero przyśpieszone wybory.
Ale teraz sobie myślę, po co to wszystko było?
Po co zebrania Rady Działalności Pożytku Publicznego na temat
skandalicznych zmian w ustawie o fundacjach, spotkania z
parlamentarzystami, ministrami, dyrektorami? Po co ich było
przekonywać, że nie trzeba chwytać fundacji za twarz, bo one
działają bardzo dobrze, są przejrzyste i otwarte na obywateli, a
patologia w tym środowisku to prawdziwy margines? Po co przekonywać
o tym decydentów, skoro „człowiek z ulicy” nie może dostać po
prostu do ręki podstawowego dokumentu od bodaj najlepiej znanej
fundacji w tym kraju? Może w takim razie to Kancelaria Premiera
Kaczyńskiego ma rację, a nie ja?
Człowiek podejrzliwy w takiej sytuacji mógłby
zacząć zadawać jeszcze inne pytania. Co w takim razie może się
jeszcze kryć w dokumentacji tej Fundacji Wielkiej Orkiestry
Świątecznej Pomocy skoro nie chce ona otwarcie upublicznić swojego
statutu, a o jego pełną wersję trzeba specjalnie występować do
prezesa Owsiaka? To przecież musi być co najmniej dziwne, skoro
organizacja korzystająca z milionów publicznych pieniędzy,
pochodzących ze zbiórek i mechanizmu 1%, nie chce umieścić na
swoich stronach podstawowego dokumentu – statutu. Czy tak ma
zachowywać się organizacja obywatelska?
Niewykluczone, że w przyszłości, być może w
bardzo niedalekiej, do władzy wróci Premier Kaczyński i jego
Kancelaria. Z nimi wróci też zapewne projekt nowej ustawy o
fundacjach razem ze wszystkimi zagrożeniami dla swobody trzeciego
sektora. Ale nie wiem, czy warto będzie wtedy zmagać się z tym
projektem, skoro jedna z największych fundacji w Polsce nie chce
udostępnić zwykłemu obywatelowi swojego statutu. Niech ją sobie
wezmą za twarz urzędnicy – minister spraw wewnętrznych i minister
zdrowia, a jak ktoś będzie chciał się dowiedzieć, co ta fundacja
robi, to się może dowie tego z Biuletynu Informacji Publicznej. A
jak w życie wejdą przepisy zaostrzające nadzór nad fundacjami i
odbierające im swobodę decyzji, to powiem tylko, że fundacje same
są sobie winne z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy na czele.